wtorek, 17 grudnia 2019

Nie potrzebujesz nikogo żeby uczynił Cię wyjątkowym, jesteś i zawsze będziesz wyjątkowy.

Nie potrzebujesz nikogo żeby uczynił Cię wyjątkowym, jesteś i zawsze będziesz wyjątkowy.


Autor: Jacek Baraniecki


Prowokujemy sprzeczki, żeby pokazać kto tu rządzi, opowiadamy o swoich miłosnych podbojach, niezwykłych eskapadach, czadowych imprezach, niezwykłych zdolnościach negocjatorskich przy wypisywaniu mandatu, udanych inwestycjach, nowo wybudowanym domu, ostrości 50 calowej plazmy a wszystko to w nadziei że ujrzymy uznanie w oczach innych.


Wsiada z Tobą kumpel do samochodu i jedziesz szybciej niż jechałbyś sam. Jeśli jesteś z dziewczyną w restauracji zostawiasz większy niż zwykle napiwek, jeśli z chłopakami to musisz zagadać do każdej kelnerki. W towarzystwie starasz się żeby to właśnie z twojego dowcipu wszyscy najgłośniej się śmiali. Na parkiecie musisz być najlepszym tancerzem, a w rozmowie zagiąć każdego kto myśli inaczej niż Ty. Wśród koleżanek wciąż niby nieumyślnie licytujesz, która ma najprzystojniejszego faceta i w czyim świecie najwięcej się dzieje. Chłopaki prężą się przed lustrem na siłowni, dziewczyny ubierają wyzywająco tak żeby o nich cały dział w firmie mówił.

Ludzie tak wielką wagę przywiązują do cudzych opinii, pragną uznania, wydaje im się, że to uczyni ich kimś wyjątkowym. Nic bardziej mylnego. Szukanie uznania w oczach innych przynosi frustracje, bo nie jesteśmy w stanie takim uznaniem się nasycić. Twoja wyjątkowość nie pochodzi z uznania innych, ale z faktu, że nigdy na świecie nie było i nie będzie takiej osoby jak Ty. Masz w sobie pakiet umiejętności i zdolności, których nie ma nikt inny, niepowtarzalną osobowość, indywidualny gust i poczucie piękna - to czyni Cię właśnie wyjątkowym. Dlatego tak bezsensownym, zbytecznym i daremnym jest walczenie o uznanie innych, by przez to poczuć się wyjątkowym.

Jeśli uświadomisz sobie tą prawdę nie będziesz miał zżerającej potrzeby udowadniania każdemu swojej wartości. Znajdziesz spokój, radość i szacunek do tego co robisz każdego dnia.


Jacek Baraniecki

Odnajdźsiebie.pl

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Lepsze życie – czas na zmiany

Lepsze życie – czas na zmiany


Autor: Matylda Misiek


Każdy z nas chce lepiej żyć, więcej zarabiać, być lubianym, znanym, zdrowym i otoczonym miłością. Wbrew pozorom w ponad 90% to od nas samych zależy jakie jest nasze życie. Zatem, czas na zmiany!


Jak być lubianym:

a. Staraj się nie tylko zaciekawić innych swoją osobą, ale też staraj się ich słuchać, doradzać

b. Nie krytykuj! Każdy popełnia błędy, a ostre krytykowanie doprowadzi tylko do sytuacji, że wzbudzisz agresję w drugiej osobie. Zamiast krytyki, warto zapytać kogoś dlaczego tak, a nie inaczej się zachował.

c. Staraj się pamiętać o urodzinach bliskich ci osób, każdemu jest miło, kiedy wie, że inni pamiętają o ważnej dla niego dacie.

d. Nie bój się odzywać w towarzystwie, uwierz w siebie!

e. Mów innym komplementy, oczywiście szczere, każdy z nas lubi usłyszeć o sobie coś miłego. Poza tym jeśli sprawisz, że rozmówca będzie w lepszym humorze, możliwe, że i lepiej odbierze twoją osobę.

Jak więcej zarabiać:

a. Pomyśl, czy nie warto otworzyć czegoś swojego, może jest coś o czym od zawsze marzyłeś?

b. Spróbuj poprosić szefa o awans (pamiętaj, o wcześniejszym przygotowaniu przykładów, potwierdzających twój udział w rozwoju firmy).

c. Spróbuj uzyskać dodatkowy dochód przez zarabianie przez Internet. Istnieje wiele stron, programów partnerskich dzielących się przychodami z promowania określonych produktów. A może spróbujesz pisać swojego bloga, na którego wkleisz płatne reklamy?

Ludzie często próbują zmienić coś w swoim życiu w nadziei o lepsze jutro. Planują zmianę zachowania, lecz na planowaniu się kończy, o ile można nazwać nasze planowanie, prawdziwym planowaniem. Jak wygląda prawdziwe planowanie? Bierzemy kartkę (tak, tego punktu nie olewaj, to bardzo ważny punkt, coś uwiecznionego na papierze pozostaje na dłużej) i na środku piszemy nasz cel, w tym przypadku: zmiana zachowania. Następnie piszemy co nam da nasza zmiana (najlepiej, aby było to minimum 10 punktów), można napisać: lepsze życie, lecz bardziej motywujące będzie to, jeśli napiszemy w szczegółach co składa się na owe lepsze życie, np. bycie lubianym, bycie popularnym, większe zarobki = więcej przyjemności/rozrywki (najlepiej kiedy możemy to jeszcze bardziej uszczegółowić – będę mógł częściej chodzić do kina). Następnie możemy skorzystać ze znanej na świecie metody rozwiązywania problemów, metody 20 pomysłów. Nasz temat zmieniamy w pytanie, zaczynając od słów: co mogę zrobić, aby… i tu wpisujemy w tym wypadku: zmienić zachowanie. Następnie w 20 punktach, pisanych jeden pod drugim próbujemy znaleźć rozwiązanie. Ważne jest to, aby nie poddawać się zanim nie dojdziemy do punktu 20. Następnie określamy, które z celów są realne do wykonania na tą chwile i dzielimy je na najbliższe tygodnie, np. będę pamiętać o urodzinach Basi – pierwszy tydzień maja, nie będę krytykować ludzi, najpierw spróbuje dowiedzieć się dlaczego tak postąpili – drugi tydzień maja. Należy pamiętać, że w danym tygodniu musimy chociaż raz wypełnić zapisane zadanie. Jeśli nie uda nam się wykonać zadania, o ile to możliwe, musi przesunąć je na kolejny tydzień i co ważne spojrzeć na naszą kartę motywacji, tzn. przeczytać jeszcze raz punkt: co nam da nasza zmiana. Jest to związane z teorią behawioralną, która mówi, że człowiek reaguje na bodźce z otoczenia, jeśli dane zachowanie kończy się czymś dobrym to je powtarza. Czyli jeśli przykładowo nie skrytykujesz kogoś i dowiesz się, że miał coś ważnego do osiągnięcia swoim zachowaniem, że było to jego marzenie i nie chciał cię zranić, w zamian za co zaprasza cię na przeprosinową kawę, ty zapamiętujesz, że takie zachowanie przynosi dobre efekty i z pewnością powtórzysz je, przez co zmienisz swoje zachowanie i staniesz się bardziej lubianą osobą. Jak widzisz, lepsze życie jest w zasięgu ręki, trzeba tylko chcieć się zmienić.


Matylda Misiek

https://www.zlotemysli.pl/new,netwaluta,blog/prod/10042/ja-tadeusz-niwinski.html - gwarancja lepszego życia

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Inne spojrzenie na lenistwo

Inne spojrzenie na lenistwo


Autor: Krzysztof Kurilec


Zapewne nie zawsze chce Ci się coś zrobić. Czasem czujesz, że powinieneś coś zrobić, ale zwyczajnie Ci się nie chce. Czasem chcesz po prostu poleniuchować.


Odkąd pamiętam mnie również ciężko było do czegokolwiek zmobilizować…
Ale znalazłoby się parę wyjątków :-)
Nie było mnie trzeba mobilizować do jedzenia, jeżdżenia na rowerze i od pewnego czasu (około końca podstawówki) do słuchania muzyki. Na te zajęcia zawsze miałem ochotę!

Dodałbym do tej listy jeszcze spotkania z kolegami. Przez kilka lat nie rozstawałem się z lutownicą. Miałem też całkiem długi okres fascynacji fotografią – od pstryknięcia zdjęcia po wysuszenie zdjęcia w urządzanej w łazience ciemni fotograficznej.

Znalazłoby się więc parę rzeczy, do których nie trzeba było mnie namawiać, którymi zajmowałem się zawsze z przyjemnością. Ale prawdą jest, że często nie chciało mi się nic robić…

Dzisiaj można by mądrze stwierdzić, że ów brak motywacji do działania wynikał po prostu z braku celu, do którego chciałoby mi się dążyć. Tu znowu muszę przyznać, że nie potrafiłem stawiać sobie celów – moje życie po prostu się toczyło, dzień mijał za dniem. W dzieciństwie szkoła, potem liceum, studia, praca itd

Ale jak się dłużej i poważniej zastanowić, to może to moje lenistwo wcale nie było takie złe.

Jakiś czas temu przeczytałem albo usłyszałem stwierdzenie, że „warto stawiać sobie cele i z przekonaniem dążyć do ich realizacji, bo w przeciwnym razie będziesz realizował cele innych”. Mądre, prawda? Tak więc zastanawiam się dzisiaj, czy to lenistwo nie ochroniło mnie właśnie realizowaniem celów innych :-)

Należy jednak zadać sobie pytanie czy realizacja celów innych ludzi musi oznaczać coś złego?

Zasadniczo nie!
Przecież większość ludzi tak żyje. Czy praca na etacie nie jest właśnie realizowaniem celów innych ludzi ? W tym wypadku właściciela firmy, który ją założył, żeby realizować swoje cele. Oczywiście dzięki takiej pracy mamy pieniądze, które pozwalają nam realizować swoje cele. Ale trzeba być świadomym, że skoro pracujemy dla kogoś to przecież realizujemy jego cele, bo przecież nasz pracodawca założył tę firmę w jakiś swoim celu…

Wracając do spraw dzieciństwa, mam pytanie do rodziców lub przyszłych rodziców: Czy wolałbyś mieć dziecko, które ciężko jest „zapalić” do jakiegokolwiek działania, ale jak połknie bakcyla to poświęca mu się na maksa czy lepiej, żeby dziecko interesowało się wszystkim i z zapałem brało się za wszystko, co mu się podsunie?

Pewnie jak zawsze najlepszy byłby jakiś złoty środek :-)

Pierwszy przypadek „grozi” pasywnością w życiu dorosłym a drugi tym, że jako dorosły będzie mieć wiele rozgrzebanych tematów, z których żadnego nie jest w stanie dokończyć, bo w trakcie realizacji jednego projektu pojawi się jakiś inny, ciekawszy.

Ani jeden ani drugi prawdopodobnie nie odniósłby w życiu prawdziwego sukcesu. Ale na szczęście pierwszego da się „obudzić” a drugiego trochę „ostudzić”.

Wystarczy uświadomić sobie, że mamy problem i wyobrazić jacy chcielibyśmy być. Jeżeli to pragnienie przemiany będzie wystarczająco silne, reszta stanie się sama…

Pamiętaj - jesteś tym kim myślisz, że jesteś! Myśl więc o sobie takim, jakim chcesz być!

A kiedy czegoś Ci się nie chce, oznacza to, że widocznie Twój podświadomy umysł nie uważa tego, za warte Twojego wysiłku :-) Jeżeli świadomie też nie jesteś przekonany – odpuść, przynajmniej na jakiś czas.

Ale jeżeli świadomość mówi Ci, że trzeba to coś zrobić – koniecznie „przekonaj” podświadomość, że się myli! Na mnie najlepiej w takich sytuacjach działa wyobrażenie sobie, że to coś robię albo już zrobiłem i jak się dobrze teraz czuję. Długo nie muszę czekać na pojawienie się zapału do działania.

Do wszystkiego w życiu podchodź pozytywnie. Traktuj pozytywnie również oznaki lenistwa, które mogą sygnałem do zastanowienia się, czy naprawdę warto zrobić to, przed czym się bronisz :-)


Krzysztof Kurilec
mysloczymmyslisz.pl

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Marzenia jak narkotyk

Marzenia jak narkotyk


Autor: Jacek Baraniecki


Marzenia o wspaniałej przyszłości są jak narkotyk. Po zaaplikowaniu znika cierpienie i od razu czujesz się świetnie, masz energię i chce się żyć. A później starcie z rzeczywistością jest bardzo drastyczne. Boleśnie odczuwasz dysonans pomiędzy tym co chciałbyś żeby było a tym co jest faktycznie.


Jesteś znudzony, rozdrażniony, masz dość, wyłączasz się i zaczynasz marzyć. Kreujesz z niewiarygodną perfekcją każdy szczegół Twojego świata. Miejsca, zdarzenia są tak realne, że możesz ich prawie dotknąć, czujesz to, ogarnia Cię radość, pławisz się w niej i za wszelką cenę chcesz tu pozostać. Nagle do tego świata puka rzeczywistość i w jednym momencie wszystko znika. Chciałbyś zamknąć oczy i choćby na chwile jeszcze śnić, ale nie możesz. Zagryzasz zęby i z bólem wracasz do swoich rutynowych obowiązków. Czujesz się bezradny, nie masz siły, szybko dopada Cię znużenie, najchętniej rzuciłbyś to wszystko i uciekł gdzieś. Ból, brak entuzjazmu, frustracja, złość - tak kończy się próba ucieczki z realnego świata.

Nie chodzi o to żeby nie mieć marzeń. Są one bardzo potrzebne, nadają kierunek naszym działaniom. Chodzi o to żeby nie używać ich do ucieczki przed rzeczywistością. Chwilowo działają bardo dobrze, dają nam to czego chcemy – ucieczkę od bólu i natychmiastową przyjemność, ale no dłuższą metę nie będziesz w stanie się tak znieczulać. Po pewnym czasie nawet największa i najpiękniejsza dawka marzeń nie będzie dawać żadnej przyjemności a przynosić tylko większe cierpienie w zderzeniu z tym co Cię otacza.

Dodatkowo te piękne marzenia odsuwają szczęście gdzieś w przyszłość, nie pozwalają cieszyć się życiem teraz, w tym właśnie momencie. Obrazy, które kreujesz w głowie to lista rzeczy, których jeszcze nie masz, bez których w Twoim mniemaniu szczęście jest niemożliwe. A przecież szczęście to stan ducha i umysłu, nie zależy od tego co mamy, czym się zajmujemy i co mówią o nas inni. Masz wszystko żeby być szczęśliwy już teraz, nie musisz na nic czekać.


Jacek Baraniecki

Odnajdźsiebie.pl

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Jesteś dokładnie tam gdzie powinieneś być

Jesteś dokładnie tam gdzie powinieneś być.


Autor: Jacek Baraniecki


Patrzysz dookoła i stwierdzasz, że to nie jest to, czego Ty chcesz. Masz nie taką pracę jakbyś chciał, szef cały czas Cię wkurza, nie możesz rozwijać swoich pasji, nie masz czasu dla siebie, nie masz czasu dla znajomych, cały czas brakuje Ci pieniędzy na to, co chciałbyś sobie kupić.


Relacja z Twoim mężczyzną/kobietą Cię nudzi, nie ma w tym nic ekscytującego, nie masz pomysłu, co zrobić żeby się odbić, żeby to wszystko przemienić.

Codziennie rano zmuszasz się żeby wstać z łóżka, a potem ładujesz w siebie kolejną kawę żeby się dobudzić. Zadajesz sobie pytanie: czy to tak ma właśnie wyglądać? Później przestajesz zadawać to pytanie, bo nie znajdujesz na nie odpowiedzi, a myśl o tym jeszcze bardziej Cię pogrąża.

Możesz popatrzeć na ludzi, którym się udało i stwierdzić: no tak, oni mieli lepsze warunki. On przejął firmę po ojcu, miał pieniądze na start, dostał ziemie od dziadków, odziedziczył kamienicę, wygrał pieniądze na loterii, jemu zawszę się udaje, miał ludzi, którzy mu we wszystkim pomogli, ma talent, wtedy były inne czasy. Możesz stwierdzić, że oni mieli lepiej, ale to nie jest prawda. Ludzie, którzy odnoszą największe sukcesy, najczęściej startują z najtrudniejszych pozycji, a największą frajdą jest dla nich proces przemiany warunków, które ich otaczają. Nie istnieje coś takiego jak lepsze warunki dla jednych a gorsze dla innych. Każdy z nas nosi w sobie potencjał by odnieść sukces.

Patrząc na swoje życie możesz pomyśleć, że nie chcesz go w takim wydaniu jakim go doświadczasz. Wszystko co Cię otacza, a także zdarzenia z przeszłości mogą wydawać się bezsensowne i niepotrzebne. Chcę Ci powiedzieć, że wszystko co wydarzało się w Twoim życiu do tej pory, wydarzyło się w perfekcyjnym czasie, nauczyło Cię dokładnie tego co było konieczne żebyś się nauczył, doprowadziło Cię do miejsca w którym się obecnie znajdujesz. Cały bagaż doświadczeń będzie Ci niezbędny w dalszej drodze, która jest przed Tobą.

Nie ma żadnej pomyłki, jesteś dokładnie w tym miejscu, w którym powinieneś być. Nie ważne z jakiego miejsca startujesz, ważne w jakim miejscu skończysz, ważne w jakim kierunku zmierzasz.


Jacek Baraniecki

Odnajdźsiebie.pl

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Moje myśli kreują moje życie

Moje myśli kreują moje życie


Autor: żuraw


„Panie, za­chowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy te­mat i przy każdej okazji. Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek. Uczyń mnie poważnym, lecz nie ponurym, czynnym, lecz nienarzucającym się”.


Ten fragment modlitwy św. Tomasza z Akwinu znajduje się przy jego grobie w Tuluzie. Znajduję w łych słowach pokorę dla moich i innych ludzi słabości. Uświadamiają mi, że w tym świecie dane zostało mi cenne życie wraz z więzami, które łączą mnie z rodzicami, rodzeństwem, nauczycielami i uczniami, przyjaciółmi i znajomymi. Do spełnionego życia będzie mnie prowadzić szlifowanie samego siebie w takich właśnie związkach i doskonalenie samej siebie poprzez własne wysiłki. Nigdy więcej nie powtórzy się moje życie w takim samym wymiarze. Dlatego cenię sobie z całego serca związki z ludźmi, które zostały mi dane. Nie muszę wyrażać swoich opinii. Nie muszę błyszczeć. Nie muszę za wszelką cenę zaznaczać swojego istnienia. Po prostu jestem obecna. Ze szczerością i uwagą słucham innych, często wzruszając się ich opowieściami. Ludzie bowiem gromadzą się wokół tego, kto ich naprawdę słucha. Pamiętam, że to, co daję, zostanie mi zwrócone, a zemsta na wrogach uderzy we mnie. Nie jestem pochlebcą, nie kłaniam się innym w pas. Uczciwie i z dumą wyrażam siebie słowami, czynami i postawami. Nie odpowiadam arogancją na arogancję, sarkazmem na sarkazm, pogardą na pogardę. Bez względu na to, jak inni zachowują się wobec mnie, zawsze staram się odpowiadać miłością, ciepłem i życzliwym sercem. Nie lituję się nad chorymi, samotnymi, czy słabymi, Każdy z nich ma swoją dumę, a litość wywołuje przeciwną reakcję. Ludzie chorują i są nieszczęśliwi, ponieważ nie chcą otworzyć się na innych i trwają w zamknięciu. Tak, jak wszyscy, pragną wyzwolić swe serce. Aby to mogło nastąpić, ważne jest, żeby nie ranić ich dumy.

Inni to inni, ja to ja. Nie porównuję siebie z innymi. To daje mi wolność. Gdy inni mnie ranią, znieważają lub robią ze mnie głupca, nie obrażam się na nich. To się na nic nie zda. Za to staram się wyjaśnić, dlaczego mi to robią. Nie tłumaczę się. Przyznaję się z pokorą do swoich błędów i przepraszam, gdy kogoś ranię. Nie przerzucam na innych odpowiedzialności za swoje czyny. Nie ranię samej siebie ani innych niepotrzebnie, wyolbrzymiając błędy, które ja, czy ktoś inny popełnił. Natomiast staram się w innych dostrzegać ich dobre cechy. Przebaczenie zawsze niesie ulgę. Uwalnia moje serce od nienawiści, prowadzi mnie ku wolności i pokojowi. Może się wydawać, że aktu przebaczenia dokonuję dla dobra innych, ale w rzeczywistości dokonuję go wyłącznie dla siebie: oznacza to wygnanie z serca antypatii, gniewu i wrogości.

Mam przyjaciół, przed którymi mogę z zaufaniem otworzyć serce i podzielić się swoim bólem tak, jak oni dzielą się ze mną swoim. Mam do nich zaufanie, które można mierzyć szczerością. Zaufania nie można zastąpić perfekcyjnością w pracy, bystrym intelektem ani głęboką wrażliwością. Zaufanie wzbudzają ci ludzie, którzy mają charakter i odnoszą się do innych z niezachwianą szczerością. Brak przyjaciół, samotność są stanem niespełnienia serca. Jeśli wnoszę coś w życie innych, nie odczuwam w sercu samotności. Kiedy rozumiem cudze serce, wtedy mogę poznać swoje prawdziwe Ja. Wiem, że moje myśli kreują moje życie: jak myślę, takim człowiekiem się staję, To moje własne nastawienie, mój sposób patrzenia na rzeczy sprawia, że coś się pogarsza albo wydaje się gorsze, niż jest. Pamiętam, że rzeczy mają złe strony, gdy ja je tak spostrzegam. Zło nie istnieje. Wszystko z natury swojej jest dobre i ode mnie tylko zależy, co z tym zrobię, i czy dobro nie zmieni się w zło.

Usiłuję walczyć z moimi negatywnymi emocjami, unikając stwierdzeń: „do niczego", „nie da się", „Nie!", „nędzny", „głupi", „nie lubię", „chcę umrzeć", itp. Zamieniam je na emocje pozytywne, Myślę więc: „na pewno mi się uda"; „lubię wszystkich"; „będę pożyteczna dla innych"; „wszystko z pewnością zmieni się na lepsze"; „wszystko w porządku"; „wydostanę się z tego”; „nigdy nie będę uciekać przed problemami"; „stawię czoła sytuacji”. Jeżeli zawsze będę obawiać się porażki, na pewno przegram. Jeżeli będę starać się myśleć o rzeczach radosnych i dających szczęście, zachowywać się tak pogodnie, jak tylko się da, to z pewnością pewnego dnia stanę się szczęśliwa.

Każda myśl, czyn albo słowo, które wyślę w świat, trwa wiecznie. Takie jest prawo tego świata. Myśli, czyny i słowa mają moc przyciągania wszelkich elementów niezbędnych, aby stały się one konkretną rzeczywistością. To one są odpowiedzialne za mój los - dobry, czy też zły. Ostre słowa, nawet wypowiadane dla czyjegoś dobra, wywołują u ludzi negatywne reakcje. Dlatego kultywuję empatię, aby umieć zrozumieć ból innego człowieka. Mówienie wyłącznie słów miłości oznacza, że ich energia działa w kierunku tego, co pozytywne. Oznacza to mówienie o szczęściu, pomyślności i zdrowiu, a unikanie mówienia o nieszczęściu, chorobie, ubóstwie itp. Słowo żyje, jest energią.

Staram się nie żyć przeszłością. Każde jutro jest absolutnie nowe, a przyszłość właśnie się zaczyna. Jeśli jednak ograniczę się własnymi myślami i uczuciami, jeśli nie zechcę przebaczać i będę stale odświeżać wspomnienia tego, co było - to nigdy nie zaznam prawdziwego spokoju. Przeszłość minęła bezpowrotnie. Dzień dzisiejszy jest rezultatem dnia wczorajszego, a zarazem przyczyną jutrzejszego. Każda chwila jest nową chwilą. Żeby żyć, nie wolno mi ani na moment tracić nadziei. Muszę zrobić wszystko, aby zrealizować swoje nadzieje. Gdy jestem blisko ich utraty, pamiętam, że moje nadzieje nigdy mnie nie zdradzą. To tylko ja mogę je zdradzić poprzez ich zaniechanie. Tak jak marzenia, nadzieje spełniają się wtedy, gdy nie będę się tego spodziewać - ich spełnienie jest absolutnie pewne. Nadzieje i marzenia uruchamiają odporność na zło. W momencie, gdy się poddam, wszystko się zawali.

Każda istota ludzka poszukuje miłości, pragnie być zrozumiana. Nic tak nie boli, jak brak miłości i zrozumienia ze strony innych. Jeśli taki stan trwa zbyt długo, tracimy nadzieję. A bez niej żyć nie można. Bycie kochanym daje prawdziwą radość i nadaje życiu sens. Jest to możliwe tylko wtedy, gdy ja potrafię kochać i rozumieć innych. Najpierw trzeba dać, aby móc dostać.

Wszyscy możemy pójść taką drogą życia, na jaką się zdecydujemy. Będziemy szczęśliwi, jeśli tylko zechcemy. Zdobędziemy tyle, ile zechcemy. Będziemy zdrowi, jeśli tak postanowimy. Rzeczy niemożliwe mogą się spełnić nawet poprzez ich niespełnienie. Uświadamiam sobie swoje ograniczenia i mam odwagę przyznać się do nich. Nie boję się powiedzieć: nie wiem, błądzę, pomyliłam się, przepraszam. Tę odwagę i garść refleksji, z którymi odważnie dzielę się z innymi, zaczerpnęłam właśnie ze słów św. Tomasza z Akwinu.


www.hamer369.blogspot.com

www.rowerempokraju.blogspot.com

www.hamer.pinger.pl

https://picasaweb.google.com/hamer369/BorneSulinowoZOtow?authkey=Gv1sRgCLCAv5qupITJ-wE&feat=directlink

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Piotruś Pan i Wanda

Piotruś Pan i Wanda


Autor: żuraw


K.G. Jung uważa, że człowiek jest wypadkową tego, czego on sam nie wie o sobie i czego nie wiedzą o nim inni ludzie. Dotyczy to naszej dojrzałości społecznej oraz życiowych postaw w zależności od płci.


Wielu zachowaniom człowieka, czy sytuacjom można przypisać atrybuty infantylności. Infantylność – to niedoj­rzałość emocjonalna, brak umiejętności brania na siebie odpowiedzialności za swoje czyny, ale także branie odpowiedzialności za innych; to funkcjonowanie metrykalnie dorosłego człowieka na poziomie dziecka. Tak rozumiemy infantylność głęboko patologiczną.

Często również zacho­waniom ludzkim przypisujemy atrybut infantylności jako wyraz zdrowej pełni rozwoju. Można mieć na tyle dojrzałą i rozwiniętą osobowość, emocje i całą sferę psychi­czną, by mieć pełny dostęp do dziecka w sobie, wolnego i radosnego, a nie zaadoptowanego, wściekłego i zbunto­wanego. Dostęp do radosnego dziecka w sobie i umiejęt­ność łączenia go z dojrzałym ego, czyli dojrzałości w kon­taktach z ludźmi, w związkach intymnych i działaniu społecznym, jest kryterium zdrowia psychicznego. Tak więc człowiek psychicznie zdrowy potrafi śmiać się, płakać, gdy boli; pozwala sobie na lęk, gdy się boi, ale nie wpada w panikę, nie czuje się zaskoczony, gdy spotyka go coś niespodziewanego. Jednak ktoś obserwujący to z zewnątrz może uznać jego zachowanie za infantylne.

Wyobraźmy sobie jednak osobę neurotyczną, spiętą, ale potrafiącą zapomnieć się w zabawie, tańcu i śpiewie. Potrafi ona również pogrążyć się w żałobie, płakać i rozpa­czać. Wreszcie - potrafi przytulić się do kogoś bliskiego w chwili cierpienia i poprosić np. o pogłaskanie po głowie. Te zjawisko nazywa się regresją w służbie ego.Co­dzienne życie jest pełne napięcia, stresu i lęku. l jeśli czasami, pod kontrolą swoich dorosłych zasad, upijemy się, będziemy się wygłupiać lub obrazimy się jak dziecko, to zafundujemy sobie terapię, która też jest regresją w służbie ego. Chodzi o to, że co jakiś czas należy wejść w stan dziecka, aby ta część dorosła w nas - czyli ego - mog­ła przetrwać. Wtedy nasze ego po prostu odpoczywa, odreagowuje napięcia, których nie da się w żaden sposób w roli dorosłego spełnić i zrealizować. Mam tu na myśli sytuacje zabaw, umiejętność radości i śmiania się pełną piersią. Obserwowani przez innych możemy zostać uznani za infantylnych. Ale patrząc na to głębiej - nasze, właściwe dzieciom, zachowanie jest regresją w służbie ego. W służbie - a więc jest nam, dorosłym potrzebne, aby przetrwać.

Często mamy do czynienia z zachowaniami dorosłych, w których ma miejsce regresja, czyli we­jście w stan reakcji emocjonalnej dziecięcej. Jednak dorosły i jego otoczenie cierpią z tego powodu. To jest regresja, która już nie służy ego. Mam tu na myśli sytuacje obrażania uczuć innych ludzi, np. publiczne wyśmiewa­nie się z innych itp. Jest to postawa dziecięco egocentryczna, a dorosły nie rozumie kontekstu sytuacji. „Dorosłość" została wyłączona. Często w takich przypadkach można mówić o poważniejszych zaburzeniach osobowości i niedojrzałości emocjonalnej, czy niedojrzałości „ja". W przypadku mężczyzn jednym z często obserwowalnych wariantów zachowania jest syndrom Piotrusia pana, czyli syndrom nigdy niedojrzewających chłopców. To ci, którzy wiele rzeczy zaczynają, ale nigdy nie kończą; rzadko dotrzymują obietnic, obrażają się i złoszczą, gdy są krytykowani. W pracy, mimo, dużych intelektualnych możliwo­ści, nie prezentują zbyt wiele, funkcjonując na zasadzie schematów myślowych i emocjonalnych. Pracę często traktują jako azyl przed odpowiedzialnością za rodzinę i kontakty z innymi ludźmi. Wymykają się kobietom, które ich kochają, bo nie są w stanie wziąć na siebie odpowie­dzialności za drugiego człowieka. Paradoksalnie - bardzo potrzebują czułości i miłości - bez niej trudno im, jak i każdemu człowiekowi, funkcjonować. Przywiązują wielką wagę do swojej reputacji, są a zewnątrz sterowani, bo ich życiem rządzi zasada: co powiedzą inni. Utrzymują, że życie jest dwutorowe - ma dwa oblicza, jak i ich postę­powanie. Często też prowadzą podwójne życie. Jedno - te dostępne opinii innych (posiadają rodzinę, dzieci) i to drugie - skrzętnie ukrywane (kontakty pozamałżeńskie z innymi kobietami, itp). Nie są wiarygodni, często kłamią. W sytuacjach trudnych nie można na nich liczyć. Zamykają wtedy oczy, zatykają uszy i milczą. W ten sposób za­chowują się właśnie dzieci, kiedy coś zbroją i bojąc się kary, udają, że ich nie ma, nie one są winne.

Syndrom Wandy to odpowiednik syndromu Piotrusia Pana u kobiet. Przy czym obraz tego syndromu jest u kobiet skoncentrowany na poczuciu ich kobiecości i roli matki. W obu przypadkach przyczyną są zaburzenia w procesie wychowania. Dzieje się często tak, że matka, będąc chłodna i surowa, nie zaspokaja emocjonalnych potrzeb dziecka. Z drugiej zaś strony jest zaborcza i kontrolująca lub nadopiekuńcza. Od takiej matki dziecko nie jest w stanie się oderwać i przerwać tę psychiczną pę­powinę już w okresie samodzielnego, dorosłego życia. Może też być tak, że matka za wszelka cenę pragnie usa­modzielnić dziecko, a ono jej na złość postanawia zostać bardzo małym dzieckiem. Tak dzieje się przeważnie w ro­dzinach, gdzie dominującą stroną jest kobieta, a męż­czyzna jest bierny i podporządkowany lub nieobecny (du­żo czasu spędza w pracy, nie ma czasu na autentyczne bycie z dziećmi lub opuścił swoja rodzinę i żyje swoim życiem). Przyczyną może być również sytuacja odwrotna: stroną dominującą jest mężczyzna, a kobieta podporządkowuje się mu całkowicie. Natomiast dzieci są często wykorzystywane jako element przetargowy w walce o dominację mężczyzny.

Dziewczynka z takiej rodziny postanawia nie dorastać. Widzi cierpienie matki i decyduje, że nigdy me zostanie kobietą. Kiedy jednak w wieku dojrzałym założy rodzinę, jej rola jako żony i matki jest poważnie zaburzona. We­wnętrznie ta kobieta nadal jest dzieckiem. Może ona nie lubić tej dziewczynki w sobie. Kobieta ta wchodzi w role krytycznego rodzica wobec siebie samej w roli dziew­czynki i utrwala swój infantylizm, w którym dzieli siebie na dziecko i rodzica. Oczywiście - mechanizm ten doty­czy również mężczyzn.

Rzadko udaje się nam, Polakom, zachowywać autenty­cznie. Myślimy: nie wypada, bo inni tak me robią. Nieważne, że w tej chwili mam ochotę skakać, tańczyć i śpiewać, bo rozpiera mnie radość życia. Gdy to uczynię, a inni zobaczą, pomyślą że jestem infantylna. l tu zbliżamy się do istoty infantylizmu: człowiek w pełni dojrzały bierze odpowiedzialność za swoje infantylne zachowania, a niedojrzały - nie.


www.rowerempokraju.blogspot.com

www.hamer369.blogspot.com

www.hamer.pinger.pl

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Kobieta bez winy i wstydu

Kobieta bez winy i wstydu


Autor: żuraw


Ewolucja człowieka opiera się na systemach filozoficznych, społecznych i politycznych, w których mężczyźni, za sprawą swej siły, tradycji, prawa, języka, obyczaju i ceremoniału, wychowania i podziału pracy, decydują o tym, jaką rolę w życiu kobiety mają odgrywać, a jakiej nie.


Bezkrytycznie przyjmowane i uznawane za prawdę mity i stereotypy, którymi nasycona jest nasza kultura i religijność, nasze koncepcje pedagogiczne i obyczajowość, stanowią początek cierpienia w życiu większości kobiet. Wystarczy zobaczyć, jaką rolę ma do spełnienia kobieta w państwach fundamentalistycznych: ma być posłuszna mężczyźnie w sposób absolutny w każdej dziedzinie życia.

Historycznie rzecz ujmując - było podobnie. W czasach stosów i palenia na nich tzw. czarownic, kobieta uważana była za dzieło Szatana i źródło wszelkiego zła, które spotykało mężczyzn.

Gdyby założyć, że Ewa jest wyodrębnionym aspektem Adama, okazałoby się, że nie jest ona jakimś rozrywkowym, czy pomocniczym dodatkiem do mężczyzny, jak sugeruje przekaz katechetyczny. Na pewno jest równoprawnym aspektem jednolitego i doskonałego boskiego dzieła, które z woli Stwórcy zostało podzielone na dwie części. Jakoś nikt nie zapytał, dlaczego Stwórca nie stworzył Adamowi drugiego Adama, tylko istotę wyposażoną fizjologicznie w atrybuty kobiecości, gotową do seksu i rodzenia dzieci. Tak więc kobietę oskarża się i karze za to, do czego została przez Boga stworzona.

Z psychologicznego punktu widzenia rozwój mężczyzny polega - od pewnego momentu - na budzeniu swojego aspektu żeńskiego. Natomiast rozwój kobiety - w jej dojrzałym życiu - polega na budzeniu aspektu męskiego. W ten sposób zarówno fizjologicznie jak i psychicznie - kobieta i mężczyzna dążą do jedności, do dopełnienia. Mężczyzna i kobieta spotykają się w życiu po to, aby się od siebie wzajemnie uczyć. Mężczyzna spotyka kobietę po to, żeby uczyć się od niej kobiecości, a kobieta spotyka mężczyznę po to, aby uczyć się od niego męskości.

Takie ujęcie równowagi między kobiecością a męskością pokazuje jednocześnie różnice między nimi. Niszczący aspekt kobiety jest związany z jej fizjologiczną rolą matki. Niszczone jest wszystko, co stare, nieużyteczne, nieprzydatne, kwestionowane są formy skończone.

Mężczyzna, natomiast bywa kolekcjonerem, przywiązanym do efektów swojej pracy, własnego myślenia, idei. Broni ich zażarcie w niekończących się wojnach. Kobieta natomiast łatwiej dostrzega względność ideologii czy doktryny. Bywa inspiratorką niszczenia tego, co stare.

W związkach na ogół to właśnie kobieta dąży do zmiany, szuka inspiracji, pomysłów, staje się wyzwaniem dla swojego mężczyzny. Wyłaniający się z interpretacji religijnej archetyp mężczyzny jest upokarzający dla mężczyzn. Adam jawi się tu jako naiwny półgłówek, który najpierw dał się namówić na coś, czego nie rozumiał (tu: zjedzenie zakazanego owocu w Raju), a potem miał o to pretensje. Do dziś dnia ma pretensje i złudzenia, że jest pierworodnym dzieckiem Boga, które ktoś (tu: Ewa) sprowadził na złą drogę. W konsekwencji mężczyźni uzurpują sobie prawo do bycia władcami kobiet i od wieków, często w imię Boga karzą, poniżają, kontrolują i eksploatują kobiety. Mało tego - dzielą je i napuszczają na siebie nawzajem.

Zauważmy, jak często mężczyzna bywa niedojrzały i nieszczęśliwy. Mimo to czuje się zwolniony z obowiązku pracy nad sobą i odpowiedzialności za swoje czyny. Chętnie natomiast daje sobie prawo do zmieniania świata i rządzenia, nie zauważając nawet faktu, że nie jest często w stanie kontrolować własnej seksualności. Z drugiej strony drzemie w nim lęk i niepewność uzurpatora domagającego się nieustannych pochwał i zaszczytów.

Odpowiedzialnością za seksualne zachowania mężczyzn obarczane są kobiety - zgodnie z zasadą odpowiedzialności ofiary, że nią jest. Ten pogląd do dziś w sposób nieświadomy kształtuje nasze obyczaje, prawo i praktykę sądowniczą.

Nic dziwnego, że tak wiele kobiet żyje w świadomym, a częściej - nieświadomym - przekonaniu, że nie ma dla nich miejsca na tym świecie, że są czymś w rodzaju boskiej pomyłki.

Może więc pora w tej bezsensownej, odwiecznej walce płci o dominację, zająć się bezradnością w poszukiwaniu etosu kobiecości i męskości na zasadzie zrozumienia i tolerancji słabości i siły obu płci; zrozumienia, że On i Ona bez siebie nic nie znaczą, a razem są tym, o co Bogu w dziele stworzenia chodziło.


www.rowerempokraju.blogspot.com

www.hamer369.blogspot.com

www.hamer.pinger.pl

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Co wyróżnia ludzi sukcesu?

Co wyróżnia ludzi sukcesu?


Autor: Radek Kordziukiewicz


Jednym z podstawowym pragnień człowieka jest odnoszenie sukcesu. Dla każdego sukces to coś innego. Sukces jest ściśle związany z ambicjami, zainteresowaniami oraz satysfakcją związaną z realizacją tego.


Sukces to połączenie satysfakcji z robienia czegoś i spełnienia w tym co się robi. Ludzie, którzy osiągnęli sukces z naszego punktu widzenia, nie koniecznie muszą być bogaci i sławni. Wielu z nich robi to co lubi, robi to lepiej od innych i to jest ich sukcesem. Jako przykład można podać wielu muzyków, artystów, którzy mimo skromnej gaży na początku angażowali się w kolejne projekty, bo było to coś co kochali robić - dopiero z czasem pojawił się sukces, sława, pieniądze.

Co charakteryzuje ludzi sukcesu?

Wierzą w misję, której są częścią

Mam tu na myśli wszystkich tych, którzy wykonują swoją pracę z pełnym przekonaniem, że realizują jakąś bardzo ważną misję. Taką misją może być pomoc innym ludziom w rozwiązywaniu ich problemów zdrowotnych, problemów jakie spotykają w życiu. Misją jest pomoc ludziom biednym, angażowanie się w problemy całych społeczeństw. Przykładami ludzi z misją mogą być lekarze, prawnicy, artyści. Z czasem się okazuje, że dzięki swojemu zaangażowaniu osiągają większy sukces niż ludzie bez takich pasji i wyznaczonych misji. Osiągają nawet duże sukcesy finansowe związane z ich działalnością.

Mają pasję

Człowiek z pasją dąży, bezwzględnie na przeszkody, w wyznaczonym wcześniej kierunku.Pasja powoduje, że kocha to co robi. Pasja daje mu tak dużą motywację, że zawsze są skupieni na właściwych rzeczach, realizują zawsze swoje cele, nie rozpraszając się na inne. Pasja powoduje, że człowiek dąży do ciągłego rozwoju, poszerzają swoją wiedzę,, żeby móc jeszcze łatwiej pokonywać trudności, żeby stawiać sobie coraz bardziej odważne cele. Tacy ludzie stają się naprawdę dobrzy w tym co robią.

Posiadają właściwą postawę

Bardzo ważnym elementem ludzi sukcesu jest właściwa postawa. Właściwe nastawienie do otaczającego świata powoduje właściwe reakcje świata na człowieka. Gdy nastawienie jest pozytywne, efekty świata są również pozytywne. Jeśli człowiek sukcesu szanuje innych, inni szanują jego. Tacy ludzie cechują się wytrwałością, pewnością siebie, pozytywnym myśleniem i działaniem. Potrafią zgromadzić wokół siebie podobnych ludzi sukcesu. Pewność siebie powoduje, że sami wierzą w to co robią, a za tym idzie fakt, że inni również w to wierzą - to rodzi sukces.

Podsumowując:

- realizuj swoje pasje, hobby, zainteresowania
- zdobywaj wiedzę na temat tego co robisz
- planuj i realizuj
- zdobywaj doświadczenie
- szukaj wokół siebie ludzi sukcesu i utrzymuj z nimi kontakt, korzystaj z ich doświadczenia


Blog o prowadzeniu biznesu i rozwoju ludzi

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Własna Legenda

Własna Legenda


Autor: żuraw


Paulo Coelho w swojej książce „Alchemik” twierdzi, że im bardziej zbliżamy się do swoich marzeń w naszym życiu, tym bardziej Własna Legenda staje się prawdziwą racją bytu.


Na świecie istnieje język zrozumiały dla wszystkich. Jest to język zapału, język rzeczy, które wykonuje się z miłością i ochotą, nie tracąc nigdy z oczu celu, do którego się zmierza i w który się mocno wierzy.

W życiu każdego człowieka przychodzi taka godzina, kiedy musi powiedzieć swoje wielkie TAK lub wielkie NIE. Musi dokonać wyboru. Nie chodzi tu o zwykłe, codzienne tak lub nie. To takie TAK /albo NIE/, które wypowiada się raz w życiu, w godzinie wielkiej próby. To takie ostateczne TAK albo NIE, decydujące o dalszym życiu, o dalszym losie.

Zwykle nie rozpoznajemy owego, absolutnie jedynego w swoim rodzaju, momentu wyboru. Czasami nawet nie zauważamy, że wybierając jedną z dróg, jednocześnie zamykamy sobie drugą drogę, tę odrzuconą. I prawdopodobnie nigdy już nie dowiemy się, co odrzuciliśmy i czy wybraliśmy zgodnie z naszą Własną Legendą.

Własna Legenda to jest to, co zawsze pragnie się robić. Każdy z nas we wczesnej młodości wie dobrze, jaka jest jego Własna Legenda. W tym okresie życia wszystko jest jasne, wszystko jest możliwe. Ludzie nie boją się wtedy swoich Pragnień ani Marzeń. Jednak w miarę upływu czasu jakaś tajemnicza siła stara się dowieść za wszelką cenę, że spełnienie Własnej Legendy jest niemożliwe. I wtedy, w zależności od tego, jak wiele mamy w sobie TAK, jak wiele mamy w sobie sił, aby nie dać się zdominować NIE, możemy spełniać naszą Własną Legendę.

Ta wielka chwila TAK /albo NIE/ wcale nie musi być odegrana na wielkiej scenie i przy wielkich światłach. Może nadejść w przebraniu cichej, niewyraźnej, z pozoru nijakiej, szarej godziny. Dlatego zazwyczaj trudno ją rozpoznać i wybór nie jest prosty.

Kontury Dobra i Zła, Podłości, Szlachetności, Odwagi i Tchórzostwa, Obłudy i Prawdy - tych naszych wielkich TAK i NIE, zacierają się, są nieostre. A wybierać, mimo to, trzeba. Człowiek z gotowym TAK, wypowiadając je bez względu na okoliczności, wspina się coraz wyżej, rozwija się. Jest otwarty na drugiego człowieka. Nie zatrzaskuje za sobą drzwi, za którymi bezpowrotnie pogrzebałby Miłość, Tolerancję, Wybaczenie, Odwagę. Wyciąga dłoń do pojednania cierpliwie, z radością i zaufaniem. I naprawdę jest Szczęśliwy. Jego Serce obawia się Cierpienia. Ale wie, że Strach przed Cierpieniem jest straszniejszy, niż samo Cierpienie. Wie, że żadne Serce nie cierpiało nigdy, gdy sięgało po swoje Marzenia, bo każda chwila poszukiwań jest chwilą spełnienia Własnej Legendy.

Ci, co mówią NIE, nie żałują. Zapytani, czy chcieliby je odwołać, nie odwołają. Ale właśnie to NIE - to słuszne NIE – na całe życie grzebie ich Tęsknoty, Marzenia, Prawdę – ich Własną Legendę.

Ten, kto żyje Własną Legendą, wie to wszystko, co wiedzieć powinien. I tylko jedno może unicestwić marzenia – Strach!


żuraw

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Gniew - zakazany owoc?

Gniew - zakazany owoc?


Autor: żuraw


To, jak radzimy sobie z innymi ludźmi, zależy w dużej mierze od tego, jak radzimy sobie ze swoimi uczuciami, emocjami, gniewem. Czym jest gniew, w jaki sposób go prezentujemy?


Wielu ludzi czuje wyraźny lęk przed odczuwaniem i wyrażaniem swoich uczuć, a także przed byciem obiektem uczuć innych. Stwierdzenie to dotyczy szczególnie gniewu. Zwykle uzewnętrzniamy tylko tzw. aprobowane uczucia, a i wtedy barierą, która nas hamuje są nasze obawy, ostrożność i indywidualne ograniczania. Spłycamy głębię naszych uczuć, ich bogactwo i natężenie. Przejawiamy je albo bardzo powierzchownie, albo nieodpowiednio do sytuacji, albo na oba sposoby jednocześnie. Przywdziewamy maskę obojętności, choć w duszy aż się nam gotuje. Odsuwamy emocje i uczucia w czasie, tłumacząc się dystansem, który na pewno pozwoli nam później spojrzeć na wszystko trzeźwiej, rozsądniej i spokojniej. Nie wiemy, że postępując w taki sposób, fundujemy sobie chory klimat emocjonalny, czyli stwarzamy środowisko, w którym ludzie czują często co innego, niż okazują. Kiedy są zagniewani - uśmiechają się słodko lub sztywnieją i nie robią nic. Kiedy są radośni i szczęśliwi - okazują powagę lub milczą. Brakuje im szczerych. uczciwych, prostych i czytelnych przejawów uczuć. Stąd niedaleka już droga do stanu poważnego niedosytu uczuć -aż do emocjonalnej próżni. Zamiast adekwatnej do okoliczności reakcji emocjonalnej, możemy spotkać się z powierzchownym, histerycznym, manipulatorskim wybuchem. Nie załatwia on nic. Natomiast pogłębia zamieszanie i tłumi prawdziwe uczucia. U takich ludzi histeria często przechodzi w odrętwienie lub całkowity paraliż emocjonalny. W takiej atmosferze psychologicznej małe problemy wzbudzają bardzo silne reakcje, wielkie zaś trafiają w pustkę. U dziecka wytwarza się np. wówczas sieć zawiłych sprzeczności, których nie jest ono w stanie zrozumieć. Dotyczy to szczególnie gniewu i w konsekwencji może prowadzić do jego unikania oraz okaleczenia tego ważnego obszaru emocjonalnego. Dorośli fundują zwykle dzieciom komunikaty: „Dzieci i ryby głosu nie mają”, „Ja mam prawo się gniewać w tym momencie, ale ty nie”. Albo: „Dlaczego nie możesz być taki jak ja?” - „Ja nigdy nie wpadam w gniew, a nawet, gdy się gniewam, nie okazuję tego”; „Kiedy się gniewasz, wiem, że mnie nie kochasz”; „Grzeczne dzieci nie złoszczą się - a na pewno nie na dorosłych”; „Jeśli będziesz się złościć, nikt cię nie polubi” ; „Jeśli ciągle będziesz się gniewać, na pewno będziesz miał kłopoty”: „Cywilizowani ludzie nie wpadają w gniew, ale jeśli będziesz się złościł, będę musiała powiedzieć tacie, a on rozgniewa się i będzie musiał ukarać cię, kiedy wróci do domu”. Takimi informacjami rodzice wywołują u dziecka tzw. podwójną blokadę. Można ją sparafrazować zdaniem: „Nie duś tego w sobie. Nie znoszę, kiedy to ukrywasz. Wyrzuć to z siebie! Ale kiedy to okażesz, to zbiję cię za brak szacunku”. Powstaje sytuacja, w której każde zachowanie jest niewłaściwe. Powoduje ona powstawanie silnych lęków, dużych trudności w radzeniu sobie z gniewem. paraliżu emocjonalnego, a w konsekwencji - ciągłych konfliktów z otoczeniem.

Wynikiem takich oddziaływań wychowawczych mogą być dwie wielkie blokady odczuwania i okazywania gniewu.


żuraw

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Sposoby zniekształcania normalnego odczuwania gniewu

Sposoby zniekształcania normalnego odczuwania gniewu


Autor: żuraw


Do sposobów zniekształcania normalnego, swobodnego, naturalnego odczuwania gniewu należą: tłumienie, odraczanie, przenoszenie, racjonalizacja, zamrożenie.


Tłumienie, to niepozwalanie sobie na okazywanie gniewu. Osoba taka twierdzi, że po prostu nigdy nie wpada w gniew, nic nie jest dla niej na tyle ważne, by się gniewać, nie porusza jej arogancja, mściwość, oszustwa i kłamstwa innych ludzi, nic przejmuje się takimi postawami u innych. Tłumienie gniewu może mieć charakter automatyczny. Funkcjonuje ono wówczas bez udziału świadomości, tzw. zabezpiecza przed wszystkim, co może takiej osobie zagrozić w zmianie domniemanego wizerunku własnej osoby wolnej od gniewu. Osoba taka nawet nie zauważa i nie uświadamia sobie, że poczuła gniew. „Sukcesem” jest tu samooszukiwanie się i spostrzeganie jako osoby miłej, pilnującej swoich spraw i nie stwarzającej problemów. Świadome tłumienie gniewu natomiast jest związane ze spostrzeganiem tej emocji u siebie, ale już reakcja bywa utożsamiana z zagrożeniem własnych interesów. Dlatego gniew trzeba stłumić i odegrać. Takiemu myśleniu towarzyszy filozofia: „Jestem wściekły, ale wcale nie oznacza, ze muszę się temu poddawać”: „Ja miałbym się denerwować? Nigdy! Po prostu śmieję się z tego”; „Wezmę zimny prysznic i zapomnę o wszystkim”.

Odroczenie opiera się na złudzeniu, że gniew minie, gdy powstrzyma się go dostatecznie długo.

Przenoszenie związane jest z oddzieleniem gniewu od osoby, miejsca, przedmiotów i wydarzenia, które mogą być jego przyczyną i skierowanie go na obiekt „bezpieczniejszy lub mniej groźny”. Przykładem może być gniew przeniesiony z budzącego lęk szefa na zalęknioną żonę. Oczywiście, taktyka ta jest zawsze skazana na porażkę poprzez swoją nieuczciwość i nieadekwatność, co nieuchronnie może prowadzić do potężnych napięć we wszystkich związkach, rujnując je bezpowrotnie.

Racjonalizacja sprowadza gniew do poziomu rozumu, odbierając tej emocji jej moc, np. „Rozsądni, logicznie myślący cywilizowani ludzie nie poddają się emocjom. Kierują się umysłem. Nie wpadają w gniew, tylko głupcy mogą się złościć!”, itp.

Zamrażanie, czyli odcinanie się od uczuć, stanowi olbrzymie zagrożenie dla naszej osobowości, człowieczeństwa i zdolności tworzenia związków, znieczulając nas na empatię, miłość, przyjaźń. Stąd blisko już do emocjonalnej patologii i nerwicy.

Blokowanie odczuwania i wyrażania gniewu może w nas wywoływać lęk, stany depresyjne, poczucie winy. Przejawami mogą być: obżarstwo, głodówki, bezsenność i ucieczka w sen, gadulstwo i milczenie, itp.

Zazwyczaj nie dostrzegamy, że gniew jest emocją podstawową i ludzką. Jest on najbardziej niewłaściwie interpretowanym ze wszystkich naszych uczuć i zachowań. Każdy z nas ma problemy z jego rozładowaniem. Za zniekształcenie tej podstawowej emocji płacimy olbrzymią cenę - tracimy zdrowie psychiczne i fizyczne, nasze stosunki z innymi ludźmi ulegają zaburzeniu - szczególnie relacje między rodzicami, a dziećmi. Wreszcie - najbardziej kosztowną formą naszego fałszywego przedstawiania gniewu jest wojna.

Gniew powinien być ściśle związany z przebaczeniem. Praca nad przebaczeniem może zacząć się w momencie uświadamiania sobie, że mamy takie samo prawo do odczuwania spokoju i szczęścia, jak i do odczuwania złości. Ważne jest, by zdobyć się na konfrontację z naszym gniewem, stanąć z nim twarzą w twarz. Przebaczenie nie jest prezentem, który dajemy innym. Obdarowujemy nim przede wszystkim samych siebie. Nie chodzi o to, czy inni na nie zasługują. Chodzi głównie o to, że my zasługujemy na to, by żyć pełnią życia, by być zwycięzcą, a nie ofiarą.


żuraw

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Blokady odczuwania i okazywania gniewu

Blokady odczuwania i okazywania gniewu


Autor: żuraw


Rodzice uczą nas, że nie należy i nie wypada okazywać swojego gniewu. Uczy nas tego szkoła oraz wymuszają na nas takie zachowania relacje z innymi ludźmi.


Pierwsza blokada to często spotkany syndrom „fajnego gościa”, taki ktoś nie sprawia nikomu problemów. Sądzi, że okazanie gniewu zniszczy jego obraz, zrazi do niego innych i doprowadzi do utraty ich miłości. Bycie kochanym jest dla niego jedynym sposobem zapewnienia sobie bezpieczeństwa w życiu. „Fajny gość” jest w związku z tym stale zmuszany do odgrywania roli. Nigdy nie może być sobą, a wysiłek, który wkłada w oszukiwanie siebie i innych i tak nie przynosi mu spodziewanej nagród - sympatii i miłości innych. Ludzie szybko orientują się, że mają do czynienia z klakierem, który swój kompromis nosi na tacy miłych uśmiechów, potakiwania i hipokryzji. Tak wiec potrzeba bycia powszechnie lubianym i akceptowanym oraz obawa przed urażeniem czyichś uczuć jest olbrzymią blokadą dla bycia sobą i swobodnego, naturalnego wyrażania i odczuwania gniewu.

Drugą blokadą o równie niszczycielskim charakterze jest syndrom „pilnuj własnego nosa”. „Emocjonalny izolacjonista” jest przekonany, ze nieangażowanie się w sprawy innych uchroni go przed przykrościami. Gniew w jakiejkolwiek postaci spostrzega on jako zagrożenie dla swojego niezaangażowania. Odczuwanie gniewu i wyrażanie go mogłoby oznaczać, że zależy mu na tyle silnie, by gniewać się o to. A to z kolei prowadzi do emocjonalnego zaangażowania się, którego za wszelką cenę należy unikać. Taka strusia taktyka nie przynosi jednak oczekiwanych rezultatów. Człowiek jest istotą społeczną i nie może funkcjonować w izolacji - zaangażowania w związki z innymi ludźmi oraz ich zaangażowania w jego sprawy.

Potrzeba kontroli i władzy również, stanowi blokadę utrudniającą odczuwanie i wyrażanie gniewu. Człowiek z tą potrzebą uważa, że gniew i jego przejawy są równoznaczne z utratą kontroli nad sobą, innymi i całym otoczeniem, a więc i utratą dobrego samopoczucia. Potrzeba kontroli i władzy jest szczególnie silna u osób ekspansywnych, a wiec zaborczych, dążących do rozszerzenia i umocnienia swoich wpływów. Gniew ekspansywny może służyć sadystycznej manipulacji lub bezpośredniej tyranii u osób dotkniętych potrzebą kontroli. Często bywa serwowany pod płaszczykiem życzliwości i z uśmiechem na twarzy, ale zawsze jest związany z apodyktycznym despotyzmem, czasami połączonym z mściwością. Potrzeba wzbudzenia podziwu otoczenia tłumi tu ten chory i zdeformowany gniew.


http://hamer369.blogspot.com

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Lokalizuj i eliminuj swoje ograniczenia

Lokalizuj i eliminuj swoje ograniczenia


Autor: Radek Kordziukiewicz


Nasze podejście do wielu spraw w otaczającym nas życiu jest bardzo często bierne. Nie obserwujemy właściwie tego co się wokół nas dzieje, a w tym tkwi wiele wskazówek, które możemy wykorzystać. Zacznij więc obserwować i analizować co robisz i jakie to przynosi skutki.


Większość ludzi posiada głęboko zakorzenione reguły/zasady postępowania/postawy, które podświadomie przeszkadzają w realizacji wielu celów. Człowiek podświadomie, mając zakorzenione niewłaściwe postawy, działa na własną niekorzyść. Przykładem takiej zakorzenionej postawy może być przykład dziecka, któremu się od małego powtarza, że u nas w rodzinie to nikt nigdy nie zrobił biznesu, więc nikt nie ma na to szans. To dziecko nawet jak jest dorosłe, ma w sobie ciągle to zdanie, które podświadomie na nie wpływa. Przy każdej okazji gdy się coś nie uda, zostanie wytłumaczone tym zdaniem. A kolejne próby będą po prostu zanikać, do całkowitego zaprzestania prób. Proszę zwrócić uwagę, że stwierdzenie jest kompletnie bzdurne – bo czy ktoś kto nie zrobił nigdy biznesu, nawet nie próbował, może ocenić, że dziecko gdy dorośnie nie będzie w stanie tego zrobić?
Jeżeli jest coś co Ci mówi, że się nie da, że taki/a jak Ty nie ma na coś szans, że to niemożliwe bo coś tam – to najpierw trzeba sobie to uświadomić, krok za tym pójdzie umiejętność zignorowania tego, a następnie kompletne pozbycie się wpływu. W lokalizacji z czym jest problem mogą Ci pomóc pytania: dlaczego tego nie zrobiłem/am? Co mógłbym/mogłabym poprawić, żeby to zrobić? Czego muszę się nauczyć, żeby to zrobić? Co mnie powstrzymuje przed zrobieniem tego? Co mi przeszkadza we mnie? Itp. Następnie odpowiadając sobie na takie pytania możemy podejmować decyzje od czego zacząć, należy zmieniać siebie w sposób aby ograniczenia znikały. Z czasem można nabrać wprawy w analizowaniu i eliminowaniu ograniczeń. Ten fakt będzie następował już podświadomie, ale początki są trudne.
Przykłady:
jeśli jesteś nieśmiały/ła – ćwicz prezentacje, zapisz się na zajęcia z prowadzenia prezentacji, itp.
jeśli masz problem z kontaktem z ludźmi – zorganizuj sobie spotkania z nowymi ludźmi, wstąp do klubu dyskusyjnego
jeśli nie wierzysz w jakieś przedsięwzięcie – znajdź ludzi, którym się to udało
itd. itd. itd.


Blog o prowadzeniu biznesu i rozwoju ludzi

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Nie siejesz - nie zbierzesz

Nie siejesz - nie zbierzesz


Autor: Radek Kordziukiewicz


Zastanawiałeś się czasem dlaczego wielu ludzi osiąga sukces, a inni nawet nie mogą się do niego zbliżyć. Cała tajemnica tkwi w tym, co i jak robią. Czy stać ich na to, by konsekwentnie dążyć do celu, czy może zmieniają swoje plany z dnia na dzień.


Wielu ludzi podchodzi do zarabiania pieniędzy na zasadzie: im szybciej zarobię w krótszym czasie, tym lepiej.
Otóż znajdzie się wielu, którym taka reguła nie przeszkadza w życiu, bo albo już mają wystarczającą ilość funduszy, że mogą sobie na to pozwolić, albo tak naprawdę im nie zależy na zarabianiu dużych pieniędzy.

Dla zwykłych ludzi takie podejście prowadzi do tego, że w rzeczywistości inwestują w ryzykowne biznesy, często wkładając w to ostatnie oszczędności lub zadłużając się i wychodzą na tym bez zysku, a w większości ze stratą. Każdy kolejny biznes wydaje im się bardziej odpowiedni od poprzedniego, w którym stracili i nadal opętani wizją szybkiego zarobku, popadają w kolejne tarapaty. Z czego to wynika? odpowiedź jest prosta człowiek to istota, która bardzo ciężko znosi gratyfikację odłożoną w czasie. To znaczy, że jeśli wybieramy między natychmiastowym skutkiem a skutkiem odłożonym w czasie o kilka miesięcy, lat to jasnym jest, że większość wybierze tę pierwszą opcję.

Jednak o tym właśnie jest ten artykuł. Ludzie kalkulując w ten sposób nie dostrzegają korzyści jakie by mogli osiągnąć.
Na początek przedstawię Ci dwa przypadki. Mamy dwóch rolników, jednego nazwiemy sobie roboczo Rolnik przewidujący, a drugiego Rolnik raptus. Rolnik przewidujący na wiosnę sieje pszenicę i inne zboża, natomiast rolnik raptus nie robi nic.

Obaj mają te same koszty zasiania zboża - 100 jednostek, koszty dodatkowe utrzymania 5 jednostek/miesiąc. Po żniwach rolnik sprzedając zboże może zarobić 250 jednostek. Na okres wiosny, pierwszy rolnik ponosi koszty 100 jednostek, a drugi nie ma żądnych kosztów. Przez kolejne 5 miesięcy rolnik pierwszy dogląda zboża, stosuje dodatkowe formy zabezpieczenia plonów, itp, wkładając w to dodatkowe 25 jednostek, natomiast drugi nadal nie ponosi kosztów. Miesiąc przed żniwami przychodzi ktoś do drugiego rolnika i mówi: jak teraz zasiejesz pszenicę, to za miesiąc będziesz miał plony i zarobisz na tym ekstra pieniądze. Drugi rolnik, jako, że okazja się nadarza, korzysta z tego i sieje zboże ponosząc koszty 100 jednostek + 5 jednostek za jeden miesiąc do żniw.

Jaki efekt uzyskujemy po żniwach w tych dwóch przypadkach:

Rolnik przewidujący: koszty w wysokości 125 jednostek, przychód ze sprzedaży 250 jednostek - ZYSK 125 jednostek

Rolnik raptus: koszty w wysokości 105 jednostek, przychód 0 jednostek - STRATA 105 jednostek

Zaraz, zaraz... każdy powie, ale przecież to oczywiste, że rolnik nie zasieje zboża miesiąc przed żniwami - Dokładnie i o to mi właśnie chodziło, żaden rolnik tak nie zrobi bo dobrze wie, że super okazje do zarobku miesiąc przed żniwami nie istnieją. Skoro to takie oczywiste, to dlaczego mamy do czynienia z całymi rzeszami takich rolników w naszym społeczeństwie? Bardzo duża część naszego społeczeństwa i reszty świata też, myśli kategoriami rolnika raptusa. Ludzie wykonują pracę (sieją) w ostatniej chwili i oczekują pełnych plonów, a prawda jest taka, że to nie działa w 99% przypadków (do 1% pozostałych przypadków możemy zaliczyć losowanie z szóstką w loterii :) ). Dlatego pierwsze co musisz zrobić to pozbyć się tego typu myśli - musisz się skupić na odłożonej w czasie gratyfikacji, zamiast natychmiastowej. Jak to zrobić?

Po pierwsze uświadom sobie prostą rzecz - kluczem do sukcesu jest konsekwencja, jeśli tego Ci zabraknie, znowu wrócisz do zbierania natychmiastowych gratyfikacji. Jeśli masz problemy z konsekwencją, poproś swoich bliskich, przyjaciół o to by Cię wsparli. Jeżeli istnieją techniczne możliwości ustanowienia nad sobą funkcji mobilizującej do konsekwencji to ją ustaw. Bardzo dobrym ćwiczeniem pokazującym korzyści z odroczonej gratyfikacji jest oszczędzanie małej kwoty, codziennie, co miesiąc. Chcesz sprawdzić jak to działa? Kup sobie świnkę skarbonkę, z której nie można wyjmować pieniędzy lub załóż sobie konto lub subkonto (np. w mbanku). W przypadku ze świnką wrzucaj codziennie kwotę 1-5 zł. W przypadku konta, ustaw sobie stałe zlecenie z konta, na które wpływa pensja. Zlecenie będzie co miesiąc przelewać stałą kwotę, bez Twojego zaangażowania i wiedzy. Mogę Cie zapewnić, że jeśli kwota przelewu będzie odpowiednio mała, nie odczujesz braku na koncie.

Myślę, że każdy wie jaki będzie tego efekt. W przypadku świnki, odkładając 5 zł dziennie, otrzymamy po miesiącu 150 zł, które normalnie, w naturalny sposób zostałyby wydane na "życie", a tak zostały... niby oczywiste, ale mało kto to robi :) Zwróć uwagę co będzie jeśli ten sam schemat zastosujesz w ciągu 10 lat nie inwestując w nic odkładanych pieniędzy. Otrzymamy rachunek: 365 * 5zł * 10 lat = 18 250 zł. A nie robiąc tego, mielibyśmy o 18 tyś. mniej... Gdybyśmy do tego dołożyli inwestycję środków w fundusze inwestycyjne, ze stopą zwrotu na poziomie 7%, otrzymalibyśmy ok. 24 500 zł. A to wszystko z 5 zł.

Rozwijając myśl na większe kwoty, wydłużając okres inwestycji może się okazać, że każdy może zostać milionerem. Jak? bardzo prosto mam 30 lat, zaczynam odkładać po 1000 zł miesięcznie, na 7 %, daje nam dokładnie to, że w wieku 60 lat będę milionerem, z saldem konta 1 056 576,51 zł. Mało tego, przestając odkładać w wieku 60 lat, inwestując saldo w 7% rocznie, otrzymam miesięczną pensję z moich oszczędności z wysokości ok. 5 tyś zł po odliczeniu podatków.

Przykłady jakie podałem dotyczyły zarabiania pieniędzy, ale takie schematy możemy odnaleźć w wielu elementach naszego życia. Jeżeli coś z reguły wymaga dużo czasu do realizacji, to nie myśl, że zrobisz to tuż przed żniwami. Odpowiednia motywacja na początku i motywowanie na każdym etapie pomoże Ci w osiągnięciu wymarzonego celu a co za tym idzie, Twojego sukcesu.

Podsumowanie:

1. Zapomnij o skupianiu się na efektach natychmiastowych

2. Skup się na efektach dalekosiężnych

3. W każdej decyzji bierz pod uwagę efekt końcowy po różnych okresach czasu - to znaczy oszczędzanie 1000 zł miesięcznie może być ciężkie, efekt zarobienia w skali miesiąca to zaledwie 5,80 zł, ale efekt po 30 latach jest oszałamiający

4. Nie podejmuj decyzji pod wpływem chwili - jeśli coś nie jest ciągle "okazją" - to nią w ogóle nie jest - przykładem mogą tu być handlowcy telefonii komórkowych dzwoniący, że tylko w momencie kiedy dzwonią obowiązuje oferta - zazwyczaj jest to naciąganie na kolejne koszty, których większość nie zauważa.

5. Bądź konsekwentny - jako ćwiczenie możesz ustalić sobie na początek proste zadanie, które musi być wykonywane regularnie, z czasem będzie można poprzeczkę podwyższać i ustalać trudniejsze zadania. np. zacznij oszczędzanie od świnki skarbonki.

6. Nie zasiejesz, nie zbierzesz plonów - cokolwiek chcesz osiągnąć, jeśli nie zaczniesz od razu nad tym pracować, efektów mieć nie będziesz.


Blog o prowadzeniu biznesu i rozwoju ludzi

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Miej marzenia, spełniaj marzenia!

Miej marzenia, spełniaj marzenia!


Autor: Beata Nowak


Człowiek bez marzeń jest jak człowiek martwy. Nawet jeśli jeszcze żyje, to co to za życie. Czy Ty też chcesz być martwy za życia? Jeśli nie, przeczytaj!


Każdy z nas w dzieciństwie marzył i miał tysiące planów na życie. Przedszkolaki zapytane o to kim chcą zostać w przyszłości, niemalże hurtem przekrzykują się, wymieniając różnorodne zawody i funkcje. Dziecięce marzenia o byciu strażakiem, policjantem, piosenkarką i gwiazdą filmową przepełnione są niesamowitym entuzjazmem, emocjami i niemalże stuprocentową pewnością, że zostaną spełnione.

Marzenia dorosłych wyglądają zgoła inaczej. Z dziecięcych marzeń najczęściej nie zostaje nic, a dorosłe plany ograniczają się do wymyślenia obiadu na dzień następny i pamiętania o godzinie emisji ulubionego serialu. Dlaczego tak się stało?

Czy po przekroczeniu magicznej „osiemnastki” tracimy zmysł skłonności do marzeń? NIE! Po prostu rzadziej planujemy swoje życie. Człowiek dorosły zapytany o to, co zamierza robić za 10, 15 lat odpowie zapewne „nie wiem”. A przecież właśnie owe „nie wiem” stoi na przeszkodzie do osiągnięcia sukcesu i życiowej satysfakcji.

Jeśli nie wiemy, gdzie chcemy jechać, nigdy nie kupimy biletu i nie wsiądziemy do właściwego pociągu. Jeśli nie zaplanujemy celu naszego życia, nigdy nie podejmiemy nawet jednego kroku, aby owy plan został zrealizowany.

Pamiętaj, szczere chęci, to połowa sukcesu. Marzenia to jego druga połowa! Przecież wśród tysięcy bogatych, szczęśliwych ludzi, tylko niewielki ich odsetek, swoją majętność zawdzięcza odziedziczonemu spadkowi. Pozostali zawdzięczają swój sukces dobremu planowi, odpowiednio wdrożonemu w życie, podjęciu czynności zmierzających do jego zrealizowania i ciężkiej pracy. Czy warto? WARTO! Spróbuj, nie pożałujesz!


Beata Nowak
www.nowabea.wordpress.com

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Inteligencja emocjonalna - co to takiego?

Inteligencja emocjonalna - co to takiego?


Autor: P K


Odwieczna walka płci, czyli kto ma bardziej rozwiniętą inteligencję emocjonalną, typowy mężczyzna czy może nietypowa kobieta?


Inteligencja emocjonalna to zdolność rozpoznawania uczuć własnych i uczuć innych osób, zdolności motywowania się i kierowania emocjami, zarówno własnymi, jak i osób znaczących. Są to zdolności odmienne do inteligencji poznawczej, czyli umiejętności czysto intelektualnych, mierzonych ilorazem inteligencji, ale je uzupełniające.

Istnieją niewielkie różnice między mężczyznami i kobietami.

Typowy mężczyzna o wysokim ilorazie inteligencji ma, co nie jest żadnym zaskoczeniem, szeroki wachlarz zainteresowań intelektualnych. Jest ambitny i produktywny, odpowiedzialny i uparty, nie dręczą go żadne wątpliwości ani niepokoje co do własnej osoby. Na ogół odnosi się również do wszystkich i wszystkiego krytycznie i protekcjonalnie, jest grymaśny i ma zahamowania, jest oziębły seksualnie i nieczuły na wrażenia zmysłowe, nie okazuje żadnych uczuć i do wszystkiego podchodzi z dystansem, jest emocjonalnie ślepy i zimny.

Natomiast mężczyźni wykazujący się wysoką inteligencją emocjonalną są nastawieni towarzysko i otwarci, mają życzliwy stosunek do otoczenia, nie są lękliwi ani nie zdradzają skłonności martwienia się i ruminacji (przeżuwania myśli i doznań). Mają oni skłonność do poświęcania swego czasu i energii na rzecz innych ludzi i spraw, chętnie biorą na siebie odpowiedzialność za to czy za tamto, współczują innym i okazują im troskliwość, rozpatrują wszystko w kategoriach etycznych. Ich życie emocjonalne jest bogate, a uczucia wyrażane są stosownie, są zadowoleni z siebie, z innych i ze społecznej rzeczywistości, w której przyszło im żyć.

Kobiety o czysto teoretycznej wysokiej inteligencji, mierzonej jej ilorazem, wykazują się – jak można się było spodziewać – dużą sprawnością intelektualną, nie mają kłopotów z wyrażaniem swych myśli, cenią sprawy wymagające wysiłku umysłowego, a zakres ich zainteresowań intelektualnych i estetycznych jest bardzo szeroki. Mają też skłonność do niepokojenia się byle czym, przeżuwania myśli i obwiniania się, a także niechęć do otwartego okazywania złości (choć okazują ją pośrednio). Ogólnie biorąc, nastawione są introspekcyjnie, do wewnątrz.

Natomiast kobiety o wysokiej inteligencji emocjonalnej są z reguły bardziej pewne siebie i wyrażają wprost, co czują, a życie nie jest dla nich bezsensowną egzystencją. Podobnie jak mężczyźni są one życzliwe, otwarte i towarzyskie. Swoje uczucia wyrażają stosownie i w umiarkowany sposób (a nie, powiedzmy, wybuchami, których później żałują), dobrze radzą sobie ze stresem. Ta równowaga emocjonalna pozwala im na łatwe nawiązywanie kontaktów; ponieważ są z siebie zadowolone, wesołe i reagują na wszystko spontanicznie, a przy tym odbierają wszystkie wrażenia zmysłowe. W odróżnieniu od kobiet reprezentujących typ czysto intelektualny rzadko odczuwają niepokój, mają poczucie winy i przeżuwają swoje myśli.


http://studenci.blogspot.com/

PK

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Psychoanaliza klasyczna

Psychoanaliza klasyczna


Autor: Monika Szydziak


Artykuł zawierający podstawowe informacje na temat 3 głównych struktur osobowości oraz okresów rozwojowych wg. psychoanalizy. Czym tak naprawdę ona jest i co zakładała pierwotnie?


Otóż psychoanaliza jest to teoria osobowości stworzona przez Zygmunta Freuda bazująca na biologii i podkreślająca kluczową rolę procesów instynktownych. Według niej, siłą determinującą zachowanie człowieka są popędy charakteryzowane przez źródło, cel i obiekt. Źródło popędu jest wewnętrzne, cielesne; celem jest rozładowanie napięć i osiągnięcie przyjemności, a obiekt to osoba lub rzecz, do której kierowane jest działanie. Freud wyróżniał dwa główne popędy: libidialny (potrzeba seksualna, poszukiwanie miłości, przyjemności) i agresywny (wszelkie tendencje destrukcyjne, w tym tendencje do autoagresji) .

Psychoanaliza klasyczna dzieli osobowość na trzy główne struktury: id, ego i superego. Każda struktura ma swoje funkcje i w zdrowej, dojrzałej osobowości te trzy struktury tworzą wyważone, zintegrowane zachowanie.

Id
Jest zdeterminowane biologicznie i reprezentuje wszelkie dziedziczne, instynktowne popędy. Poszukuje natychmiastowego zaspokojenia wszystkich potrzeb i pragnień, będąc przy tym irracjonalnym, impulsywnym i nie zwracając uwagi na ograniczenia społeczne. Freud określał je pierwotnym procesem myślowym.

Ego
Rozwija się z id i działa według „zasady rzeczywistości”. Jego główną funkcją jest utrzymywanie równowagi między zakazami i ograniczeniami płynącymi z otaczającego jednostkę świata, a irracjonalnymi i nieukierunkowanymi popędami pochodzącymi z id. Ego bywa często określane jako struktura kierująca lub zawiadująca osobowością, a twórca psychoanalizy nazywał podstawą wtórnego procesu myślowego.

Superego

Rozwija się między czwartym a szóstym rokiem życia, zawiera wewnętrzne reprezentacje wszystkich moralnych sankcji i zakazów istniejących w kulturze otaczającej daną jednostkę. Sprawia, iż jakiekolwiek złamanie owych zakazów rozbudza w jednostce poczucie winy i lęku .

Jak widać te trzy komponenty osobowości mają sprzeczne motywy i cele. Sprzeczność ta powoduje pojawienie się lęku, czyli emocji niechętnie odczuwanej przez człowieka, z która ludzkie ego stara sobie poradzić. Sposoby radzenia sobie z lękiem to mechanizmy obronne takiej jak np. racjonalizacja (używanie samooszukujących się usprawiedliwień nieakceptowanego zachowania lub niepowodzenia), projekcja (przypisanie własnego, nieakceptowanego impulsu innej osobie), wyparcie (usunięcie ze świadomości bolących lub budzących lęk myśli, wyobrażeń i wspomnień) czy regresja (powrót zwykle pod wpływem stresu do zachowania charakterystycznego dla wcześniejszego okresu rozwojowego).

Freud uważał opisane powyżej id, ego i superego za zasady porządkujące, mające wyjaśnić ogromną zależność ludzkiego zachowania, w tym zachowania dzieci, co było istotne dla procesu wychowania. Według jego teorii właściwe wychowanie miało polegać na balansowaniu między dostateczną gratyfikacją (nagradzaniem), dającą przyjemność i poczucie bezpieczeństwa emocjonalnego, a odpowiednią dla fazy frustracją, która uczy zastępowania zasady przyjemności zasadą rzeczywistości .

Istotnym elementem psychoanalizy klasycznej jest determinizm psychiczny oraz łączące się z nim motywy nieświadome. Ów determinizm przekonuje, iż w naszym codziennym funkcjonowaniu psychicznym nie istnieje coś takiego jak przypadek, a wszystko co robimy, czujemy, myślimy itp. motywowane jest przez wewnętrzne, nieświadome siły. Freud podzielił ludzką aktywność psychiczną na część świadomą, przedświadomą i nieświadomą. Świadomość stanowi najmniejszą część życia psychicznego i obejmuje to, co doświadczane jest bezpośrednio. Przedświadomość to fakty, zdarzenia i spostrzeżenia, których nie jesteśmy świadomi, lecz skupienie na nich uwagi umożliwia ich przypomnienie. Nieświadomość natomiast zawiera wszystkie treści naszego życia psychicznego, które nie są przez nas akceptowane np. lęki, nadzieje, impulsy lub bardzo nieprzyjemne wspomnienia z dzieciństwa, opuszczające strefę świadomości dzięki mechanizmowy wyparcia.

Teoria Freuda zajmowała się również rozwojem człowieka, opisując go jako przejście przez fascynacje cielesne: od oralnej, przez analną, do fallicznej. Te trzy fascynacje stanowią stadia rozwoju psychoseksualnego (opisanego poniżej) i razem z okresem latencji i stadium genitalnym, uważane są za jeden z głównych filarów psychoanalizy klasycznej.

Stadium rozwoju

Strefa erogenna

Prototypowa aktywność

Konflikt / cele

Osobowość / cechy charakteru

Oralne (0-2 lata)

usta

Ssanie, gryzienie, połykanie

Konflikt między pragnieniami libidalnymi i sadystycznymi. Cel: relacja ufnej zależności

Oralno – inkorporująca: zależność, bierność, łatwowierność. Oralno – sadystyczna: zawiść, zachłanność, ambicja.

Analne (2-3 lata)

Zwieracz odbytu

Potrzeba wydalania, trening czystości

Konflikt między kontrolą a jej brakiem. Cel: niezależność

Analno – retencyjna: upór, systematyczność, oszczędność. Ekspulsywna (wydalająca): okrucieństwo, porywczość. Produktywna (twórcza).

Falliczne (4-5 lat)

Narządy płciowe

Aktywność autoerotyczna

Konflikt: lęk kastracyjny, zazdrość o penis.

Cel: identyfikacja seksualna, powstanie superego.

Falliczna: zainteresowanie bez zakłopotania, inicjatywa bez poczucia winy. Falliczno – narcystyczna: agresywność, zuchwałość.

Po stadium fallicznym następuje okres latencji przypadający między 6 a 12 rokiem życia. Jest to czas braku aktywności schematów rozwojowych i słabej dynamiki popędu seksualnego, gdyż libido nie koncentruje się w żadnym szczególnym obszarze ciała. Okres latencji to również czas rozwoju ego, a zwłaszcza sprawności intelektualnych i społecznych.

W czasie dojrzewania – konkretnie między 13 a 18 rokiem życia ponownie pojawia się zainteresowanie seksualna przyjemnością, a młoda osoba wkracza w stadium finalnej dojrzałości zwanej stadium genitalnym. Wszelkie wcześniejsze popędy seksualne związane z określonymi sferami ciała łączą się w zintegrowany zestaw dorosłych seksualnych postaw i uczuć.

Psychoanaliza klasyczna do dziś znajduje odzwierciedlenie w psychoanalitycznej tendencji do myślenia w kategoriach stadiów rozwojowych, Co prawda tylko nieliczni analitycy sprowadzają współcześnie wszystkie zjawiska do klasycznych teorii popędu, ale większośc uznaje podstawową teorię stadiów rozwojowych.


www.ieu.pl

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

piątek, 13 grudnia 2019

Potęguje ją stres. Cierpiał na nią jeden z najbogatszych ludzi na Ziemi

Potęguje ją stres. Cierpiał na nią jeden z najbogatszych ludzi na Ziemi


Autor: Grażyna Sielewicz


Przyjmuje się, że na nerwicę natręctw cierpi w Polsce 2% dzieci. To dość dużo, biorąc pod uwagę, że same nerwice w różnych swoich odmianach dotyczą nawet 15% naszych latorośli. Dobry psycholog dziecięcy może tutaj nie wystarczyć. Niezbędna okazuje się współpraca samego pacjenta z jego najbliższym otoczeniem, a więc z rodzicami.


Chętnie o niej mówią w filmach

Sama nerwica natręctw, czyli zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne, to poważna choroba, którą znamy z wielu obrazów. Przykładem bohatera cierpiącego na tę chorobę jest Adaś Miauczyński z pamiętnych filmów Marka Koterskiego. W „Dniu Świra” ten mieszkający w Warszawie nauczyciel polonistyki liczy zawsze do 7, 13 albo 21. Tyle bierze łyków herbaty, tyle razy ją miesza, nawet te liczby określają używanie przez niego… rolki papieru toaletowego.

Boisz się zarazków? To może być nerwica

No dobrze, ale czym dokładnie jest nerwica natręctw? Nawracające natrętne myśli sprawiają, że osoba chora musi wykonywać swoisty rytuał mający „zapobiec urojonemu w głowie pacjenta wydarzeniu, którego można uniknąć jedynie poprzez wykonywanie danej czynności”[1].

Bardzo często nerwica natręctw objawia się w formie fobii przed zarazkami. Natemat.pl[2] opublikował przypadek 13-letniego chłopca, który zdejmował wszystkie z siebie ubrania, zanim wchodził do strefy czystości – czyli swojego pokoju. Tam nikomu nie pozwalał nic dotykać, aby pozostało nieskazitelnie czyste.

Wbrew pozorom jednak chorobliwa obawa przed bakteriami wcale nie jest związana z… przesadnym dbaniem o higienę. Często dotyczy ona osób, które unikają kąpieli jak diabeł święconej wody. Za przykład niech posłuży słynny awiator Howard Hughes, którego biografia została przedstawiona w oscarowym „Aviatorze” Martina Scorsese. W filmie można zaobserwować, jak Hughes obawia się dotknąć nagą dłonią klamki w toalecie, by potem zamknąć się w sali kinowej, z której nie wychodzi miesiącami. Zajada się słodyczami, a mocz oddaje do… butelek po mleku.

Zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne a leczenie depresji

Gdy nerwica natręctw uniemożliwia normalne funkcjonowanie, takim przypadkiem powinien zająć się dobry psychiatra. W grę wchodzi bowiem nie tylko rozmowa, ale i farmakoterapia. Osoby z nerwicą leczy się m.in. lekami na depresję, aby je uspokoić, powstrzymać ich lęki[3].

Depresja to temat na osobny artykuł, ale warto podjąć się leczenia jak najszybciej, bowiem nieleczona powoduje nieodwracalne zmiany w mózgu. „Pod wpływem depresji hipokamp nie jest w stanie samodzielnie się zregenerować”[4].


Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Hipochondria

Hipochondria


Autor: Wojciech Imielski


hipochondria – skłonność do chorobliwego koncentrowania się na własnym ciele i stanie własnego zdrowia, do wynajdywania chorób i rozmaitych zaburzeń. Powodowana zazwyczaj chęcią świadomego lub nie zwrócenia na siebie uwagi otoczenia, wejścia w rolę chorego dla uzyskania uprzywilejowanej pozycji itd.


Obecna jako objaw w wielu zaburzeniach psychicznych i emocjonalnych, typowo w nerwicy hipochondrycznej.

Wymiar "hipochondrii" jest też elementem wielu klinicznych narzędzi badawczych, np. kwestionariuszy osobowości. Skala taka bada obecność objawów i cech hipochondrycznych u pacjenta.

Nerwica hipochondryczna (hipochondria). W nowoczesnej literaturze specjalistycznej trwa dyskusja, czy hipochondrię należy traktować jako odrębną postać nerwicy, ponieważ nastawienie hipochondryczne i jego objawy występują powszechnie w innych zespołach psychopatologicznych, czasem przytrafiają się również ludziom zdrowym. W psychozach nabierają często charakteru urojeń hipochondrycznych. Niezależnie od wszelkich klasyfikacji warto pokrótce opisać zespół hipochondryczny, który tak czy inaczej jest często spotykanym w praktyce zaburzeniem.

Hipochondria jest pojęciem często używanym potocznie i w przeciwieństwie do wielu innych pojęć specjalistycznych, termin ten jest zazwyczaj używany poprawnie i w zgodzie ze swoim faktycznym znaczeniem. W nerwicy hipochondrycznej podstawowym objawem jest stałe skoncentrowanie na własnym ciele i rzekomych, pochodzących z organizmu niepokojących objawach. Hipochondrycy nieustannie wędrują od lekarza do lekarza, skarżąc się na niezliczone dolegliwości somatyczne i ogólny rozstrój zdrowia, wykonują regularnie całe serie badań diagnostycznych, rozpoznają u siebie najrozmaitsze zespoły chorobowe i całymi dniami narzekają na swoje zdrowie. Ponieważ wyniki wykonywanych badań są niezmiennie prawidłowe i nie budzą żadnych zastrzeżeń, w końcu któryś z lekarzy stawia rozpoznanie nerwicy i odsyła chorego do psychiatry. Bywa, że kończy się to awanturą w iście neurotycznym stylu – „mnie, chorego na serce, lekarz odesłał do psychiatry, no ładnie, już nawet wariata próbują ze mnie zrobić...!” itp. Wszelkie próby tłumaczenia choremu, że istotą jego problemu są zaburzenia emocjonalne, zazwyczaj nie odnoszą żadnego skutku, tym bardziej, że pacjent rzeczywiście odczuwa liczne dolegliwości fizyczne.

Zaburzenia hipochondryczne często wynikają z typowo neurotycznej potrzeby koncentracji na sobie uwagi otoczenia oraz ze skłonności do ucieczki w chorobę od faktycznych problemów osobowościowych i emocjonalnych. Spektakularnie manifestuje się w nich neurotyczny egocentryzm. Hipochondryk jest wiecznie stękającą, narzekająca marudą, skarży się na bóle wszystkiego i całymi latami przepowiada swoją rychłą śmierć. Przez pewien czas unika w ten sposób odpowiedzialności za własne porażki i zaniedbania. W przypadku hipochondryków jednak ze strony otoczenia zwykle szybko następuje krytyczna refleksja – wystarczy wiedzieć, że żaden człowiek nie może być chory na wszelkie istniejące dolegliwości.

Co ciekawe – hipochondryk od osoby faktycznie chorej somatycznie różni się między innymi tym, że narzeka i lamentuje dużo bardziej, niż osoba z rzeczywistymi i potwierdzonymi w badaniach objawami poważnej choroby.

Nieco humorystycznie można wspomnieć, że jednym z praktycznych sposobów „leczenia” zaburzeń hipochondrycznych jest zaproponowanie pacjentowi bardzo poważnej i skomplikowanej operacji o niepewnym, trudnym do przewidzenia wyniku i możliwych powikłaniach. W tej sytuacji hipochondryk nierzadko błyskawicznie ucieka z miejsca zdarzenia. Jest to jednak, rzecz jasna, raczej sposób na pozbycie się pacjenta z gabinetu, niż propozycja faktycznego rozwiązania jego problemu. Hipochondria jako zaburzenie o nerwicowym podłożu wymaga oczywiście stosownego dla tego rodzaju dolegliwości podejścia terapeutycznego.

Pamiętam opowieść pewnego komandosa angielskiej SAS (Special Air Service). Ów żołnierz był z wykształcenia lekarzem i biorąc udział w którejś z misji w krajach tzw. Trzeciego Świata wchodził w skład korpusu medycznego. Jego zadaniem było między innymi udzielanie pomocy lekarskiej członkom miejscowych plemion. Niedługo po ustawieniu namiotu–szpitala, do punktu pomocy medycznej zaczęli masowo ściągać tubylcy, dla których sam pobyt w takim miejscu, a także sprzęt medyczny, leki i sytuacja, w której ktoś się nimi z uwagą zajmuje, były nie lada atrakcją. Po pewnym czasie pacjenci przychodzili nawet z niegroźnym skaleczeniem w rodzaju nadłamania paznokcia, zaś wojskowi medycy nie mieli czasu na sen i odpoczynek. Ktoś wpadł na pomysł, jak pozbyć się hipochondryków ze szpitala… Otóż jednego z takich pacjentów poinformowano, że jego w istocie kompletnie niegroźne skaleczenie wymaga natychmiastowej amputacji całej kończyny. Zespół medyczny zaczął demonstracyjnie przygotowywać się do „operacji” tak, by zainteresowany widział zestawy narzędzi chirurgicznych, zatroskane miny lekarzy itd. Chwilę potem pacjent z namiotu zniknął i nigdy do niego nie powrócił. Pewnie też szybko rozeszła się po okolicy stosowna pogłoska, bo od tej chwili znacznie spadła liczba tego rodzaju chorych…

W tym miejscu warto dodać, że ze względu na dużą podatność neurotyków na sugestię, często łatwo jest ulżyć pacjentowi w cierpieniu podając placebo (obojętny dla organizmu środek, na przykład woda destylowana, podany w odpowiednio przygotowanej formie wraz z sugestią, że jest to skuteczny lek na określoną dolegliwość). Jest to jednak kolejny półśrodek, ponieważ podłożem niezliczonych „chorób” hipochondryka jest nerwica i w miejsce usuniętego „problemu” szybko znajdzie on sobie dziesięć nowych.

Należy wiedzieć, że hipochondria i zgłaszane przez hipochondryków zaburzenia nie są jednoznaczne z symulacją. Często jest tak, że pacjent rzeczywiście cierpi, jest zaniepokojony stanem swojego zdrowia i usiłuje znaleźć rozwiązanie dręczących go problemów zdrowotnych. Nie ma świadomości nerwicowego i emocjonalnego podłoża swoich zaburzeń.

Zjawisko hipochondrii jest doskonałym materiałem, na którym można wyjaśnić, dlaczego nerwice nieraz tak ciężko poddają się leczeniu. W psychoterapii jakichkolwiek zaburzeń emocjonalnych warunkiem wstępnym jest przede wszystkim autentyczna i szczera chęć zdrowienia, której bardzo często brak u pacjentów nerwicowych. Nerwice są bowiem swego rodzaju „pomysłem na życie” i sposobem na radzenie sobie w codziennej rzeczywistości. Sposobem nieprzystosowawczym, niedojrzałym, naiwnym i – w gruncie rzeczy – bardzo prymitywnym, ale jednak zawsze lepszym, niż żaden. Można więc powiedzieć, że pacjent nerwicowy nieświadomie pragnie funkcjonować emocjonalnie w kategoriach nerwicy. Podkreślić raz jeszcze należy, że wybór „nerwicowej drogi” nigdy nie jest wyborem świadomym. Zapewne żaden neurotyk nie planuje i nie zamierza być neurotykiem, jednak ze względu na taką a nie inną konstrukcję emocjonalną od najwcześniejszych lat życia wypracowuje patologiczne osobowościowe mechanizmy regulacyjne, które w latach późniejszych doprowadzają do wystąpienia pełnoobjawowej nerwicy. Ponieważ cały proces powstawania zaburzeń nerwicowych pozostaje całkowicie poza świadomą kontrolą, sprawą niezwykle trudną jest również uświadomienie pacjentowi istoty jego dysfunkcji i wskazanie drogi ich kontroli i eliminacji.


Wojciech Imielski. Moja psychologia

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Zbrodnia i kara. Psychologiczne aspekty absurdów prawa

Zbrodnia i kara. Psychologiczne aspekty absurdów prawa


Autor: Wojciech Imielski


Na przeglądanie serwisów informacyjnych zwykle szkoda mi zdrowia. Nie mam po prostu ochoty słuchać ani czytać o kolejnym rewelacyjnym pomyśle organów ustawodawczych, niespecjalnie pasjonują mnie celebryckie seksskandale, nie interesuje mnie, która z piosenkarek akurat powiększyła sobie cycki...


...a który z księży obmacywał ostatnio ministranta.

Krytykowanie to jedno z najprostszych zajęć. Nie wymaga specjalnych kwalifikacji ani nawet angażowania wielkich rezerw umysłowych – wystarczy po prostu stwierdzić, że coś jest do dupy i ewentualnie podać jakiekolwiek racjonalnie brzmiące uzasadnienie deklarowanego stanowiska. Poza tym – sensowna krytyka powinna chyba zawierać propozycje sensownych, bardziej, niż te krytykowane akceptowalnych rozwiązań opisywanego problemu, a – jak zauważyłem – zwykle ich nie zawiera. Ja także nie mam żadnego szczególnie odkrywczego pomysłu na poprawę skuteczności funkcjonowania związanych z sądownictwem procedur. Dlatego ten artykuł nie jest krytyką, jest tylko wyrażeniem mojego zdania na temat spraw, które od lat niezmiennie mnie niepokoją.

Z mojego punktu widzenia nie istnieje coś takiego, jak sprawiedliwość. Jest to pojęcie bardzo względne i między innymi z własnej praktyki zawodowej wiem, że postaci sprawiedliwości jest co najmniej tyle, ile jest osób domagających się sprawiedliwego postępowania w określonej sprawie. Raczej rzadko się zdarza, by ktokolwiek doczekał się w sądzie satysfakcjonującego rozwiązania problemu. Każdy kij ma co najmniej dwa końce, a każdy arbitraż musi być formą wymuszenia pewnego kompromisu. Muszę przyznać, że niemal wszyscy znani mi sędziowie, a widziałem ich w akcji wielu, zwykle naprawdę stawali na głowie, by w konkretnej sprawie nikt nie czuł się za bardzo pokrzywdzony. Jednak każde sądowe rozwiązanie ma swoje dobre i złe strony a każda decyzja jest korzystna dla kogoś i niekorzystna dla kogoś innego. Między innymi dlatego określenie „wymiar sprawiedliwości” uważam za co najmniej nietrafne. Z drugiej strony – na obecnym etapie rozwoju ludzkiej cywilizacji żadne społeczeństwo nie może istnieć bez zinstytucjonalizowanego systemu rozstrzygania sporów. Że wszelkie znane nam systemy tego typu są totalnie nieudolne – nie trzeba chyba nikogo przekonywać.

Kto jest „przestępcą”?

Nie znam prawniczej definicji pojęcia „przestępstwa” ale podejrzewam, że jeśli definicja taka istnieje, zawiera przede wszystkim określenie postępowania wbrew obowiązującym przepisom. Moje blogowe rozważania mają zawsze charakter psychologiczny, zastanawiam się zatem kto i dlaczego z psychologicznego punktu widzenia staje się przestępcą, albo inaczej – jaka jest psychologiczna definicja „przestępstwa”. Myślę, że w tym przypadku istotna jest przede wszystkim ewentualna intencjonalność dokonanego czynu – przestępcą jest osoba, która czynu zabronionego dokonuje w sposób dowolny, zamierzony i z pełną świadomością znaczenia własnego działania, zwłaszcza zaś faktu, że działanie to naraża na szkodę inne osoby.

Problem ten ma swoje odzwierciedlenie w psychopatologicznym pojęciu poczytalności. Mówiąc potocznie, badanie poczytalności sprawcy przestępstwa ma na celu ustalenie, czy czyn zabroniony popełniony został z pełną świadomością i premedytacją, czy też zaistniały czynniki ograniczające lub wyłączające poczytalność (np. choroba psychiczna, upośledzenie umysłowe itp.). W myśl kodeksu karnego z niepoczytalnością mamy do czynienia wtedy, kiedy osoba dokonująca czynu zabronionego z powodu występujących zaburzeń psychicznych nie miała świadomości popełnianego przestępstwa i/lub nie była w stanie pokierować własnym postępowaniem. Nietrudno zauważyć, że definicja niepoczytalności jest definicją właściwie dość pojemną, co – rzecz jasna – bywa polem do najrozmaitszych nadużyć.

Z tego punktu widzenia nazywanie „przestępcą” osoby, która przez nieuwagę spowodowała wypadek uważam za idiotyczne. Samo nazywanie to jednak mniejszy problem, dużo gorzej, jeśli człowiek taki jest przez instytucje i osoby prywatne traktowany jak prawdziwy bandyta.

Psychologiczny sens kary

W języku psychologii behawioralnej kara to każde przykre i deprymujące zdarzenie, które następuje po niepożądanym zachowaniu i jest z nim bezpośrednio powiązane przyczynowo w ten sposób, że zachowanie niepożądane wywołuje konsekwencję w postaci kary. Innymi słowy karą jest przykra konsekwencja generowanego zachowania.

Behawioralnym sensem kary jest nadzieja na eliminację karanego zachowania przy pobożnym założeniu, że ukarana jednostka zaniecha podejmowania działań niepożądanych jeśli zrozumie zależność, na mocy której zachowanie niestosowne skutkuje nieprzyjemnymi konsekwencjami. A zatem kara powinna z założenia zmniejszać prawdopodobieństwo wystąpienia karanego zachowania w przyszłości. Idąc dalej można się spodziewać, że sama świadomość grożącej kary w wielu przypadkach stanie się czynnikiem powstrzymującym od podejmowania działań niepożądanych.

W wielu przypadkach kara jest zrównywana znaczeniowo z tzw. „wzmocnieniem negatywnym” (czasami spotykam nawet w literaturze sformułowanie „wzmocnienie negatywne czyli kara”). Takie porównanie jest zupełnie nieuprawnione – czym jest wzmocnienie negatywne zainteresowany Czytelnik dowie się tutaj.

Nawet z tradycji i doświadczeń samej psychologii behawioralnej w sposób dość jednoznaczny wynika, że karanie jest wyjątkowo nieskuteczną formą motywowania. Implikacje praktyczne są takie, że w miarę możliwości należy stosować inne sposoby kontroli zachowania.

Dlaczego kary tak słabo działają?

Po pierwsze – skuteczne karanie musi być bezwzględnie konsekwentne. Oznacza to, że aby kara odniosła zamierzony efekt, musi następować ZAWSZE, w sposób NIEUCHRONNY po każdorazowym wystąpieniu zachowania, które chcemy wyeliminować. W praktyce życiowej jest to postulat wyjątkowo trudny do spełnienia.

Dziecko szybko się uczy, że włożenie ręki w ogień skutkuje niebezpiecznymi i bardzo bolesnymi oparzeniami. Zazwyczaj wystarczy jeden przykry wypadek, by mały człowiek na całe życie nauczył się unikać ognia. Jest tak dlatego, że poparzenie nastąpi zawsze i nieuchronnie w przypadku każdego kontaktu ciała z ogniem. Przestępca nader często żywi nadzieję, że w ten czy inny sposób uniknie kary – jego przestępstwo nie zostanie wykryte lub zgłoszone, można będzie zatrudnić dobrego adwokata, sprawę uda się przeciągnąć, a następnie przestępstwo ulegnie przedawnieniu albo po prostu, że tak czy inaczej wymiga się od odpowiedzialności, choćby z uwagi na kiepską wydolność tzw. „wymiaru sprawiedliwości”, itd.

Wielu ludziom towarzyszy naiwne przekonanie, że wprowadzenie kary śmierci czy tortur zniechęciłoby wielu przestępców do dokonywania zbrodni. Tak niestety nie jest – przed popełnianiem przestępstw ewentualnie powstrzymuje nie wysokość kary, lecz jej nieuchronność, na którą w naszych warunkach niestety nie można liczyć. Istnieje sto tysięcy powodów, dla których ukaranie może nie dojść do skutku i wie o tym każdy najdrobniejszy złodziejaszek, o prawdziwym bandycie nie wspominając. Emocjonalnie zaburzonemu przestępcy (a prawdziwy, faktyczny przestępca przez duże „P” to człowiek z całą pewnością emocjonalnie zaburzony) perspektywa kary jawi się mgliście i nierealnie, a to tylko jeden z wielu powodów, dla których „prawdziwy” przestępca nie boi się kary.

Po drugie – skuteczna kara powinna być tak surowa, jak to tylko możliwe. Wracając do psychologii behawioralnej należy zaznaczyć, że kara w każdym przypadku powinna być maksymalnie dotkliwa. Nie jest to może humanitarne, ale jest bardzo prawdziwe – im większy dyskomfort i ból związany z karą, tym większe prawdopodobieństwo, że kara odniesie względnie trwały skutek. W odniesieniu do wielu, jeśli nie większości przestępców kara przymusowego odosobnienia, jaką stosuje się w naszym kręgu kulturowym jest właściwie żadną karą, a z pewnością karą nie na tyle dotkliwą, by mogła mieć moc powstrzymywania przed recydywą.

Po trzecie – kara powinna następować natychmiast po dokonanym czynie zabronionym. Z punktu widzenia psychologii behawioralnej niezbędne jest bliskie, czasowe i przyczynowe powiązanie zachowania z karą – w przeciwnym razie karany nie widzi żadnego związku pomiędzy własnymi reakcjami a deprymującymi konsekwencjami karzącymi. W przypadku wszelkich kar stosowanych przez tzw. „wymiar sprawiedliwości” trudno jest liczyć na pośpiech i natychmiastowość, a powodem takiego stanu rzeczy niekoniecznie musi być czyjekolwiek niedbalstwo. Niemal każde postępowanie karne składa się z wielu lub bardzo wielu osobnych wątków i elementów. Każdy z tych elementów wymaga wielu skoordynowanych działań, a na każdym etapie postępowania istnieją liczne czynniki opóźniające, zwłaszcza przy odpowiedniej dobrej woli osób z tych czy innych względów zainteresowanych przewlekaniem sprawy…

Po czwarte – kara musi być zjawiskiem trwałym. Oznacza to, że za konkretne zachowanie kara musi grozić ZAWSZE i nie można jej wycofać. Jeśli czynnik karzący ustaje, tendencja do podejmowania karanego zachowania zwykle natychmiast znowu się pojawia i czasem jest dużo bardziej wyraźna, niż w okresie poprzedzającym wystąpienie kary.

Warto podkreślić, że żaden z wymienionych warunków nie działa wystarczająco efektywnie jeśli występuje w izolacji od pozostałych. Kara bywa skuteczna, jeśli spełnione są wszystkie postulaty skutecznego karania. Gdyby kary za przestępstwa następowały nieuchronnie, były szybkie i bardzo dotkliwe jest wielce prawdopodobne, że przestępczość stałaby się zjawiskiem marginalnym.

Zdarzyło mi się pracować na brytyjskiej wyspie Jersey (kanał La Manche). Wyspa jest mała i ma niewiele (ok. 91 000) mieszkańców. Przestępczość na Jersey praktycznie nie istnieje – mieszkańcy nie mają zwyczaju zamykania domów ani samochodów, a policja ma niewiele do roboty. Myślę, że jednym z powodów niskiego wskaźnika przestępczości jest w pewnym sensie nieuchronność kary – dla przykładu złodziej, po dokonaniu kradzieży, nie miałby po prostu dokąd uciekać. Wystarczy zablokować ruch lotniczy i morski, by odwrót z wyspy stał się zwyczajnie niemożliwy.

Tak naprawdę, rzecz jasna, kara to tylko część procesu resocjalizacji i proszę pamiętać, że zawarte tu rozważania mają charakter bardzo skrótowy.

W tym miejscu warto też wspomnieć o teorii reaktancji, autorstwa Jacka Brehma. Koncepcja reaktancji opisuje i wyjaśnia opór, jaki ludzie wykazują przeciwko zabranianiu czegokolwiek i koresponduje ze znanym powiedzeniem, że zakazany owoc smakuje najlepiej. Alkohol nigdy nie sprzedaje się łatwiej, niż w czasie prohibicji, a religie rozkwitają pod rządami ateistów. Dla wielu, zwłaszcza wykazujących pewną specyficzną konstrukcję psychiczną ludzi nic nie jest bardziej atrakcyjne, niż wszelkie rzeczy zabronione…

„Nieumyślne” spowodowanie śmierci

W związku z powyższym od lat nurtuje mnie pytanie, czy osoba popełniająca przestępstwo w sposób niezamierzony lub bez świadomości przestępczego charakteru czynu powinna być traktowana jak przestępca i nazywana przestępcą. W tym miejscu pojawia się problem kary – czy jakiekolwiek zachowanie niezamierzone powinno być karane? I jeśli tak, to czy karane w taki sposób, jak przestępstwo popełnione z pełną premedytacją?

Wypadek

Czasem zdarza się wypadek, w którym w sposób bezsprzeczny zawiniła jakaś osoba. Całkiem niedawno słyszałem o bardzo przykrym zdarzeniu drogowym, w którym, o ile dobrze pamiętam, zginęły chyba trzy osoby – kierowca ciężarówki zjechał na sąsiedni pas ruchu, zderzając się czołowo z samochodem dostawczym. Nie chodzi jednak o ten, konkretny wypadek – zdarzeń tego typu jest naprawdę wiele i każde z nich ma zwykle bardzo dramatyczny wyraz.

W takich przypadkach często stwierdza się, że kierowca, który spowodował wypadek, był trzeźwy, dysponował wszelkimi koniecznymi uprawnieniami, prowadził sprawny samochód, zaś powodem tragedii była zbyt brawurowa jazda lub katastrofalne w skutkach pogwałcenie przepisów ruchu drogowego.

W sprawie sądowej rodzina poszkodowanych zwykle usilnie domaga się najwyższego możliwego wymiaru ewentualnej kary. Jeśli sąd, wziąwszy pod uwagę wszelkie możliwe okoliczności zaostrzające i łagodzące wymierzy obwinionemu karę pięciu lat pozbawienia wolności, prokurator, na fali towarzyszących sprawie emocji domaga się lat dziesięciu, rodzina poszkodowanych najchętniej zaś widziałaby karę śmierci. Nie dziwię się uczuciom osób, które straciły najbliższych, pozwalam sobie jednak wypowiadać się jako osoba postronna, a więc bardziej obiektywna, bo emocjonalnie nie zaangażowana w sprawę. Czy kara w postaci wieloletniej odsiadki obwinionego ma jakikolwiek psychologiczny, społeczny i moralny sens? Moim zdaniem żaden. Jeśli sprawca popełnił czyn nieumyślnie śmiem sądzić, że sama świadomość spowodowania tragedii o takim rozmiarze już złamała mu życie. Nie wyobrażam sobie kary gorszej, niż dożywotni ból sumienia, oczywiście, jeśli sprawca w konkretnej sytuacji dysponuje czymś takim, jak sumienie. Czy w takich przypadkach karą sensowniejszą nie byłby ewentualnie nakaz podjęcia wieloletniej pracy społecznej lub na rzecz poszkodowanych? Czy osoba nieumyślnie powodująca śmierć powinna trafiać do kryminału, pomiędzy złodziei, morderców i gwałcicieli? Czy w odniesieniu do osoby powodującej wypadek jakikolwiek sens ma resocjalizacja?

Seks z nieletnią

Czasem słyszę, że trzynastolatka urodziła dziecko i trwają gorączkowe poszukiwania nieznanego ojca. Obława ma na celu, rzecz jasna, ukaranie złoczyńcy. Przespał się wszak z nieletnią, więc odsiedzieć swoje powinien! Czy nie rozsądniej byłoby, gdyby znaleziony ojciec mógł cieszyć się wolnością i poświęcić się wychowaniu dziecka lub przynajmniej łożeniu na jego utrzymanie? Siedząc w pudle niewiele będzie mógł pomóc, dziecko potrzebuje ojca i środków do życia, w myśl prawa jednak szczęśliwy (lub nieszczęśliwy…) tatuś winien na koszt państwa spędzić parę latek za kratkami, przemyśliwując nad znaczeniem i wagą własnego czynu, ewentualnie (jako sprawca czynu lubieżnego wobec nieletniej) doznając pewnych szczególnych dowodów sympatii ze strony współosadzonych… Jego odsiadka nie przywróci już zapewne nastolatce wianka, a utrata cnoty, jeśli tylko nie odbyła się na drodze gwałtu, w zestawieniu z faktem narodzin dziecka jest chyba problemem raczej pobocznym.

Jedna z najdziwniejszych spraw sądowych, w jakich brałem udział, dotyczyła piętnastolatki, która uprawiała miłość z kolegą z klasy. Zaniepokojona wizją ewentualnego macierzyństwa dziewczyna wykazała minimum odpowiedzialności i odwiedziła ginekologa… Ku mojemu wielkiemu zdumieniu, pani ginekolog powiadomiła policję. Nie wiem, dlaczego, bo kochankowie byli rówieśnikami, a do zbliżenia doszło przy pełnej dobrowolności po obu stronach. Zarówno sędzia, jak i prokurator, a także wszyscy pozostali, zaangażowani przedstawiciele "wymiaru sprawiedliwości" byli naprawdę zdumieni i nikt za bardzo nie wiedział, co z tą sprawą zrobić. Po przesłuchaniu przestraszonej nastolatki postępowanie zostało, rzecz jasna, umorzone. Obawiam się jednak, że mimo naprawdę pozytywnej, rodzinnej wręcz w pokoju przesłuchań atmosfery, dziewczyna dobrze się zastanowi, zanim następnym razem odwiedzi lekarza, a to, moim zdaniem, wyjątkowo niepożądany efekt rozsądnego działania dorosłych…

Ot, absurdy, jakich wiele.


Wojciech Imielski. Moja psychologia

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.