środa, 7 października 2015

Alternatywa dla papierosów

Alternatywa dla papierosów


Autor: gosiabelika


Już niedługo Nowy Rok, co za tym idzie. Ludzie snują postanowienia noworoczne. Jedni chcą zapisać się na jakiś język obcy, kurs gotowania, a inni rzucić palenie.


Wielu z nich udaje się to zrobić. Niestety jest to trudniejsze niż się wydaje. Trzeba mieć naprawdę dużo silnej woli i mobilizacji, aby wytrzymać w postanowieniu. Istnieje kilka metod rzucenia palenia, którym powinno się przyjrzeć zanim postanowi się zrezygnować z nałogu. Różne plastry czy tabletki antynikotynowe są pomocne, ale nie rozwiązują problemu „pustych” rąk. Nerwowe ruchy i zniecierpliwienie to najpowszechniejsze symptomy odstawienia nikotyny. Jak można sobie radzić z tym? Idealnym rozwiązaniem wydają się e- papierosy. Są to takie kieszonkowe odpowiedniki tradycyjnych modeli. W czasie wdychania uwalniają one niewielką dawkę nikotyny, co za tym idzie pozwalają stopniowo rzucić palenie. W porównaniu do zwykłych papierosów te elektroniczne nie posiadają szkodliwych substancji.

Jak działa e-papieros?

Na rynku tytoniowym można spotkać wiele różnych rodzajów e-papierosów. Dostępne są w różnych kolorach i wzorach. Można wybrać te z wkładem zapachowym. Aromaty wybrać można wszelakie od kwiatowych, po owocowe. Każdy znajdzie coś dla siebie. Dla tych, którzy kochają modę warto zamówić model w najmodniejszych odcieniach. Taki papieros dodaje elegancji i co najważniejsze nie truje innych. W ich skład wchodzi jedynie niewielkie ilości płynnej nikotyny, podawanych palącemu metoda inhalacji. Wypuszczana mgiełka, przypominająca dym tytoniowy nie posiada rakotwórczych substancji. Jest niewielkich rozmiarów, więc zawsze można go mieć przy sobie.

Czy elektroniczne papierosy są zdrowe?

Warto zastanowić się czy tak powszechne stosowanie e -papierosów nam nie szkodzi. Badało to wielu lekarzy. Wszyscy zgodnie strwierdzili, że sa one zdrowsze od tradycyjnych odpowiedników. W tych papierosach zawarta jest nikotyna tak, jak i w innych papierosach, ale jest jedna bardzo duża różnica. Nie ma ona trujących nas i otoczenie substancji. Dzięki wymiennym atomizerom można w prosty sposób rzucić nałóg w bardzo przyjazny sposób, bez zbędnego szoku dla ciała.


Źródło: http://cigshop.pl/

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Jak wygląda mityng Anonimowych Alkoholików? Uwagi praktyczne.

Jak wygląda mityng Anonimowych Alkoholików? Uwagi praktyczne


Autor: Wojciech Imielski


Zdarza się często, że ktoś pyta, jak wygląda typowy mityng Anonimowych Alkoholików. W tym artykule postanowiłem zawrzeć podstawowe na ten temat informacje w nadziei, że być może dla kogoś okażą się przydatne.


Każda grupa ma pewne swoje tradycje, ale zasady ogólne są wszędzie takie same. O wyznaczonej godzinie trzeźwiejący alkoholicy spotykają się w sali, w której odbywają się spotkania. Mityng prowadzi chairman (czyt. „czermen”) – zwykle jest to osoba o długim stażu trzeźwościowym, doświadczona i dobrze zorientowana w temacie. Rolę chairmana pełnią różne osoby, nie zawsze ta sama.

W polskiej tradycji alkoholicy siedzą wokół wspólnego stołu, na którym płonie symboliczna świeca lub lampa naftowa. Prowadzący otwiera mityng, odczytuje się fragmenty tekstów źródłowych, których Anonimowi Alkoholicy mają sporo, następuje powitanie przez wspólną modlitwę o pogodę ducha*. Modlitwa jest pewnym symbolem, jest krótkim zwróceniem się do jakiejkolwiek uznawanej „siły wyższej”. Jest to ważne dla osób niewierzących lub niepraktykujących, ponieważ przesłanie AA z zasady nie koresponduje z żadną wiarą ani wyznaniem. Z zasady. W praktyce Wspólnota dramatycznie przesycona jest katolicyzmem (o czym poniżej, w sekcji Uwagi krytyczne), ale nikt nie wymaga od członków żadnych praktyk ani deklaracji religijnych. Po takiej modlitwie następuje odczytanie 12 kroków do trzeźwości i 12 tradycji AA przez kolejne, zgromadzone osoby, które przekazują sobie arkusz z tekstem.

Mityng jest zwykle podzielony na co najmniej dwie części, zaś zawartość tych części zależy od tradycji danej grupy. Na przykład – w części pierwszej ochotnicy wypowiadają się na dowolnie przez siebie wybrany temat, w drugiej – ochotnicy omawiają jeden, wybrany wspólnie problem. Każda osoba pragnąca zabrać głos sygnalizuje to przez podniesienie ręki. Podstawową zasadą jest, że mówiącemu nikt nie zadaje pytań, nie przerywa i nie komentuje jego wypowiedzi. Zasady takie są bardzo ściśle przestrzegane i doskonale służą zachowaniu porządku, grupowej dyscypliny i swobody wypowiedzi.

Ponieważ Anonimowi Alkoholicy utrzymują się z własnych, całkowicie dobrowolnych składek, tradycją jest zbieranie pieniędzy do kapelusza (zwykle następuje to w przerwie mityngu, a na stole faktycznie leży kapelusz). Każdy uczestnik wrzuca (lub nie) dowolną ilość pieniędzy, którymi następnie zajmuje się skarbnik grupy.

Zadaniem chairmana jest czuwać nad przebiegiem mityngu i reagować w razie ewentualnych zakłóceń. Nikt nie jest zmuszany ani nawet zachęcany do zabierania głosu i bywają osoby, które podczas mityngów ograniczają się zwykle tylko do słuchania.

Każdą wypowiedź zaczyna się zwyczajowo od formuły „mam na imię Czesław (Zdzisław, Stefan, Dionizy…) i jestem alkoholikiem”. Kobiety zwykle używają formy „jestem alkoholiczką”.

Osoba przybywająca na mityng po raz pierwszy cieszy się szczególną, uprzywilejowaną pozycją. W pewnych granicach może nie przestrzegać wyznaczonych zasad, wiele obecnych osób często stara się jej również w miarę możliwości ułatwić ten pierwszy raz. Na początku mityngu zadaje się jej dwa pytania: „Czy alkohol jest problemem w twoim życiu?” oraz „Czy masz szczerą chęć zaprzestania picia?”. To mniej więcej cały wstrząs, jaki musi znieść osoba przystępująca do wspólnoty – od tego momentu jest jej pełnoprawnym członkiem i tylko ona sama decyduje, na czym polega jej udział.

Nie jest prawdą, że na mityng należy przyjść bezwzględnie trzeźwym – nawet pijany alkoholik ma prawo wziąć udział w spotkaniu (choć z oczywistych względów zwykle się to nie zdarza), jeśli tylko nie dezorganizuje jego przebiegu.

Wielu początkujących trzeźwieniowców bardzo boi się swojego pierwszego mityngu. Często wynika to z rozpowszechnionego a niesłusznego przekonania, że podczas spotkania grupy należy koniecznie zabrać głos i wypowiedzieć magiczną formułę „mam na imię Grzegorz, jestem alkoholikiem”. Tymczasem w rzeczywistości, podczas mityngu nie istnieje żaden przymus wypowiadania się. Najważniejsze jest, by w żaden sposób nie przeszkadzać w prowadzeniu spotkania i nie zakłócać jego przebiegu. Tradycja 3. AA mówi wyraźnie, że „jedynym warunkiem przynależności do Wspólnoty jest pragnienie zaprzestania picia”. W myśl tej zasady uczestnik nie musi nawet właściwie przyznawać się do alkoholizmu. Wystarczy, że deklaruje chęć zachowania abstynencji czy też zerwania z piciem (treść i opis 12 tradycji zainteresowany Czytelnik znajdzie w wielu miejscach w Internecie).

Z drugiej strony – oczywiste jest, że na spotkanie AA przychodzą osoby z określonym problemem alkoholowym. Jeśli uczestnik uznaje swoje uzależnienie i pracuje nad powrotem do zdrowia, odważne określenie swojego, że tak powiem, alkoholowego statusu nie powinno być (i zwykle nie jest) dla niego trudne. Dlatego osobom wahającym się przed tym pierwszym, ważnym krokiem, polecam na początek udział w mityngu otwartym.

Mityng otwarty to spotkanie grupy AA w specjalnym, określonym terminie. Na takie spotkanie może przyjść „z marszu” dowolna osoba, z jakichkolwiek względów zainteresowana wspólnotą AA i nie oczekuje się od niej określania swojego stosunku do problemu alkoholowego. Mityng otwarty, oprócz samych alkoholików zwykle gromadzi sympatyków oraz osoby bliskie członków Wspólnoty. Czasami jest to dla alkoholika najlepszy sposób, by mógł „wybadać teren”, zorientować się, co tak naprawdę na mityngu się dzieje i zdecydować, czy jest zainteresowany udziałem w mityngu zamkniętym, przeznaczonym tylko dla alkoholików. Podczas mityngów otwartych odbywają się także uroczyste rocznice trzeźwości, organizowane przez niektórych uczestników.

Anonimowi Alkoholicy, jak zresztą sama nazwa wskazuje, są wspólnotą nie wykorzystującą nazwisk ani żadnych innych danych osobowych (tradycja 12. brzmi: Anonimowość stanowi duchową podstawę wszystkich naszych tradycji, przypominając nam zawsze o pierwszeństwie zasad przed osobistymi ambicjami). Uczestnik zwyczajowo podaje tylko swoje imię (w rzeczywistości nie musi ono nawet być prawdziwe), i tylko on sam decyduje o ewentualnym ujawnieniu innych swoich personaliów, choć stali uczestnicy mityngów doskonale znają się, rzecz jasna, prywatnie. Zasada anonimowości jest bardzo rzetelnie przestrzegana a Wspólnota nie gromadzi żadnych danych osobowych swoich członków. Dlatego zabawne, potoczne stwierdzenia w rodzaju: „on zapisał się do AA” są zupełnie nietrafione i wskazują na nieznajomość tematu.

Anonimowi Alkoholicy a kluby abstynenckie

Wspólnota AA bywa mylona z klubami abstynenckimi, a wśród osób niezorientowanych często spotyka się wyrażenie „klub AA”. Wprowadza to pewne zamieszanie w rozumienie związanych ze środowiskami trzeźwościowymi pojęć.

Obok poszczególnych grup wsparcia, będących swego rodzaju komórkami Wspólnoty AA, na terenie kraju funkcjonują liczne kluby abstynenckie. Klub abstynenta zazwyczaj (albo zawsze) jest organizacją o charakterze stowarzyszenia i działa w oparciu o stosowne, właściwe stowarzyszeniom przepisy prawa. Do klubu należy się więc zapisać, wypełniając deklarację członkowską (zawierającą między innymi zobowiązanie się do zachowywania ścisłej abstynencji), klub ma swój statut, zarząd i od swoich uczestników pobiera miesięczne składki. Kluby abstynenckie to po prostu miejsca, w których osoby zainteresowane tematem mogą się spotkać, porozmawiać, pograć w szachy czy inne gry. Przy wielu klubach działają zespoły muzyczne, a od czasu do czasu organizowane są rozmaite imprezy, wyjazdy i inne rozrywki.

Klub abstynenta jest organizacją niezależną od Wspólnoty Anonimowych Alkoholików, w rzeczywistości jednak członkami klubów są często głównie uczestnicy AA.

Uwagi krytyczne

Spotkania Anonimowych Alkoholików to w mojej ocenie jedno z najlepszych rozwiązań dla usiłujących zerwać z nałogiem. W starciu z jakimkolwiek problemem psychologicznym ogromna większość osób potrzebuje społecznego wsparcia i wsparcie takie dla wielu trzeźwiejących jest warunkiem niezbędnym do pokonania nałogu. Zależność tę potwierdza wysoka skuteczność Anonimowych Alkoholików w, że tak powiem, „leczeniu” alkoholizmu – Wspólnota na całym świecie skupia dziesiątki tysięcy trzeźwych uczestników, a wielu z nich to osoby, które całkowicie zerwały z alkoholem wiele lat temu.

Należy jednak w tym miejscu koniecznie zwrócić uwagę, że trzeźwe, aktywne w AA osoby są bardzo spektakularnym, lecz czasami bardzo mylącym przykładem skuteczności tej drogi zdrowienia. Chodzi o to, że obserwując Wspólnotę można poznać wiele osób, którym udział w mityngach pomógł, nie spotykamy jednak tych uzależnionych, którzy w AA nie znaleźli skutecznej pomocy i odeszli, szukając gdzie indziej lub po prostu wracając do aktywnego picia.

Tak czy inaczej, trzeźwienie w grupach wsparcia jest moim zdaniem jednym z najbardziej skutecznych i dla wielu osób najlepszym sposobem walki z uzależnieniem od alkoholu. Warto jednak mieć również świadomość zjawisk, które we Wspólnocie mogą być czynnikiem zniechęcającym do udziału czy wręcz utrudniającym zdrowienie.

Wspólnota Anonimowych Alkoholików jest specyficznym przykładem grupy wsparcia i jako taka powinna zapewniać pełen egalitaryzm i demokrację, co zresztą nieustannie deklaruje w używanych tekstach źródłowych. Jak jednak wspomniałem, poprzez religijne sympatie większości swoich członków AA jest nadmiernie skatolicyzowane, co może być i bywa trudne do zaakceptowania dla mniej religijnych czy zupełnie niewierzących uczestników. Otwierająca i zamykająca mityng wspólna modlitwa jest teoretycznie zwyczajem symbolicznym, zawiera jednak zwrócenie się do jakiegoś „boga”, którego nie każdy musi uznawać. Nie każdy musi też uzależniać własny los od działania tzw. „siły wyższej”, która wielu trzeźwiejącym nader często służy do uzasadniania wszelkich życiowych porażek i niepowodzeń, a czasem również osiągnięć i sukcesów.

Wśród osób trzeźwiejących częsta jest tendencja do przenoszenia odpowiedzialności za chorobę alkoholową na rozmaite czynniki zewnętrzne, głównie (o zgrozo!) na sam alkohol, zupełnie tak, jakby będąc substancją rozumną i działającą wolicjonalnie, złośliwie spowodował on określone zaburzenia emocjonalne, prowadząc do zaistnienia i rozwoju nałogu. Zgodnie z tą filozofią osoba uzależniona ponosi tylko częściową odpowiedzialność za swoją szeroko rozumianą kondycję, co znajduje odzwierciedlenie również w ciągłych odwołaniach do magicznego wpływu „boga” i/lub „siły wyższej”.

Spośród 12 programowych kroków AA aż 6 zawiera odniesienie do „boga” lub „siły wyższej”, co w mojej opinii całkowicie zaprzecza deklarowanym zasadom równości i neutralności. Jestem pewien, że wiele osób niewierzących zniechęca się do Wspólnoty obserwując, że czasami działa ona jak kółko różańcowe. Znam wiele przypadków, w których taki stan rzeczy był powodem zerwania ze Wspólnotą wszelkich kontaktów, co jest o tyle smutne, że dla większości osób, jak się okazuje, silne wsparcie społeczne jest warunkiem do zdrowienia absolutnie koniecznym. Warto w tym miejscu wspomnieć, że w przypadku wielu uczestników te czy inne niedogodności często służą jako zwyczajne uzasadnienie powrotu do picia, i to również należy mieć na uwadze. Tak czy inaczej jednak przesycenie religią organizacji jakichkolwiek poza wyznaniowymi uważam za zawsze szkodliwe. Podczas wielu mityngów i innych spotkań AA bywają obecni katoliccy księża, często traktujący swój zawód na tyle poważnie, że za przyzwoleniem grupy wygłaszający kazania i nawracający na jedynie słuszną wiarę również podczas imprez, które nie powinny z religią mieć nic wspólnego. Zaś ostentacyjna dewocja niektórych uczestników grupy zakrawa czasem na religijną histerię.

Również pewne dyskusyjne zwyczaje, jak trzymanie się podczas modlitwy za ręce nie muszą pasować osobom bardziej powściągliwym interpersonalnie.

Dużym w AA problemem bywają członkowie przesadnie zaangażowani w proces niesienia pomocy nowym uczestnikom. Bywa, że osoba po raz pierwszy przybywająca na mityng zostaje wręcz napadnięta przez śmiertelnie zdeterminowanych, nachalnych i uciążliwych pomagaczy, będących w stanie zniechęcić do trzeźwości najbardziej nawet cierpliwych i najsilniej zmotywowanych kandydatów. Dla wielu takich Samarytan natrętne pomaganie innym jest najlepszym, albo jedynym sposobem na własne problemy, co zresztą częste jest nie tylko wśród osób uzależnionych. Nie każdy nowy uczestnik potrafi radzić sobie z nadmiernym wpływem społecznym, a konsekwencją może być zwyczajna niechęć do dalszego udziału w życiu Wspólnoty.

Wspólnota Anonimowych Alkoholików jest grupą społeczną i warto pamiętać, że jak każda grupa społeczna, również i ona obciążona jest wszelkimi społecznymi przypadłościami. Nowy uczestnik, biorąc udział w swoim pierwszym mityngu odnieść może wrażenie, że trafił oto do wielkiej, szczęśliwej rodziny, w której każdy każdego rozumie, a spotkania odbywają się w najserdeczniejszej atmosferze wzajemnego uwielbienia. Stali uczestnicy witają się wylewnie, rzucając się sobie na szyje, a wypowiedzi wielu członków grupy sprowadzają się do układania hymnów na cześć Wspólnoty. Odrobina życiowego doświadczenia wystarczy by wiedzieć, że jest to obraz bardzo powierzchowny, a pod fasadą przyjaźni i zrozumienia istnieją konflikty, animozje, nieporozumienia, antypatie i często zwyczajny brak tolerancji. Sytuację dodatkowo komplikuje typowy dla bardzo wielu osób deficyt w zakresie poczucia humoru, dlatego też, formułując jakiekolwiek wypowiedzi, członkowie grupy nierzadko robią wszystko, byle nikomu się nie narazić. Ponieważ jednak osoby uzależnione należą z reguły do szczególnie wrażliwych, nie ma takiej możliwości, żeby ktoś co chwilę nie czuł się oburzony. Wszystko to powoduje, że emocjonalny klimat funkcjonowania AA jest w dużej mierze sztywny i nienaturalny, a wszelkie zachowania odmienne od tradycyjnie przyjętych przyjmowane są z niechęcią i dezaprobatą.

Pewien mój znajomy na każdy mityng przynosił sobie lody i ciastka, które spożywał nie mlaskając za bardzo. Do dzisiaj nie wiem, dlaczego niektóre osoby nie były w stanie tego zaakceptować. W sposób niezbyt przyjemny dano mu do zrozumienia, że wielu uczestnikom przeszkadza jego zwyczaj, co było o tyle dziwne, że podczas każdego mityngu programowo dostępne są, zapewniane przez samą grupę drobne przekąski i napoje, z których każdy uczestnik korzystać może w zasadzie bez ograniczeń.

Wspólnota AA przejawia dość wyraźne symptomy tzw. zespołu myślenia grupowego (zainteresowanym polecam ciekawy artykuł na ten temat, zamieszczony w Wikipedii). W życiu grupy funkcjonują często archaiczne, niepotrzebne mity i zabobony, a każda próba zmiany określonych, często niefunkcjonalnych nawyków i zwyczajów spotyka się ze zdecydowanym oporem ze strony konserwatywnych i przywiązanych do tradycji członków. Częściowo jest to zapewne uzasadnione koniecznością utrzymania pewnych ustalonych reguł działania, które każdej wspólnocie nadają spójność i porządek, czasem jednak odnieść można wrażenie, że Anonimowi Alkoholicy w swym rozwoju zatrzymali się w średniowieczu (tak naprawdę AA założone zostało w 1935 roku).

Grupa ujawnia często daleko idącą jednomyślność, faktycznie wynikającą jednak nie tyle z wzajemnego zrozumienia i pozytywnego klimatu, ile z pewnych mechanizmów grupowej samokontroli. Te najprostsze polegają na tym, że każda osoba myśląca inaczej jest odrzucana bądź ignorowana, a wielu uczestników nie przyznaje się do odmiennego punktu widzenia z obawy przed negatywną reakcją ze strony reszty grupy. Czasami można także zauważyć, że w wielu grupach nie przyjmuje się krytyki, a wypowiedzi uczestników często przyjmują formę naiwnych, bezkrytycznych i pełnych egzaltowanego uwielbienia, w kółko powtarzanych peanów (na zasadzie: gdyby nie nasza grupa, świat dawno przestałby się kręcić).

Bardzo charakterystycznym zjawiskiem jest w ruchu AA również uparte, wzajemne przekonywanie się uczestników, że udział w mityngach jest "jedyną" drogą do trzeźwości, że osoby uzależnione nie związane z AA nie mają szans na powrót do zdrowia, a także, co najbardziej nieodpowiedzialne, że uzależniony, który przestanie uczęszczać na spotkania, z pewnością natychmiast powróci do picia. Przypomina to bardzo powszechny fundament fanatycznej religijności, w myśl którego każde odejście od jedynie słusznego wyznania grozi potępieniem i męczarniami w piekle. Przy użyciu takich argumentów prano mózgi całym pokoleniom ludzi, czego efekty obserwujemy również dzisiaj. Warto w tym miejscu po raz kolejny zwrócić uwagę, że jest wiele osób, które na stałe porzuciły nałóg nie chodząc na mityngi w ogóle, a z drugiej strony spotkać można tysiące ludzi, które piją nadal, mimo udziału w spotkaniach AA.

Wspólnota Anonimowych Alkoholików deklaruje chęć pozostawania ruchem niezależnym i wolnym od ambicji o charakterze osobistym. Obawiam się jednak, że jak wszędzie, również i tutaj toczy się ostra gra o wpływy i pieniądze. Nie znam przypadków, by ktoś używał zbieranych przez uczestników środków do prywatnych lub niezgodnych z pobożnymi założeniami celów i w zasadzie chciałbym wierzyć, że takie rzeczy się nie zdarzają. Niektórzy członkowie Wspólnoty pomysłowo wykorzystują jednak jej dobrą markę, robiąc całkiem osobiste i całkiem błyskotliwe, owocne kariery. Przykładem są płatne szkolenia i warsztaty, prowadzone przez alkoholików wykreowanych na świetlane wzory trzeźwości. Mimo, że z założenia w AA nie ma autorytetów [tradycja 2. mówi: Jedynym i najwyższym autorytetem w naszej wspólnocie jest miłujący Bóg (…)], w praktyce znane są osoby uważane za kogoś w rodzaju przewodników, a uprawiany przy każdej okazji rząd dusz i najzwyklejsze manipulowanie bardziej naiwnymi uczestnikami Wspólnoty jest przykładem zwykłego, szkodliwego wpływu społecznego.

Wszystko to powoduje, że wielu osobom z zewnątrz Anonimowi Alkoholicy wydają się być czymś w rodzaju "sekty" i faktycznie, wiele zjawisk charakterystycznych dla sekt można we Wspólnocie zaobserwować.

Na koniec warto podkreślić, że uczestnicy ruchu Anonimowych Alkoholików to z drugiej strony w większości ludzie aktywnie i dzielnie walczący o zdrowie i normalność, nadzwyczajnie zdeterminowani w codziennie podejmowanych wysiłkach na rzecz samodoskonalenia. Często nad wyraz uczuciowi, chętni do pomocy i uczciwi. Stawiający sobie wysokie standardy moralne i ponad zwykłą miarę skłonni do samokrytyki.

Mając na uwadze wszelkie pozytywne i negatywne strony AA jestem zdania, że jest to jeden z najdoskonalszych wynalazków w zakresie walki z chorobą alkoholową.

*modlitwa o pogodę ducha:


Boże, użycz mi pogody ducha, abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić, odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić i mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego


Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Spełnienie, seks i wzorce DDA

Spełnienie, seks i wzorce DDA


Autor: Katarzyna Pawłowska


To, że "czegoś" jeszcze nie masz w swoim życiu a chciałbyś, zawdzięczasz jednej rzeczy - brakowi gotowości na wszystkich poziomach, by to "mieć", by tego doświadczać.


Aby osiągnąć gotowość potrzebne są kroki w sobie albo raczej do siebie, jednak aby je wykonać potrzebna jest całkowita szczerość ze sobą - dążenie do całowitej szczerości ze sobą i porzucenie dotychczasowej wizji siebie. Jeśli to nie nastąpi będziesz tylko szukać kolejnych wymówek: a to, że nie mam dość pieniędzy, nie mam stałej pracy, odpowiednich przyjaciół, seksu, wolnego zawodu. No tak, tak... i tu zaczynają się wymówki i poszukiwanie wytłumaczeń od duchowych po przyziemne. To zły los, uroki, złe energie zewnętrzne, ataki, niedobrzy ludzie, niekochający rodzice, niekorzystna pogoda albo sytuacja polityczna sprawiły, że jeszcze tego nie osiągnąłem. To wszystko są spowalniacze i blokady, które sami wyszukujemy i tworzymy w swojej świadomości, by odwrócić uwagę od sedna - od osoby, która jest odpowiedzialna za obecny stan rzeczy i co ważniejsze, która może to zmienić - zaczynając od Siebie.

To, co dookoła jest odzwierciedleniem tego co w Tobie, odpowiedzią na to, więc poszukaj tego, co należy zmienić zamiast obwiniać ludzi, rodziców, Boga itd. W naszym życiu, każdego dnia przychodzi do nas to, na co jesteśmy gotowi, jeśli dostajesz nie to co wyobrażasz sobie, że chcesz to znaczy, że nie rozumiesz co jest ci potrzebne wewnątrz ciebie, by to czego chcesz/potrzebujesz stało się rzeczywistością - szukając winnych obecnego stanu nie osiągniesz tego nigdy. To dotyczy wszystkich dziedzin życia, także zbliżeń miłosnych - seksu.

Jest zasadnicza różnica między uprawianiem seksu, a kochaniem się z druga osobą. Jednym wystarczy po prostu udany seks dający satysfakcję i zadowolenie. Jednak Ci, którzy zasmakowali zjednoczenia ciał i dusz w miłosnym akcie nie doznają spełnienia w uprawianiu seksu tylko w kochaniu się z partnerem. Osoby z cechami DDA jako specjaliści od skrajności będą mieć tendencje albo do nadużywania seksu czyniąc z niego formę ucieczki bądź środek przynoszącego ulgę w napięciach codzienności albo będą zablokowane, a zbliżenia cielesne będą dla nich problemem, który zamiast rozwiązać będą unikać. Jednak dla każdego DDA wyzwaniem będzie kochanie się, bliskość w seksie. Wzorce DDA nie pozwalają na rozluźnienie w seksie, włączony program ciągłego analizowania w głowie nie pozwala otworzyć się na czerpanie przyjemności. Wytrenowani w kontroli siebie i swojego ciała, która stoi na straży otwarcia na przyjemność nie mogą sobie wyobrazić stanu poza nią, a przecież stan poza kontrolą uwalnia nasz potencjał doznawania przyjemności i radości w seksie. Przyjemność przychodzi, kiedy puścimy kontrolę i otworzymy się na doznawanie, przestaniemy pilnować, analizować i nadzorować tego, co się dzieje. Istotą zbliżenia seksualnego jest spontaniczność, powrót do siebie, swojej natury i otwarcie się na jej prowadzenie.

Niektórym wystarczy przyjemność fizyczna płynąca z doznań ciała - daje im spełnienie, inni szukają dalej przyjemności psychicznej, dopełniającej i pogłębiającej doznania fizyczne: zadowolenie, radość ze zjednoczenia, bliskości, radość z dzielenia się sobą. Aby holistycznie doświadczyć aktu kochania się z druga osobą, musimy sięgnąć wyżej do przyjemności na poziomie duchowym, która obejmuje w doświadczeniu rozkoszy na poziomach subtelnych ogarniających całą nasza istotę i płynących przez nas na każdym poziomie, dając poczucie zjednoczenia nie tylko z ciałem i duszą partnera, ale również ze Źródłem/Wszechświatem/Duchowym Domem - jakkolwiek by tego nie nazwać, żadne określenie tego nie opisze.

Tak naprawdę wszystko wiesz o seksie, a raczej o jednoczeniu się w nim z partnerem, wszystko wiesz o przyjemności i rozkoszy płynącej z doświadczania partnera (z partnerem) na różnych poziomach dotyku, przyjemności, połączenia. Wszyscy wiemy to od zawsze, tylko liczne blokady nawarstwione w ciągu życia (żyć) zasłaniają dostęp do tej pamięci. Puszczając kontrolę uwalniamy naszą naturę i pozwalamy jej przemawiać przez nas. Jako ludzie nigdy nie potrzebowaliśmy poradników jak sprawiać sobie przyjemność nawzajem, jak czerpać z uzdrawiającej mocy zbliżenia miłosnego, która leczy, harmonizuje, przywraca naturalny porządek w nas na wszystkich poziomach.

Nie potrzebujesz do tego pornografii, nie potrzebujesz poradników technicznych (te drugie bywają pomocne na fizycznym poziomie seksu) potrzebujesz powrócić do siebie i przypomnieć sobie. Wiele osób rozpoczyna swoją "przygodę z seksem" od oglądania pornografii, to takie popularne, wszędzie można trafić na treści pornograficzne, jednak wbrew pozorom one oddalają nas od czerpania przyjemności z seksu, ponieważ oddalają nas od prawdy o seksie, zniekształcając pojęcie bliskości, zjednoczenia w kochaniu się, podmiotowości, brania i dawania oraz rozkoszy i przyjemności. Znam mężczyzn, którzy niewinnie zaczęli przygodę z filmami porno jako ciekawostką, ekscytującą przygodą, nie wiedząc jak może to zaowocować w ich późniejszym życiu i zbliżeniach. Nie mówię tu o tych, którzy obejrzeli kilka filmów i poszli dalej, mówię o tych, dla których był to ideał zbliżenia, przyjemności, pożądania, funkcjonowania w seksie. Często taki program, zakodowany przed laty nadal prowadzi z poziomu podświadomości tych mężczyzn i mimo prób doświadczenia seksu prawdziwego na wielu poziomach kończy się to niepowodzeniem.

By otworzyć się w zbliżeniu na doznania potrzebne jest zaufanie do siebie jak również do partnera. Jeśli mamy tak głęboko się otworzyć, obnażyć nie tylko fizycznie, wpuścić kogoś w świat swojego wnętrza - połączyć się z nim, to niezbędne jest zaufanie. Jeśli obawiasz się czegoś w stosunku do partnera, nie czujesz się bezpiecznie przy nim na jakimś poziomie, trudno będzie otworzyć się i połączyć z nim w tym najintymniejszym zjednoczeniu jakim jest kochanie się. Jeśli obawiasz się czegoś w sobie, odtrącasz jakąś część siebie, chowasz przed sobą i światem jako godną potępienia wadę i wstyd jak możesz się otworzyć? Jak puścić kontrolę?

Jednak pierwszym krokiem dla osoby z problemami DDA jest: odkrycie jak w ogóle mieć przyjemność z seksu - to jest początek, uświadomienie sobie podświadomych programów i odblokowanie, oczyszczenie swojego umysłu, podświadomego ze wzorców m.in. kodów na nieczystość, brud seksu, grzech, odkodować swoje ciało, czyli otworzyć je na przyjemność, na przyjmowanie-dawanie, na wymianę oraz uwolnić napięcia w ciele spowodowane nagromadzonymi emocjami z przeszłości. Szczególnie ważnym rejonem jest brzuch, w którym kumulują się wszystkie emocje, traumy z dzieciństwa.


http://integracja-dda.pl

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Uzależnienie od alkoholu

Uzależnienie od alkoholu


Autor: Krystyna Kot


Alkoholizm jest chorobą znaną od wielu lat. Jest ona związana z nadużywaniem alkoholu. Każdy kto go nadużywa początkowo nie widzi tego problemu, a tymczasem stopniowo staje się niewolnikiem alkoholu i sięga po niego coraz częściej, aby odreagować stres.


Do niedawna uważano, że alkoholizm dotyczy rodzin patologicznych oraz ludzi, którzy upadli najniżej. Niestety z alkoholizmem mamy też do czynienia wśród najwyższej kadry zarządzającej, managerów oraz wysoko postawionych urzędników. Oni także starają się odreagować stres poprzez wypicie alkoholu. Przez ostatnie lata odnotowano także wzrost spożycia alkoholu wśród młodzieży, która także bardzo szybko się uzależnia. Wielu z nich kończy szkołę średnią jako alkoholik. Leczenie uzależnienia od alkoholu jest bardzo trudne. Trudność ta polega przede wszystkim na tym, że to alkoholik musi chcieć się leczyć. Przede wszystkim musi mieć świadomość tego, że jest alkoholikiem i jest to problem nie tylko dla niego, ale także dla jego otoczenia.


Niszcząca moc alkoholizmu

Alkoholizm niszczy wszystko, na co człowiek czasem pracuje przez wiele lat. Przez niego można stracić pracę, rodzinę i wszystko to, na czym nam najbardziej zależy. Istnieje wiele grup wsparcia, z których pomocy można skorzystać. Jedną z takich organizacji jest Klub Anonimowych Alkoholików, który organizuje spotkania dla ludzi walczących z alkoholem. Przede wszystkim Klub zapewnia wsparcie psychologiczne w tej walce. Poza tym Alkoholik może zostać skierowany do ośrodka zamkniętego. Są to ośrodki leczenia uzależnień, w których uzależniony przechodzi terapię, uczy się jak funkcjonować w swoim życiu bez alkoholu, otrzymuje wsparcie psychologiczne, a kiedy jest już gotowy dostaje możliwość zamieszkania poza ośrodkiem. Terapia jest dość długa i żmudna, a jej efekty są uzależnione jedynie od podejścia alkoholika. Kiedy wychodzi z ośrodka nigdy nie ma pewności, że przestanie on pić. Zdarza się często tak, że po odbyciu terapii alkoholik nadal pije. Alkohol uznawany jest za chorobę społeczną.


Odreagowanie stresu

Coraz więcej ludzi sięga po alkohol, aby odreagować stres i zapomnieć o kłopotach. Niestety jest to zgubna droga, ponieważ zanim się obejrzymy, możemy wpaść w pułapkę jaką zastawił na nas ten jeden niewinny drink wypijany każdego dnia wieczorem, bo nie zauważyliśmy jednak, że z dnia na dzień ten drink jest coraz mocniejszy. W walce z alkoholem ważne jest uświadamianie czym jest alkohol i jakie niesie za sobą zagrożenie. Spotkania młodzieży w Klubach AA są dobrym sposobem na to, aby pokazać jakie skutki niesie nadużywanie alkoholu.



terapia uzależnień Warszawa

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Cechy DDA

Cechy DDA


Autor: Przemysław Pufal


Janet G. Woititz wyodrębniła kilkanaście cech, które są charakterystyczne dla DDA, czyli Dorosłych Dzieci Alkoholików.


Cechy charakterystyczne dla DDA:

1. Dorosłe dzieci alkoholików muszą domyślać się, jakie zachowanie jest normalne.

Nikt niestety nie nauczył DDA, gdy były dziećmi, czym jest normalność, norma, zwykłość. Gdy dorosną, muszą więc zgadywać co to takiego normalność i uczyć się jej.

2. Dorosłe dzieci alkoholików mają trudności z przeprowadzeniem swoich zamiarów od początku do końca.

To zły nawyk wyniesiony z dzieciństwa, w czasie którego nie istniało w domu nic stałego, nie było możliwości nauczenia się, jak to jest robić coś od A do Z.

3. Dorosłe dzieci alkoholików kłamią, gdy równie łatwo byłoby powiedzieć prawdę.

Kłamstwo było jednym z kamieni węgielnych rodzinnego domu DDA. W domu kłamało się, żeby ukryć uzależnienie i samego uzależnionego. Taki nawyk wchodzi w krew i trzeba dużo wysiłku, aby go zwalczyć.

4. Dorosłe dzieci alkoholików oceniają siebie bezlitośnie.

Poczucie własnej wartości jest u DDA na bardzo niskim poziomie. Nawet gdy ktoś doceni Dorosłe Dziecko Alkoholika, ono i tak nie zgodzi się z pozytywną oceną i będzie siebie oceniało bardzo surowo.

5. Dorosłym dzieciom alkoholików trudno się bawić i przeżywać radość.

Normalne dzieciństwo to wiele radości, którą dzieci uczą się przeżywać. Dzieciństwo DDA to wiele smutku, niewiele radości i tę postawę dzieci alkoholików przenoszą w dorosłość.

6. Dorosłe dzieci alkoholików traktują siebie bardzo serio.

Życie, według DDA, jest trudne, jest ciężką pracą i uważają, że nie ma innej możliwości, jak siebie również brać na serio i wymagać od siebie dużo, bardzo dużo… często zbyt dużo.

7. Dorosłym dzieciom alkoholików trudno nawiązywać bliskie kontakty.

Umiejętność nawiązywania kontaktów z innymi osobami kształtuje się w dzieciństwie. DDA nie mieli możliwości nauczyć się tego, bo kontakty interpersonalne uzależnionych i ich rodzin były oparte na kłamstwach, oszustwach, wstydzie, oddalaniu się, rozczarowaniach.

8. Dorosłe dzieci alkoholików przesadnie reagują na zmiany, nad którymi nie mają kontroli.

Każdy, kto przeżyłby dzieciństwo bez stabilności i bezpieczeństwa, reagowałby na zjawiska, nad którymi nie ma się kontroli, tak jak robią do Dorosłe Dzieci Alkoholików: przesadnie i braniem winy na siebie.

9. Dorosłe dzieci alkoholików ustawicznie poszukują uznania i potwierdzenia.

DDA szukają tego, czego nie otrzymały w dzieciństwie. Szukają również uznania i potwierdzenia dlatego, że mają mocno zachwiane poczucie własnej wartości.

10. Dorosłe dzieci alkoholików myślą, że różnią się od innych.

DDA sądzą, że są innymi ludźmi, że widać po jednym spojrzeniu, kim są, jacy są. Nie chcą przyjąć do wiadomości, że mają problemy, być może specyficzne, ale posiadają problemy jak wszyscy ludzie na świecie.

11. Dorosłe dzieci alkoholików są albo nadmiernie odpowiedzialne, albo nadmiernie nieodpowiedzialne.

Na dziecko alkoholika spadała w dzieciństwie odpowiedzialność za alkoholika, za całą zaburzoną rodzinę i dlatego wnosi w dorosłość nadmierne poczucie odpowiedzialności. A inne dziecko alkoholika wprawdzie nie musiało ponosić odpowiedzialności jak osoba dorosłe, za to było chowane, bo nie wychowywane, w atmosferze ciągłej zmiany i nieodpowiadania za swoje czyny.

12. Dorosłe dzieci alkoholików są lojalne do ostateczności, nawet w obliczu dowodów, że druga strona nie zasługuje na lojalność.

Tak mieli w dzieciństwie: rodzic pił i nie zasługiwał na lojalność, ale drugi rodzic kazał być lojalnym, czegokolwiek alkoholik by nie zrobił… Tej wdrukowanej cechy osobowości trudno się pozbyć, nawet jeśli minęło wiele lat…

13. Dorosłe dzieci alkoholików są impulsywne.

DDA działają pod wpływem chwili, tego co im wpadnie do głowy, bez planowania i rozważania, jakie mogą być konsekwencje ich działań. Mają trudności z kontrolowaniem siebie i otoczenia. Wpadają z tego powodu w tarapaty.


Dorosłe Dzieci Alkoholików – pomoc dla DD

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Uzależnienie od leków uspokajających (benzodiazepin) oraz nasennych

Uzależnienie od leków uspokajających (benzodiazepin) oraz nasennych


Autor: Przemek_44


W artykule tym próbuję zwrócić uwagę na problem istniejący już od dawna, lecz do tej pory mało nagłaśniany..Mowa o lekomanii, uzależnieniu od leków uspokajających z grupy benzodiazepin oraz nasennych, które przeżyłem na "własnej skórze", a które staje się coraz częstszym kłopotem dla wielu osób.


Z monitora telewizora i głośnika radia każdego dnia zalewa nas fala reklam leków, suplementów lub preparatów, które mają nam zapewnić doskonałe zdrowie i samopoczucie, pomóc praktycznie na wszystko. Leki uspokajające z grupy benzodiazepin oraz nasenne o podobnym działaniu, to leki przepisywane wyłącznie na receptę, lecz ze względu na swoją wysoką skuteczność i wszechobecny w dzisiejszych czasach stres, zajmują szczególne miejsce wśród innych środków, należą do grupy leków najczęściej kupowanych.

Benzodiazepiny to związki na bazie których wytwarza się bardzo wiele specyfików o różnych nazwach handlowych obecnych na naszym i zagranicznym rynku..Są to leki o działaniu przeciwlękowym, uspokajającym, obniżającym napięcie mięśniowe (działanie miorelaksacyjne), przeciwdrgawkowym, amnestycznym oraz nasennym, przeznaczone zarówno do krótkotrwałego leczenia stanów lękowych, jak i bezsenności, jednakże z zaleceniem do stosowania nie dłuższego, niż 2-3 tygodnie lub wyłącznie do stosowania doraźnego. Zażywanie tych leków w sposób regularny, przez dłuższy okres (miesiące, lata) może być przyczyną rozwoju, u niektórych osób, silnego uzależnienia zarówno fizycznego jak i psychicznego.

Rozwój cywilizacji, coraz większe wymagania i oczekiwania ludzi w stosunku do siebie nie zawsze idące w parze z ich możliwościami, wzrost tempa życia, rywalizacja, pogoń za pieniędzmi i karierą za wszelką cenę, stają się często przyczyną licznych frustracji oraz rozwoju różnego rodzaju zaburzeń na tle emocjonalnym (nerwic, fobii, depresji, bezsenności). Zapominamy o zdrowych zasadach życia, o dystansie do siebie, do tego co materialne. Coraz więcej z nas poszukuje szybkiej pomocy i konkretniej ulgi u lekarzy, którzy wychodząc naprzeciw oczekiwaniom swoich pacjentów, czasem z braku wiedzy i doświadczenia w tym temacie przepisują im benzodiazepiny zbyt długo, zbyt często, w nie zawsze uzasadnionych przypadkach.Ludzie Ci ze względu na pośpiech, brak czasu, a także wciąż mało dostępną powszechnie w publicznej służbie zdrowia nieodpłatną psychoterapią, która jest zalecaną, główną i najbardziej skuteczną metodą leczenia tych dolegliwości, wybierają leki nie mając świadomości zagrożeń jakie może nieść ich zbyt długie, regularne przyjmowanie.

Zatem, czy benzodiazepiny to „złe” leki? Czy każdy się od nich uzależni?

A czy alkohol jest zły, skoro tak wiele jest ludzi od niego uzależnionych?..

Moim zdaniem odpowiedź na te pytania brzmi nie, to dwie substancje chemiczne, które nie są ani dobre, ani złe, można by rzec, po prostu są..Stoją na półkach w sklepach, aptekach i kropka. Nie którzy ludzie o prawidłowo ukształtowanej osobowości i poczuciu własnej wartości potrafią korzystać z w/w „produktów” w sposób doraźny, sporadyczny np w trudnych, lecz przemijających okresach życiowych (benzodiazepiny) lub okazjonalnie, „rekreacyjnie”, w trakcie różnych przyjęć, imprez (alkohol). Jednakże ludzie o predyspozycjach do uzależnień, cierpiący na różnego rodzaju nerwice, fobie, czasem na podłożu jakiegoś zaburzenia osobowości, posiadający w rodzinie przypadki uzależnienia (nie koniecznie od leków) są narażeni w większym stopniu na popadnięcie w nałóg i związane z nim negatywne konsekwencje.

Benzodiazepiny to moim zdaniem potrzebne leki, lecz powinny być stosowane rozważnie i tylko w uzasadnionych przypadkach (np. szok po ciężkim wypadku, silna trauma, nagła śmierć bliskiej osoby, agresja i autoagresja, inne ), nie powinny być stosowane jako główna i jedyna metoda leczenia zaburzeń nerwicowych dłużej, niż 2-3 tygodnie. Artykuł ten napisałem mając na uwadze swoje 14-sto letnie uzależnienie od tych środków, w oparciu o swoje przykre doświadczenia, jak również doświadczenia innych ludzi z którymi się kontaktuję. Mam nadzieje, że będzie on przestrogą dla wszystkich oraz moim wkładem w ukazanie zjawiska jakim jest lekomania.






Przemek_44

Moja lekomania - uzależnienie od leków uspokajających (benzodiazepin) - Blog

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Współuzależnienie

Współuzależnienie


Autor: Marzena Banasiewicz


Zagadnienie współuzależnienia jest ściśle związanie z przebywaniem w otoczeniu osoby uzależnionej. Cechami współuzależnienia dotknięta jest duża część naszego społeczeństwa. Postaram się przybliżyć, na czym polega współuzależnienie i jaki ma wpływ na dorosłe życie.


Opowiem przypadek kobiety - ma 30 lat, samodzielna, wykształcona od lat mieszkająca poza domem, przyjechała odwiedzić rodziców. Informacje o tym, że ojciec może wrócić pijany pojawiła się tego dnia. Z godziny na godzinę stawało się to coraz bardziej pewne. Siedziała w fotelu, była zajęta rozmową, ale ciągle czuła narastające w sobie napięcie, zagubienie i poczucie bezradności. Pojawiło się też uczucie złości, lecz nie wiedziała, dlaczego się tak dzieje. Nic ją przecież nie łączyło z domem rodzinnym, na ile mogła odcinała się od niego, nie obchodziło ją to, że ojciec pije. Uważała się jednak za kogoś gorszego, nieprzystosowanego do życia czy w wieku młodzieńczym czy dorosłym życiu. Starała się być zawsze odpowiedzialna i uważała, że jest za poważna, brakowało jej spontaniczności i nie potrafiła nawiązać dobrych relacji z płcią przeciwną.
Chwilę przed tym nim ojciec wszedł do domu kompletnie pijany złapała te uczucia. Uświadomiła sobie, że na tym fotelu od kilku godzin nie siedziała dorosła 30 letnia kobieta, tylko mała zagubiona dziewczynka oczekująca na to, co się dziś wydarzy. Sparaliżowana strachem, bezradna, z poczuciem, że nie potrafi nic z tym zrobić. Najgorsze było to oczekiwanie!

Te automatycznie załączające się mechanizmy są tak silne, że nie uzmysławiamy sobie, że jesteśmy na innym etapie życia, że to już inny czas
i nadal ulegamy dziecięcym emocjom. Zjawisko to zostało nazwane współuzależnieniem. Polega ono na tym, że osoba współuzależniona ma poukładany świat wokół osoby uzależnionej. Nie ważne jest to, że już od dawna nie mieszka w domu rodzinnym, że ma własne życie, że odcięła się od przeszłości i kiepskiego dzieciństwa. Niestety ten zbędny bagaż zabiera ze sobą w dorosłość. Współuzależnienie powstaje wtedy, gdy mamy do czynienia z następującymi elementami;

  1. Silnie objawiające się zjawisko - jakim jest uzależnienie
  2. Bliskość tego zjawiska - jesteśmy skazani na obcowanie z osobą uzależnioną, bo jesteśmy dzieckiem, partnerem, współpracownikiem, sąsiadem
  3. Niemożność poradzenia sobie z uzależnieniem tej osoby – bo co może zrobić dziecko z pijącym rodzicem?
  4. Przystosowanie się do tego zjawiska jakim jest np. alkoholizm w domu - opracowanie całej strategii zachowań, by się nie narazić i móc funkcjonować
  5. Powstaje w wyniku tego choroba lub stan chorobopodobny (w wyniku tego, że jest się narażonym na silne stany emocjonalne, dana osoba wykształca w sobie cechy, które pozwalają jej przetrwać w takim domu, ale tak naprawdę są one dla niej bardzo destrukcyjne). Można to porównać do uniformu z szeregu różnych cech i zachowań, który z jednej strony chroni przed osobą uzależnioną (np. zamrożenie uczuć), a z drugiej upośledza funkcjonowanie w świecie zewnętrznym (osoba nie odczuwa własnych uczuć, często nie potrafi ich nazwać, a jak czuje to nie do końca ufa temu, co czuje). W efekcie może prowadzić do tego, że czuje się gorsza, inna, nieprzystosowana.

Wyobraźcie sobie układankę pt. dom z uzależnieniem, osoba współuzależniona to jeden z elementów tej układanki (pojedynczy puzzel), który wciska się na siłę do innych układanek (np. praca, własna rodzina, związek). Mimo dużej umiejętności przystosowawczych osoby współuzależnione mogą czuć się wyobcowane w nowym środowisku, mogą odczuwać w sobie pustkę, mogą mieć silne poczucie kontroli nad własnym życiem, a każda zmiana może wiązać się ze stresem. To, co przeżywają dzieci alkoholików nazywamy syndromem Dorosłych Dzieci Alkoholików. Jest to zespół cech, które ujawniają się
w dorosłym życiu, a powstają na skutek wieloletniej traumy i życia w napięciu.
Osoby z cechami współuzależnienia, często nie wiedzą o tym, że gdy ich bliscy są osobami uzależnionymi ma to ogromny wpływ również na ich życie
i funkcjonowania. W dorosłym życie zachowują się tak jakby nadal nie mieli wyboru tak jak w dzieciństwie, a mają go, bo są dorośli. Sama świadomość czasem daje inne spojrzenie na dotychczasowe życie. Należy zacząć od przyznanie się przed sobą mój ojciec, moja matka nałogowo pili.

Wg badań PARPA tylko 77 tysięcy dzieci alkoholików otrzymuje pomoc
w placówkach socjoterapeutycznych. Potrzeby w tym zakresie są dziesięciokrotnie większe. Dotyczą również dorosłych pochodzących z domów, gdzie była przemoc psychiczna czy fizyczna, gdzie uzależnieniem była, praca, hazard, narkotyki, leki, gdzie panowała oziębłość emocjonalna - u nich także wykształciły się cechy współuzależnienia.

Współuzależnienie ściśle wiąże się z obcowaniem z osobą uzależnioną
i podporządkowaniem jej swojego życia i funkcjonowania. Co powoduje brak wybudowania własnej tożsamości, życie, życiem osoby uzależnionej, wybudowanie w sobie cech i zachowań, które chronią przed osobą uzależnioną, ale utrudniają funkcjonowanie w dorosłym życiu.


Marzena Banasiewicz

Akademia Liderów - Psychologia Terapeutyczna, Terapie uzależnień i współuzależnień

www.akademialiderow.pl

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

piątek, 2 października 2015

Uzależnienia

Uzależnienia


Autor: Marzena Banasiewicz


W tym artykule przybliżę problem uzależnień, które w dzisiejszym świecie są zjawiskiem powszechnym. Jedne są nam doskonale znane, o innych nie wiemy, że są uzależnieniem. Przybliżę, na czym polega uzależnienie, jakie mity krążą na temat picia, jak również, w jaki sposób bliscy wspierają osobę uzależnioną.


Uzależnienie jest to stan umysłu, który przejawia się ciągłym myśleniem o substancji, która pozwoli poczuć się lepiej, dostarczy dodatkowej energii i będzie źródłem przyjemności. Zachowanie jest powtarzalne, osoba uzależniona nie może przestać tego robić, czuje bardzo silny wewnętrzny przymus.

Wyobraźmy sobie osobę, która cokolwiek robi, ciągle ma z tyłu głowy myśl "jak stąd wyjdę, to wreszcie się napiję", wreszcie się odprężę. Wytrzymuje np. osiem godzin w pracy, a po wyjściu z niej kieruje swoje kroki prosto do punktu, gdzie może zaspokoić swoje pragnienie. Każdy jej dzień ma podobny scenariusz, a przymus jest tak silny, że osoba ta nie potrafi się powstrzymać, łamie obietnice dane sobie i bliskim, przestaje kontrolować własne zachowanie, a zaczyna manipulować ludźmi, by robili za nią to, czego ona z powodu picia robić nie może, reorganizuje swoje życie po to, by móc pić i ponosić jak najmniej konsekwencji swojego postępowania. Zmienia swój styl życia, system wartości
i przekonań, rezygnuje z czynności, które przeszkadzają w piciu, często zmienia także towarzystwo.

Krąży wiele mitów o alkoholizmie, jeden z nich dotyczy myślenia, że alkoholik to osoba z marginesu społecznego (pijak spod sklepu). Jest to błędne myślenie. Jak pokazują badania, coraz częściej alkoholizm dotyczy biznes klasy. Osoby, które stać na markowy alkohol, zajmują wysokie stanowiska i upijają się dwa razy w tygodniu do nieprzytomności (lub częściej), bo nie panują nad ilością wypitego alkoholu, są w grupie wysokiego ryzyka! Każde upicie do nieprzytomności kończące się urwanym filmem, ale i codzienne popijanie niskoprocentowych alkoholi prowadzi do uzależnienia. Drugi mit dotyczy częstości picia, uważa się powszechnie, że tylko osoba, która pije codziennie, ma problem. Alkoholikiem może być także osoba, która pije tylko raz w roku, ale jej myślenie krąży nieustannie wokół tego, kiedy ten dzień nastąpi. Uzależnienie wiąże się ze stanem umysłu i wewnętrznym przymusem do zaspokojenia potrzeby w sposób najbardziej efektywny.

Bez względu na to, ile by się mówiło i pisało o uzależnieniach, nadal istnieją ludzie, którzy nie wiedzą, że ich bliscy mają problem. Czasem nie mówią, bo to wstyd, ale bywa też tak, że osoby wychowane w domach alkoholowych nigdy nie usłyszały, że matka lub ojciec jest np. alkoholikiem. Istniejąca w domu sytuacja została owiana tajemnicą tak, jakby jej nie było – nazywamy to zjawiskiem hipopotama w pokoju stołowym. Bliscy wiedzą, że coś jest nie tak, ale udają, że jest wszystko w porządku.

Wyobraźmy sobie osobę, która pije regularnie, szuka okazji do świętowania i często znajduje ją wraz z towarzystwem do picia. Czuje wewnętrzny przymus, by zaspokoić swoją potrzebę i chce doświadczyć stanu odprężenia w całym swoim ciele, chce zapomnieć. O czym? Z tego sobie nie zdaje sprawy, a tak naprawdę nie chce sobie tego uświadomić. Często za uzależnieniem kryje się nieuświadomiony ból psychiczny.

Trzyma się wymówek typu „miałem trudny dzień”, „ktoś” lub „coś” go zdenerwowało, nadarzyła się okazja i nie mógł za nic odmówić, bo byłoby to źle odebrane – zaczyna żyć w świecie własnych iluzji, wierzyć w to, co mówi! Czemu tak się dzieje? Bo pomyślenie o sobie "jestem alkoholikiem" jest bardzo trudne. Przyznanie się wiąże się z wzięciem odpowiedzialności za siebie. Alkoholik jest osobą, która ma świetnie urządzony świat i często nie ponosi konsekwencji swojego postępowania. Ma sztab ludzi wokół siebie, które zadbają, by był czysty, by miał co zjeść, ma go kto sprzątnąć z ulicy, kiedy trzeba i zapewnić mu alibi w pracy, gdy nie jest w stanie do niej iść. Jak on ma zauważyć, że w jego życiu jest coś nie tak? Bliscy osoby uzależnionej powinni sobie uświadomić, że gdy nie pozwalają, by alkoholik zaczął odczuwać konsekwencje swojego postępowania na własnej skórze to tak, jakby wbijali mu bardzo powoli gwoździe do trumny.

Oglądałam wywiad z AA, który w ten sposób opowiadał o wyjściu z nałogu. Któregoś dnia żona po spotkaniu w poradni poinformowała go, że ma dosyć jego picia i od dzisiejszego dnia nie będzie go w tym wspierać. Co on zrobił - poszedł się napić, a gdy rano powiedział do niej: "zadzwoń do pracy i powiedz, że mnie nie będzie" odpowiedziała "sam sobie zadzwoń". Co zrobił - znów się upił. Gdy pojechała do ojca na urodziny, zapytana, gdzie ma męża, wsadziła ojca do samochodu i przywiozła go do domu i pokazała, w jakim stanie jest mąż. Gdy sąsiad przyszedł pożyczyć wiertarkę, też skierowała go do pokoju, gdzie leżał nieprzytomny. Była bardzo konsekwentna w swoim postanowieniu. Niedługo wyprowadziła się od niego. Gdy już wszyscy wokół dowiedzieli się, że jest alkoholikiem, gdy stracił pracę, ocknął się w kilku nieprzyjemnych miejscach - zechciał coś ze sobą zrobić, bo zauważył, że ma problem. Bo do tej pory całą odpowiedzialność za niego brała jego żona. Dbała o jego wizerunek na zewnątrz, załatwiała alibi, by nie stracił pracy, kłamała przed rodziną i znajomymi. On był więźniem alkoholu, a ona więźniem jego. Trzeba sobie zadać pytanie, czy wspierając osobę uzależnioną pomagam czy też tak naprawdę szkodzę? Dlaczego to robię?

Wg Bohdana Tadeusza Woronowicza osoby uzależnione możemy podzielić na dwie grupy - pierwsza to łowcy nagród - osoby, które drażnią lub pobudzają ośrodek przyjemności w mózgu poprzez różne uzależnienia (typu alkohol, seks praca) robią to, by poczuć się fajnie. Drudzy to osoby poszukujące ulgi – czują się źle, maja niskie poczucie własnej wartości, są w ciągłym dołku psychicznym, dlatego zażywają substancje, by poczuć się lepiej, by wyjść z tego stanu, choć na chwilę.

Okazuje się, że gdy przekracza się granicę uzależnienia (od alkohol, seksu, pracy itd.) nie jest ono już źródłem radości, staje się powodem cierpienia, przed którym chce się uciec.

Rozwój cywilizacyjny oprócz typowych uzależnień od substancji przyniósł nam uzależnienia psychiczne i fizyczne, które przez Światową Organizację Zdrowia zostały nazwane zależnościami. Co kryje się pod tym terminem np.:

  • uzależnienie od wiedzy, kiedy chodzimy na różnego rodzaju szkolenia, warsztaty, mamy ukończone kilka fakultetów, a nie wykorzystujemy tej wiedzy w praktyce;
  • uzależnienie od religii, kiedy staje się jedyną inspiracją do życia;
  • uzależnienie od pracy, kiedy pochłania zbyt dużo czasu i staje się miejscem, bez którego nie potrafimy funkcjonować;
  • uzależnienie od seksu, kiedy potrzeba rozładowania napięcia seksualnego jest tak silna, że nie panujemy nad tym, z kim i w jakich okolicznościach dochodzi do zbliżenia, byle tylko na chwilę pozbyć się tego uczucia;
  • uzależnienie od sukcesu, kiedy własną wartość mierzymy osiągniętymi sukcesami, które i tak nas nie cieszą;
  • uzależnienie od ludzi, kiedy nie potrafimy samodzielnie funkcjonować, a brak drugiej osoby pozbawia nas sensu życia itp.

Uzależnienie wiąże się ze stanem umysłu, w którym osoba odczuwa silny przymus, żyje w świecie własnych iluzji i zaprzeczeń, rozładowuje narastające w sobie napięcie, zaspokaja nieuświadomiony ból psychiczny, następuje powtarzalność tego zjawiska oraz brak kontroli nad własnym zachowaniem.


Marzena Banasiewicz

Akademia Liderów - Akademia Psychologi Terapeutycznej, Szkoła Trenerów i Menedżerów

www.akademialiderow.pl

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Jak zmotywować się do rzucania palenia?

Jak zmotywować się do rzucania palenia?


Autor: pawelmich


Podstawą w walce z nałogiem jest odpowiednia motywacja. Odrzucenie papierosów wymaga wiele pracy nad sobą oraz wsparcia otoczenia. Postawienie przed sobą odpowiednich celów pomoże przetrwać początkowe - najtrudniejsze dni bez nikotyny. Nie trzeba wcale korzystać ze środków łagodzących głód palenia, które są niezwykle drogie.


Plan rzucania

Decyzja o odstawieniu papierosów musi zostać dokładnie przemyślana. Rzucanie palenia bez przygotowanego planu nie ma większego sensu. Pierwsze dni bez palenia są wielkim wyzwaniem, a w kryzysowych momentach najlepiej sięgać po sprawdzone i zaplanowane rozwiązania. Pozbycie się szkodliwego nałogu będzie dużo łatwiejsze, jeśli przekonamy się, że jest to dla nas rzeczywiście najlepsza droga. Wtedy możemy przejść do poszukiwania porad jak rzucić palenie. W innych przypadkach szybko stracimy zapał i zapewne powrócimy do wyniszczającego palenia tytoniu. Odstawianie papierosów dla małżonka, bliskich czy szefa nie jest najlepszym rozwiązaniem. Dużo lepiej odpowiedzieć sobie na pytania, co da nam pozbycie się nałogu.

Korzyści z rzucania

Zaleca się przygotowanie listy zysków i strat. Trzeba na niej umieścić wszystkie rzeczy, które zawdzięczamy papierosom lub przez nie tracimy. Pozwoli to przekonać się, że rzucanie palenia ma sens. Musimy zmierzyć się z naszą psychiką i nabytymi przez wszystkie lata palenia przyzwyczajeniami. Trzeba zachować przygotowaną listę, ponieważ już po pierwszym dniu niepalenia będziemy starali znaleźć się wymówki, mające przekonać nas do ponownego palenia. Warto porozmawiać z najbliższymi i zapytać ich jak postrzegają nasze palenie. Zdanie rodziny czy partnera jest bardzo ważne i z pewnością pozwoli nam dojrzeć do odpowiedniej decyzji. Nie warto przejmować się zdaniem innych palaczy na temat rzucania. Każdy z nich zazwyczaj twierdzi, że wie jak rzucić palenie, ale nie chce tego robić z miłości do papierosów. To oczywiście kłamstwo mające na celu wytłumaczenie się przed samym sobą z szkodliwego nałogu.

Indywidualne planowanie

Rzucanie palenie jest indywidualną sprawą każdego człowieka. Nie ma złotego środka gwarantującego pozbycie się szkodliwego przyzwyczajenia. Podstawą jest poznanie swojego organizmu oraz psychiki. Warto stale szukać inspiracji do rzucenia papierosów i rozmawiać na ten temat z innymi osobami. Odstawienie nikotyny może być dużo prostsze niż to się wszystkim wydaje. Wystarczy jedynie zapomnieć o rozpowszechnianych mitach i uświadomić sobie, że to zadanie wymagające ciężkiej pracy nad sobą.


Rzucanie palenia jest prostsze niż myślisz

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

DDA - Najważniejsze problemy, wyzwania i tematy do pracy cz.3

DDA - Najważniejsze problemy, wyzwania i tematy do pracy cz.3


Autor: Katarzyna Pawłowska


W ostatniej części artykułu zajmę się takimi zagadnieniami i tematami do pracy dla DDA jak: przeżywanie złości i konieczności zmiany podejścia do jej przeżywania, przebaczenie jako niezbędny element w procesie uzdrawiania oraz poczucie własnej wartości, które trzeba zbudować na zdrowych podstawach.


9. Przeżywanie złości

Mimo iż DDA jest mistrzem w nakręcaniu się emocjami, to jednak nie oznacza, że przeżywa je świadomie. Są to raczej emocje nierozpoznane, niezrozumiałe, dlatego DDA uznaje je za niebezpieczne i wręcz szkodliwe.
Najbardziej niebezpieczną emocją dla DDA wydaje się być złość. DDA wielokrotnie w swoim otoczeniu widzi, jak złość staje się przyczyną krzywdy psychicznej bądź fizycznej, widzi, jak bliscy ludzie krzywdzą się, reagując w złości, podejmując decyzje, działając pod wpływem złości czy furii.
Natomiast to, czego DDA/DDTR nie zobaczy w swoim domu, to konstruktywne i świadome przeżywanie złości, dlatego myśli, że taka opcja nie istnieje. DDA zakwalifikowały złość jako złą, krzywdzącą i raniącą, nie rozróżniając, że to sposób przeżywania i uzewnętrzniania złości może być krzywdzący, niewłaściwy, a nie sama złość. Złość to emocja jak każda inna, sygnalizator tego, co się dzieje w nas, a nie intruz, którego trzeba bezzwłocznie usunąć. Kiedy na terapii dowiedziałam się, że złość to taka sama emocja jak każda inna, że można ją swobodnie przeżywać, że złość się odczuwa, a nie jest się nią („nie jestem zły, wściekły, tylko czuję złość”), byłam bardzo zdziwiona, bo była to dla mnie totalna nowość. Wzorzec, jaki miałam w domu, podpowiadał mi, że złość się albo wypiera, chowa i udaje, że jej nie ma, albo złością się miota, manipuluje innymi, złość krzywdzi. Na początku samo dopuszczenie, by się złościć, jest trudne, ze strachu, że skończy się krzywdą, jak w domu, jednak zacząć się w ogóle złościć bez hamowania to pierwszy ważny krok, by zacząć być tego świadomym i by znaleźć konstruktywne sposoby jej przeżywania.

Pamiętam, kiedy pierwszy raz pozwoliłam sobie na niehamowaną, niecenzurowaną złość – przez parę miesięcy chodziłam permanentnie wkur..., ponieważ tyle złości miałam nagromadzonej w ciele fizycznym i innych ciałach (czego wtedy nie wiedziałam). To było niewiarygodne, ile złości można w sobie pomieścić. Oczywiście moja nauka złoszczenia się zakładała, że będę na początku powielać wzorce z domu, że jak pójdę, to na całego, że wybuchnę, będę krzyczeć. Więc krzyczałam – i nic złego się nie stało. Bałam się, że złość mnie zdominuje, ale w rzeczywistości bałam się swoich wyobrażeń na temat złości wyrosłych na doświadczeniach z domu. Nikt nie zginął, nikogo nie pobiłam, nie złamałam prawa. Za to miałam ogromną lekcję obserwacji złości i siebie złoszczącej się. Zobaczyłam, że kiedy nie zatrzymuję złości, pozwolę jej płynąć, mogę skorzystać z drogowskazu, jaki mi daje, czyli znaleźć jej przyczynę W SOBIE, o co zaczepia, co się za nią kryje itd. Zobaczyłam, że kiedy zrozumiem, skąd pochodzi złość, ona odchodzi.

Druga ważna rzecz, to nauczyć się nie podkręcać złości, co jest nawykiem wyniesionym z domów DDA. Zamiast tego należy patrzeć świadomie w swoje wnętrze: co ono czuje? Gdzie czuje? Jak czuje i dlaczego czuje? To jest droga do tego, by zacząć poznawać swoje wnętrze, ale nie uda się to bez choćby względnej akceptacji siebie i tego, co się przeżywa. Wiadomo, że brak akceptacji blokuje zobaczenie tego, co czujemy, przeżywamy, jeśli wykracza to poza akceptowalne ramy. Dlatego warto dać sobie prawo, by czuć to, co się naprawdę czuje, przeżywać to, co się przeżywa, i skorzystać z tego, co nam to pokazuje, bo możemy na tym niezmiernie dużo skorzystać.


10. Przebaczanie

Patrząc z perspektywy osobowości, przebaczenie jest bardzo potrzebnym procesem.
Dopóki patrzymy na sytuacje poprzez role, jakie pełnimy z poziomu osobowości, czujemy się ofiarą, a z ojca czy matki robimy kata. Dopóki patrzymy z poziomu: dlaczego on lub ona mi to zrobili? Dlaczego uczynili piekło z mojego dzieciństwa? Dlaczego mnie to spotkało? Czujemy ciężar, a żeby go zrzucić, szukamy sposobu na przebaczenie. Jednak mając świadomość istnienia duszy, możemy zobaczyć, że tak postawione pytanie nie ma sensu i nie przyniesie nam rozwiązania. Potrzeba tutaj szerszej perspektywy, żeby zrozumieć, dlaczego coś nas spotyka; to MY musimy być w centrum naszego zainteresowania i pytań. Tu nie chodzi o naszych rodziców, tu chodzi o nas, więc zainteresowanie trzeba skierować na siebie:
- Dlaczego wybrałam/wybrałem sobie takich rodziców?
- Dlaczego namówiłem ich, by pełnili taką, a nie inną rolę w moim życiu?
- Co było powodem pomysłu, by urodzić się w takich warunkach?
Tak stawiane pytania przyniosą odpowiedzi, które dadzą nam zrozumienie, rozwiązanie i uwolnienie.

Przez lata próbowałam wybaczyć mojemu ojcu wszystkie krzywdy, jakich – moim zdaniem – doznałam przez niego, szukałam sposobu, by ból i poczucie krzywdy nie wracało. Sądziłam, że ogrom jego winy wymaga mojego przebaczenia jako jego ofiary, ale kiedy znalazłam odpowiedź na pytanie: dlaczego wybrałam sobie takiego ojca i takie warunki, okazało się, że nie ma NIC do wybaczania, bo nie ma winnego, nie ma kata i nie ma ofiary. Dlaczego?

Dlatego, że kat katuje wbrew naszej woli, natomiast ja się umówiłam na poziomie dusz z moim obecnym ojcem, że tak będzie wglądać to wcielenie.
Wyraził zgodę, że będzie grał mojego kata na moje życzenie, żebym mogła doświadczyć cierpień, upokorzeń w ramach kary, którą chciałam sobie wymierzyć. Teraz widzę, że to było coś więcej niż zwykłe ukaranie siebie, to była lekcja zrozumienia, że pojęcie kary i winy to sztuczne twory zrodzone na potrzebę równie sztucznego systemu karmicznego.

Oboje graliśmy role, których się podjęliśmy, najlepiej jak potrafiliśmy. Taki był wybór, nasz wybór – MÓJ wybór.
Nikt mnie nie zmuszał, byłam krzywdzona, bo tego chciałam na to wcielenie. Więc co tu jest do wybaczania? Że ktoś z godnie z umową pełnił swoją rolę? Mogłam tylko z wdzięcznością podziękować mojemu ojcu, że tak sumiennie i dobrze wykonywał swoją rolę i zwolnić go z jej pełnienia, bo lekcję odebrałam i ten układ ról nie był już potrzebny. Nie zapomnę dnia, w którym sobie uświadomiłam, że tak naprawdę nie muszę wybaczać, bo nie ma nic do wybaczenia, to było jak zrzucenie tony ciężaru z ramion, a największym skarbem okazało się zyskanie perspektywy szerszej niż kat – ofiara, zobaczenie świadomie podjętych przez dusze decyzji i wyborów, wzięcie odpowiedzialności za nie na siebie.


11. Poczucie własnej wartości

Poczucie własnej wartości opiera się na zdrowej miłości do siebie, szacunku do swojej osoby, energii, przejawiania oraz akceptacji tego, jacy jesteśmy, co czujemy i co nam się przydarza. DDA/DDTR cierpią na niedosyt miłości od dzieciństwa i zawsze jest im jej brak. Jak każde dziecko czekają na miłość od rodziców, na wyrazy tej miłości, których się nigdy nie doczekują.

To jest bardzo zadziwiające zjawisko, którego doświadczyłam ja sama i wiele osób z rodzin dysfunkcyjnych – potrzeba bycia kochanym przez rodziców, a zwłaszcza tego rodzica, który kochać nie potrafi, jest tak silna, że wbrew wszelkiej logice i wiedzy cały czas oczekujemy, że w jakiś nieokreślony sposób rodzic, który nigdy nie okazywał miłości (lub rzadko i dziwacznie okazywał), nagle zacznie to robić. Oczekujemy tego jako dzieci, przez całe dzieciństwo, ale potem ta niezaspokojona potrzeba „rośnie” z nami i cały czas głęboko w nas tkwi niekochane dziecko.
Takie doświadczenia sprawiają, że ugruntowuje się przekonanie: „nie zasługujemy na miłość”, a co za tym idzie na wszystkie inne fajne rzeczy, bo jeśli mama/tata nas nie kocha, to musi być coś z nami nie tak, więc jesteśmy niewystarczająco dobrzy, by być kochani, szczęśliwi, zadowoleni, bogaci itd.

Całe życie zatem udowadniamy, że jest inaczej, że zasługujemy, że jesteśmy fajni, potrzebni, wartościowi. Motorem wszelkich działań bywa takie: „ja wam pokażę”, wszystko to, co uda nam się osiągnąć, ma przynieść upragnione potwierdzenie od rodziców w postaci pozytywnej reakcji, pochwały itp. Już jako dorośli ludzie robimy wszystko nie dla siebie, nie dla przyjemności, tylko dla poklasku rodziców lub w drugiej wersji na złość im, wbrew, czyli w myśl zasady: „na złość rodzicom odmrożę sobie uszy”.

Na zewnątrz, w obu przypadkach, emanuje głęboką energią nieakceptacja siebie wynikająca z przekonania, że nie jestem wystarczająco dobry. Zamykamy się tym samym na miłość – tę w sobie i tę na zewnątrz. Nawet jeżeli jakimś cudem w naszej okolicy znajdzie się osoba, która nas pokocha, to najprawdopodobniej bez przebudzenia się z tej postawy, nie zauważymy tego i dalej będziemy płakać, jacy jesteśmy biedni, odrzuceni i nadal będziemy czekać na akceptację i miłość rodziców, zamiast skorzystać z jedynej skutecznej metody, jaką jest pokochanie siebie. Czekając na „ratunek z zewnątrz”, zdajemy się na łaskę i niełaskę, na rozczarowanie, więc najlepiej zostać swoim przyjacielem, swoim wsparciem i pokochać siebie. Oczywiście można być nieszczęśliwym, niekochanym i czekającym na miłość rodziców do śmierci, jednak wcale tak nie musimy, tylko tu znowu trzeba wziąć odpowiedzialność za siebie samego, otworzyć się na miłość w sobie, ponieważ ta cała wiara w „nie zasługuję na…” zamyka nas na nią, a przecież wszyscy znamy Miłość, bo od niej pochodzimy.

Rodzice zrobili to, co zrobili, są, jacy są i się nie zmienią, a nawet gdyby jakimś cudem tak się stało, to nie dadzą nam tego, czego potrzebujemy, nie nadrobią lat dzieciństwa, nie zaspokoją dziecka w nas. Z tą świadomością możemy przystąpić do samowychowania, samorozwoju i samokochania.
Byłam już dobrze po dwudziestce, gdy dotarło do mnie, że mój ojciec się nie zmieni, tak po prostu nie zacznie mnie kochać, tak jak tego potrzebuję, nie będzie ze mnie zadowolony, więc mogę dać sobie spokój z czekaniem na to i ze staraniem się o to. Natomiast to, co mogę zrobić, to pokochać siebie tak, jak tego chcę, być dla siebie taka, jak potrzebuję, dać sobie wszystko to, czego mi brak, mało tego – jestem jedyną osobą, która wie, czego potrzebuję. Zaczęłam kochać siebie, akceptować, doceniać, wspierać, lubić siebie. Zaczęłam być szczera i życzliwa wobec siebie. To było oczywiste od samego początku, ale łatwiej żyć nadzieją, niż samemu się za coś wziąć.

Wyłączyłam też rodzica w głowie, bo to, czym „karmią” nas najbliżsi, pozostaje w nas w postaci tak zwanego wewnętrznego rodzica, który przemawia do nas głosem prawdziwych rodziców, gdy ich przy nas nie ma. A to znaczy, że „skażenie” jest tak silne, że odbywa się już bez ich udziału, potem byłam dla Kasi (siebie) taka, jak tego potrzebowała, zwłaszcza gdy szło coś nie tak, gdy się nie udało, gdy było trudno. Zamiast się biczować i krytykować, siadałam i mówiłam: „no tak, nie wyszło najlepiej, to się zdarza, a teraz zastanowimy się, co najlepszego można zrobić dalej”.

Mówiłam do siebie: „Kocham, szanuję i akceptuję cię, Kasiu, kocham z tym, co... (czujesz, przeżywasz, robisz albo nie robisz właśnie) – to jest potrzebne, ponieważ bardzo długo włącza się wyuczony przez lata pierwszy odruch krytyki, rozczarowania, niezadowolenia, który zamieniamy w nawyk akceptacji. A tak w ogóle, dlaczego ja mam być niezadowolona, bo coś się nie udało? Przecież dzięki błędom uczę się, jak właściwie działać, one są niezbędne. To że mój ojciec czy matka nie potrafili znieść błędu, zareagować na niego jak na wskazówkę, nie oznacza, że ja mam robić tak samo. Wszystko jedno w jakiej sferze coś się nie udało, osobistej, duchowej, zawodowej czy innej. Niezapomniany jest moment, w którym przestajesz reagować na krytykę rodzica, ona już nie zaczepia w tobie o niskie poczucie wartości, poczucie winy czy niezasługiwanie. Jeżeli wiesz, że zasługujesz na miłość, że jesteś wartościowy bez miłości tych, od których jej oczekiwałeś, to oni tracą władzę nad tobą.


http://integracja-dda.pl

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

DDA - Najważniejsze problemy, wyzwania i tematy do pracy cz.2

DDA - Najważniejsze problemy, wyzwania i tematy do pracy cz.2


Autor: Katarzyna Pawłowska


W tej części artykułu opisuję mechanizmy: wkręcania się w spirale wzorców DDA, strachu przed zmianami, wynikającymi z dorastania w trudnych i nieprzewidywalnych warunkach, oraz o związkach DDA, a także o pragnieniu bycia potrzebnym.


5. Wkręcanie się w spiralę wzorców.

DDA wciąga jak narkotyk, wkręca jak hazard - już chcesz to przerwać, już się bronisz, a stare mechanizmy pociągają za sznurki, aż znów je uwolnisz. Im szybciej się zorientujesz, że się wkręcasz, tym szybciej możesz temu zaradzić, a z czasem już nie dasz się w to wciągać. Niewkręcanie się nie zawsze jest wynikiem zerwania kontaktu, tylko wycofania się z kontaktu (rozmowy, przekonania, dyskusji, działania) opartego, napędzanego na wzorcach DDA.

Ileż to razy dajemy się wkręcać w rozmowy, o których wiemy, że nakręcają tylko spiralę złości i nieporozumienia. Ile razy prowadzimy dyskusje, po raz kolejny próbując kogoś przekonać do czegoś, do czego ten ktoś nie da się przekonać. Odgrywaliśmy setki razy te same sytuacje i wiedząc, jak się to zakończy, nie potrafiliśmy zachować się inaczej niż poprzednio. Coś pchało nas do tego, by postąpić właśnie tak, powiedzieć właśnie to i zrobić taką minę, a nie inną. Każdy z nas mógłby pewnie przytoczyć takie sytuacje ze swojego życia, pokazać, kiedy działa schematycznie. Dotyczy to szczególnie relacji rodzinnych, rodziców, rodzeństwa, a potem własnego partnera i dzieci. Ile ja takich rozmów „kierowanych” przeprowadziłam w życiu, starając się przekonać kogoś do tego, o czym ten ktoś kompletnie nie był przekonany. Ogromny wydatek energetyczny i nakręcenie. Taka sytuacja zaczyna się z pozoru spokojnie, choć w środku już wszystko świdruje, starannie dobieramy słowa, jeszcze nie widząc, że toczymy walkę na argumenty, aż wzorce już nas mają, emocje biorą górę i nawet jeśli nie kończy się to wybuchem, długo trzeba dochodzić do siebie energetycznie, człowiek jest rozbity, skołowany.

Kiedy odkryłam tę prawidłowość, czułam niemoc, wiedziałam już, kiedy to się dzieje, ale bezwolnie się temu poddawałam, czując bezradność wobec fali, która mnie niosła. Chcę wyjść, wycofać się, skończyć rozmowę, ale nie mogę, dalej stoję i mówię. I ulegałam temu tak długo, jak długo wewnętrznie, gdzieś w głębi podświadomości, czułam taką potrzebę, czułam jakąś przyjemność z tego („ale fajna jazda”), ale przyszedł moment, że już nie było przyjemności, że zmęczenie brało górę.

Bo to było jak walka rozbitka z morzem w czasie sztormu, rzucało mną na lewo, prawo, do przodu i do tyłu, a ja nic nie mogłam zrobić. A jednak mogłam! Zanim nauczyłam się nie reagować na zaczepki i prowokacje, to udawało mi się znaleźć tyle siły woli, by wycofać się z rozmowy w trakcie jej trwania, zanim się pogrążyłam i zaczęłam odczuwać silne negatywne skutki. To był pierwszy krok, potem przychodzi drugi – nie musisz wychodzić, żeby przerwać rozmowy, po prostu kończysz rozmawiać, zmieniasz temat i nie czujesz już negatywnych emocji w stosunku do tej osoby, sytuacji. Jeżeli te negatywne emocje jednak są, najlepiej spojrzeć w siebie, porozmawiać z duszą i uwolnić się. Przychodzi też kolejny etap, kiedy od razu dostrzegasz prowokację i możliwe wzorce i z uśmiechem z nich rezygnujesz, zanim na nie zareagujesz. Oczywiście nie jest to możliwe zawsze, stale spotykamy nowych ludzi i sytuacje, ale to jest już zupełnie inny poziom funkcjonowania, inny poziom relacji, kontaktów międzyludzkich.

Gdy rozluźnia się pancerz wzorców, widzimy coraz więcej, coraz więcej decyzji podejmujemy „my”, a coraz rzadziej są to reakcje na wzorce. Kiedy zauważasz, że rozmawiają wzorce, a nie ty sam, trzeba się zatrzymać, przyjrzeć temu i zacząć samemu mówić za siebie i rozmawiać na tematy, na które ma się ochotę, i z ludźmi, z którymi naprawdę chce się rozmawiać.


6. Świat bez zasad

DDA/DDTR dorasta w świecie bez stałych zasad i norm, w środowisku kompletnie nieprzewidywalnym, w którym rosnące dziecko nie ma się czego złapać i czuje się zagrożone. Dzisiaj wolno jedno, jutro drugie, w trzeci dzień za pierwsze dostaniesz burę, a za drugie lanie. To ciągła potrzeba bezpieczeństwa oraz zmaganie się z chęcią aprobaty najbliższych i ciągłe znoszenie ich dezaprobaty. Nawet jeśli dziecko nie doświadcza przemocy fizycznej, ta psychiczna i emocjonalna potrafi ranić jeszcze dotkliwiej i na dłużej. Dlatego dziecko próbuje znaleźć choć odrobinę stałości i pewności, a później ta stałość i pewność staje się substytutem poczucia bezpieczeństwa. Dlatego DDA boi się zmian, boi się, by było inaczej, przeraża je, że coś zmieni swój dotychczasowy porządek, bo to oznacza zagrożenie utraty tej stabilności, którą wypracowało. Życie w tak rozdygotanym świecie jest niezmiernie trudne, więc ścisła kontrola i pilnowanie rytuałów i powtarzalności pozwala przetrwać.

Jednak potem, w dorosłym życiu, ten plan na przetrwanie nie pozwala się rozwijać, zawęża widzenie/rozumienie do walki o przetrwanie. Nawet kiedy już tego nie pamiętamy i ten dziecięcy strach zepchnęliśmy gdzieś głęboko, on nadal jest, a program ochrony/przetrwania nadal funkcjonuje. Jako dorosłe osoby go nie potrzebujemy, powiem więcej, jeśli mamy dorosnąć, ten program ochrony trzeba zdezaktualizować i wyłączyć, bo będzie nam utrudniał życie, zamiast wspierać i pomagać. Wciąż będzie wracał do nas (w zupełnie już nieadekwatnych sytuacjach) lęk małego dziecka, że sobie nie poradzi, mimo że nie ma do tego realnych podstaw. Potem wielu rzeczy w życiu DDA/DDTR nie spróbuje, bo się ich boi, odruchowo mówi „nie”, choć chciałoby spróbować, kiedy jednak czuje znajomy niepokój, poddaje się, myśląc, że to intuicja, a to tylko stary program. Nierzadko wybiera coś w zamian, w zastępstwie, coś, co wydaje się w danej chwili bezpieczniejsze i mniej przeraża. DDA boi się wziąć odpowiedzialność za chęci i znaleźć siły, by je realizować, jest to obawa o zmianę rytuałów, znajomych zwyczajów. Taka osoba woli „bezpiecznie” pozostać w tym, co znajome, nawet jeśli nie jest to dla niej satysfakcjonujące. Tak się dzieje oczywiście do czasu, aż postanowimy zbudować prawdziwe poczucie bezpieczeństwa, prawdziwą zdrową samoocenę i zrezygnujemy wreszcie z kontroli, która blokuje nas lękiem, by sięgnąć po to, czego chcemy, spróbować nowych rzeczy, nowego życia na wolności.


7. Związki DDA

DDA/DDTR buduje związki – to jest dopiero ciekawa rzecz. Z pozoru wszystko może wyglądać dobrze, że kocha, że dba, że dla bliskich zrobi wiele albo wszystko, tylko że to dzieje się własnym kosztem, nie jest prawdziwe, to odgrywanie wizji związku/rodziny, jaką DDA ma w swojej głowie. DDA/DDTR ma WYOBRAŻENIE, a nie WIEDZĘ czy doświadczenie na temat tego, jak wygląda miłość, jak wygląda dobry związek, jak wyglądają bliskość, zwyczaje rodzinne, rozmowy.

Doświadczenia domu rodzinnego DDA/DDTR to nie sielanka, a trauma, więc marzeniem każdego DDA jest stworzyć „idealny związek/idealną rodzinę” i taką wizję tworzy w swojej głowie wraz z misternym planem, jak to ma wyglądać. Kiedy już znajdzie partnera, jak się wydaje odpowiedniego, zaczyna realizować ten plan, z klapkami na oczach podąża ku swojej wizji, nie zważając na nic, zwłaszcza na chęci i potrzeby partnera czy pozostałych członków rodziny. Cały plan DDA dotyczący idealnego związku i rodziny jest ograniczony jego wyobrażeniami, nie ma tu miejsca na niespodzianki, spontaniczność, zmiany, bo nie ma otwartości (wcześniejszy wpis o poczuciu bezpieczeństwa budowanym na kontroli).
Idea idealnego związku wydaje się DDA tak porywająca, że nie przyjdzie mu do głowy wprowadzić korekty w planach – bo po co? I to jest największa pułapka, ponieważ DDA nie zważa na zmiany w otoczeniu, w sobie, partnerze i nie koryguje planu pod te zmiany, tylko trzyma się sztywno wcześniejszych ustaleń, które – co ciekawe – poczyniło samo ze sobą, a nie z partnerem, rodziną.

Wiec tak naprawdę gdzie tu miłość, gdzie tu bliskość, gdzie tu idealny związek?
Dla DDA miłość to zbitka wyobrażeń własnych, podłapanych z otoczenia, mediów, strzępków rozmów, książek, romantycznych lub ekscytujących filmów i nie taka łatwa jest konfrontacja tego z rzeczywistością i przyznanie, że to mit oraz otwarcie się i poszukanie szczerego, prawdziwego uczucia. Dlatego DDA na partnera najczęściej wybiera kogoś, kto też nie ma tej otwartości, co daje „bezpieczeństwo” utrzymania stworzonego światka i niewychylania z niego nosa na rzeczywiste możliwości gamy odczuć, doznań możliwych do przeżywania w relacji/ach przy otwarciu, przepływie, otwartym sercu i kanale miłości. DDA nie chce płynąć z nikim, chce trzymać się tego, co ma w swojej wizji – ze strachu, że to straci, że cała reszta to niepewność.

Tylko co możemy zyskać, oszukując siebie, żyjąc w iluzji, zamykając się na siebie i na bliskich? Bo czy kontrolowana miłość to miłość? Kontrolowana bliskość to bliskość? Czy są to tylko wyobrażenia, że tak jest?

Co to za miłość odtąd – dotąd, otwarcie się na kogoś w ograniczonym zakresie, bliskość od – do? To takie ħś-owe (hś – hierarchia światła). Ja sama teraz już nie rozumiem, co mogło być tak pociągającego w takim dozowaniu, manipulowaniu? To krzywdzenie siebie i bliskich.
Oczywiście tu w grę jeszcze wchodzą wszystkie misje ochrony/nauki/ratowania od.. więc zdaniem DDA ono pomaga bliskim, prowadzi ich, broni, chroni, bo więcej wie, rozumie itd.

W efekcie blokuje partnerowi i rodzinie możliwość poznania prawdziwej nieograniczonej miłości, bliskości, przepływu, rozwoju, samodzielności.
Przyznam, że trzeba mieć dużo odwagi, by to przyznać i podważyć prawdziwość świata, w którym się żyje, który się zbudowało. Zrobiłam to ładnych parę lat temu i wtedy było to dla mnie wielkim szokiem. Cały misternie ułożony plan stworzenia „idealnej rodziny/związku” legł w gruzach, bo zobaczyłam, że jest iluzją. Zrozumiałam, dlaczego mimo iż z pozoru wszystko wyglądało dobrze, ciągle mi czegoś brakowało, że stale coś było nie tak. A było „nie tak”, bo było nieprawdziwe, bo to był mój plan, a nie plan mojego partnera czy rodziny, i dążyłam sobie do niego sama. Mój partner nie „nadążał” za mną, miał inne potrzeby, nie szukał tego co ja.

Czemu czegoś brakowało? A można się najeść wirtualnym jedzeniem? Jeśli ktoś szuka autentycznej miłości, bliskość, relacji, przepływu, to czy choćby najpiękniejsza iluzja da spełnienie? Jednak jeśli szuka się autentyczności, nie można ograniczać jej swoimi wyobrażeniami. Najczęściej jednak nawet nie wiemy, że mamy wyobrażenia, realizujemy je, żyjemy nimi, zanim je odkryjemy. I kiedy już to zobaczymy i rozpoznamy, dopiero wtedy można przyjrzeć się temu, co realnie stworzyliśmy, gdzie w tym wszystkim jesteśmy my i jacy jesteśmy, gdzie w tym wszystkim są nasi bliscy, partner i jacy są. Odnaleźć to, czego się naprawdę chce, jakiej się chce relacji i zobaczyć, czy to się pokrywa z pragnieniami partnera, bo po latach może się okazać, że priorytety, potrzeby i chęci są rozbieżne albo że między partnerami nie ma przepływu.


8. Bycie potrzebnym

Ważnym aspektem tworzenia relacji przez DDA jest to, że właściwie wszystkie relacje stworzone przez nie opierają się najczęściej na byciu potrzebnym (często mylone jest to z miłością) osobom, z którymi się wiążą – to główny napęd działania, często nieświadomy. DDA wiąże się z tymi, którym, jak sądzi, jest potrzebne, bo sobie bez niego nie poradzą, bo musi z nimi być i im pomagać (życie cudzym życiem, przeżyciami, emocjami – współuzależnienie).

DDA zatem najlepiej czują się w towarzystwie tych, którym na różne sposoby mogą pomagać, udzielać rad, wyręczać i w sumie tylko z takimi osobami dobrze się czują i widzą sens wiązania się z nimi. Nie umieją cieszyć się z bycia z kimś dla samej przyjemności bycia, dzielenia się sobą, partnerskie relacje to zagrożenie zburzeniem porządku świata, odrzuceniem (bo kiedy ktoś nie potrzebuje, to zostawia), ale często też DDA kontynuują tylko te znajomości, w których są bardzo ważne jako doradcy, pomagający, wspierający, ci mądrzejsi. Tam, gdzie nie muszą się opiekować, pomagać, brać odpowiedzialności, to nie ma tej atrakcyjności i DDA często nie widzą sensu dalszej znajomości. Swoją misję uważają za skończoną.

Dzięki życiu cudzym życiem mogą „podbudować” swoją samoocenę, są przydatni, użyteczni, niezbędni i czują się bezpiecznie w swoim wyobrażeniu, bo takie „opiekujące” relacje nie są wyzwaniem. Partnerstwo jest natomiast ogromnym wyzwaniem dla DDA, tam gdzie zakładana jest równość, nie ma mądrzejszego, lepszego z założenia.

A co w sytuacji, kiedy partner okaże się silniejszy, mądrzejszy, w czymś lepszy? To koniec świata dla DDA. To znaczy jego świata iluzji bezpieczeństwa, idealnych relacji i kontroli. Bo przecież w partnerskiej relacji nie ma miejsca na kontrolę.


http://integracja-dda.pl

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

DDA - Najważniejsze problemy, wyzwania i tematy do pracy cz.1

DDA - Najważniejsze problemy, wyzwania i tematy do pracy cz.1


Autor: Katarzyna Pawłowska


Człowiek z aktywnymi wzorcami DDA jest marionetką tych wzorców, reaguje w wyuczony, schematyczny sposób na sytuacje: tu nie ma samodzielnego myślenia, podejmowania decyzji. Jest wewnętrzne spięcie i impulsy zmuszające, by działać, myśleć i czuć tak, a nie inaczej.


Wzorce DDA to maska, której podtrzymywanie kosztuje bardzo dużo energii, jaką można by poświęcić na uzdrawianie, uwalnianie.

Wzorce DDA blokują osobowość, dezorientują, ale z czasem – kiedy zaczynamy się im przyglądać – zaczynamy rozróżniać, co jest wzorcem, a co nami, co reakcją, a co decyzją. Trzeba świadomie się przyglądać, bez wyłączania uczuć, a nie zimno analizować. Brak odczuwania może wydawać się łatwiejszy, ale jest to pułapka, bo głową analizujemy, a skąd mamy wiedzieć, o co nam chodzi, jak to zrozumieć? Żeby jednak rozróżniać i zacząć uwalniać DDA, trzeba wiedzieć, na co zwracać uwagę.

Przy obserwacji i rozróżnianiu warto zwrócić uwagę na:
1. Powinności DDA.
2. Oczekiwanie porażki.
3. DDA zgaduje zachowania – co jest normalne?
4. Poczucie bezpieczeństwa budowane na kontroli = odbieranie otwartości, bliskości jako zagrożenia.
5. Wkręcanie się w spiralę wzorców.
6. Świat bez zasad.
7. Związki DDA.
8. Bycie potrzebnym.
9. Przeżywanie złości.
10. Przebaczenie.
11. Poczucie własnej wartości.


1. Powinności DDA

„Powinnam, powinienem” – to ulubione słowo DDA, a co to w ogóle znaczy, że „powinnam”?
Znaczy to tyle, że nie mam w ogóle na coś ochoty, ale muszę to zrobić z różnych względów, między innymi z mojej wrodzonej, wewnętrznej „szlachetności”, poświęcenia itd.
„Powinnam/powinienem” jest to słowo, od którego DDA zaczyna wiele swoich wypowiedzi/myśli, gdyż żyje powinnościami. Powinność nie ma nic wspólnego z tym, co się naprawdę chce robić, z pragnieniami – to jest to, co się uważa, że należy robić. Z DDA jest tym trudniej, że taka osoba utożsamia powinności z tym, co chce. Stawia tam znak równości i nie zastanawia się, czy jest inaczej. Kiedy zaczynałam terapię DDA i dowiedziałam się o tych powinnościach, zaczęłam widzieć, w jakich sytuacjach i jak często używam tego słowa i było tego bardzo wiele. „Powinnam to, powinnam tamto” plus ortodoksyjne wymaganie od innych, by równie sumiennie wykonywali swoje powinności. Wtedy rozpoczęłam swoją przygodę z odnajdywaniem tego, czego chcę, co lubię, czego potrzebuję, a słowo „powinnam” postanowiłam usunąć z mojego słownika.
Przygoda z odkrywaniem, czego chcę, ma cały czas swoją kontynuację, uświadomiła mi to ostatnia sesja z Nikodemem w temacie kontroli wewnętrznej. Kontrola wewnętrzna to taki gorset przekonań, zobowiązań, ról przyjętych jako ważne na to wcielenie i które zobowiązaliśmy się pełnić.
To są właśnie takie powinności – oczywistości – dla nas, nad którymi się nie zastanawiamy. Tylko że w tym nie ma nas prawdziwych, nie ma tego, czego byśmy chcieli, ten gorset sztucznie nas trzyma, scala, żebyśmy funkcjonowali i trwali na baczność w przyjętych zobowiązaniach. Jest na tyle mocno zasznurowany, by „brak oddechu” nie pozwalał się zastanowić, czy to na pewno my; nie daje nam prawa do bycia sobą. Nic tak bardzo nas nie oddala od siebie samych jak życie powinnościami, które szczelnie oddzielają nas od naszych prawdziwych potrzeb i pragnień i nie pozwalają ich zobaczyć. Powinność odbiera tożsamość.
Kiedy zdejmiemy ten sztucznie podtrzymujący nas gorset, wszystko się rozpada, bo nic nas już nie trzyma, i wtedy możemy zobaczyć, czego tak naprawdę chcemy i jacy jesteśmy. Przyznam, że to spotkanie z samym sobą może być bardzo zaskakujące, ale daje poczucie wolności i radości, dalekie od starych „standardów” powinności.


2. Oczekiwanie porażki

Zespół wzorców DDA to taki program na osiąganie porażek, na niedobór i brak.
Jeżeli DDA wierzy, że nie jest wystarczająco dobre w związku, to z jednej strony wymierza sobie kary, bo nie zasługuje na to, żeby było dobrze, przyjemnie, lekko itd., a z drugiej strony dowartościowuje się i buduje swoją wyjątkowość na trudnościach życiowych („tyle zniosę, z tyloma rzeczami sobie radzę”).
DDA ma problem z osiąganiem zadowolenia (zdarza się tylko chwilowe), nawet jeśli coś się uda, zawsze jest za mało, za słabo, można było lepiej, fajniej, dłużej – DDA czuje wieczny niedosyt. Ma być perfekcyjnie (niska samoocena) i niezmiennie, co stwarza iluzję bezpieczeństwa. Dlaczego iluzję? Bo DDA wyrasta z przekonania, że kontrola może dać bezpieczeństwo i szczęście, że da się kontrolować coś takiego jak przepływ.
Kiedy w końcu zdarza się coś, co pokazuje, że kontrola zawodzi, cały plan bierze w łeb, a DDA czuje, że traci grunt pod nogami. Wyobrażenia są zawsze większe niż rzeczywistość.
Ten idealizm, niedosyt i parcie, żeby się działo, sprawia, że DDA nie może zaznać spokoju.
Chce mieć wszystko dograne, zaplanowane, zapięte na ostatni guzik, pragnie przewidzieć wszystkie możliwości, zabezpieczyć się, by nie zostawić miejsca na sytuacje nieprzewidziane – wszystko ma być pod kontrolą. Nie można spocząć, cieszyć się tym, co jest, tym, co się ma. Poczucie niedosytu ciągle pcha dalej, nie obiecując jednak, że na końcu tego biegu będzie zadowolenie. DDA wymyśla sobie idealistyczny, nierealny scenariusz, a potem wzdycha: „no tak, przecież mówiłem, że się nie uda...”.
DDA nie będzie zadowolone, bo nie umie być zadowolone z siebie, stan idealny jest nieosiągalny w wyśrubowanych standardach takiego człowieka, bo nie istnieje.
Idealny stan, jeśli tak można mówić, to dający spokój stan akceptacji, otwartości, przepływu, a w wersji DDA ideał to dążenie do ułudy, że można tak kontrolować życie, żeby było dokładnie tak, jak się zaplanowało.
Często słyszę wypowiedzi typu: „jak to załatwię, to już odpocznę” lub: „jak byś przestał robić to czy tamto, to miałbym już spokój”, „przez twoje pomysły nie mogę spać, denerwuję się”. DDA nie spocznie, póki cały świat nie będzie działał jak należy – czyli tak, jak ono sobie wymyśliło.


3. DDA zgaduje zachowania – co jest normalne?

DDA wychowało się w tak traumatycznych/toksycznych/dysfunkcyjnych warunkach, że ma słabe pojęcie o tym, jakie panują normy zachowań obyczajowych, grzecznościowych w codziennym życiu. To, co innym przychodzi naturalnie, bo wychowali się w zdrowym otoczeniu, dla DDA jest zawsze łamigłówką. Jak się zachować, co powiedzieć, jak zareagować, żeby było normalnie?
Stąd reakcje na pewne zdarzenia, emocje, zachowania u DDA są przesadzone i nieadekwatne lub zbyt zdystansowane, zimne. Wtedy otoczenie często sądzi, że albo DDA zwariowało, bo się za bardzo ekscytuje, albo że nie ma uczuć i jest socjopatą. Jednak we wnętrzu DDA wrze kocioł z emocjami i przeżyciami, który jest pod ciągłą kontrolą, by się z niego nie wylało. DDA pożytkuje masę energii, by trzymać swoje wnętrze na wodzy, przeprowadza ciągłe analizy swojego zachowania, reakcji. Nawet entuzjastyczna radość najczęściej jest wyreżyserowana. Na twarzy DDA widnieje maska spokoju, życzliwego uśmiechu, a w środku – wulkan, i tak sobie DDA trwa, aż dochodzi z jakichś względów do erupcji i wylania tłumionych emocji. Ponieważ te długo skrywane, odpychane, wypierane emocje, przeżycia kłębiące się w człowieku w końcu znajdują ujście – DDA wybucha. Można oczywiście temu zapobiec, nie bać się tak swoich emocji, nie traktować ich z przerażeniem, nie odpychać, tylko przeżywać na bieżąco, zrozumieć, przyglądać się im, ale nie utożsamiać się z nimi, DDA nie rozumie, że nie jest emocjami, które przeżywa. A przecież czuje złość, ale nie jest złe, czuje smutek, ale nie jest smutne – to jest naprawdę kolosalna różnica w podejściu.

DDA są osobami o tendencji do dużej otwartości na ludzi albo wycofania i zamknięcia. Albo poddają się pragnieniu bliskości niezaspokojonej w domu, albo pragnieniu ucieczki przed zranieniem i utrzymują dystans. Odnośnie moich przeżyć, zawsze miałam dużą otwartość na ludzi, często większą niż mieli oni, z czasem zaczęło mnie to onieśmielać, gdy widziałam ich dystans, bo odczytywałam to jako odrzucenie. Ale teraz widzę, że tym, czego mi kiedyś brakowało, jest poczucie własnej wartości – to oczywiste – ale też poszanowanie czyichś potrzeb, w tym przypadku potrzeby dystansu. Parcie i brak poczucia własnej wartości sprawia, że nie umiemy szanować cudzej przestrzeni. Jesteśmy tak skupieni na sobie i swoim kruchym wnętrzu, że nie widzimy szerszego kontekstu. Każdy człowiek ma przecież inne potrzeby i prawo do decydowania o swojej przestrzeni, trzeba zostawić ludziom przestrzeń na ich potrzeby i zaspokajać swoje.


4. Poczucie bezpieczeństwa budowane na kontroli = odbieranie otwartości, bliskości jako zagrożenia.

Żeby być z kimś blisko, doświadczyć prawdziwej miłości, trzeba się otworzyć, a żeby się otworzyć, trzeba zrezygnować z kontroli. Otwarcie na innych i na świat wymaga choćby najmniejszej utraty kontroli.
A co jeśli poczucie bezpieczeństwa jest zbudowane na tej kontroli, jest sztuczne, jest czymś na kształt protezy? Wtedy takiego człowieka ogarnia panika, traci grunt pod nogami, wszystko się chwieje. A prawda jest taka: gdy rezygnujemy z kontroli, spotykamy na naszej drodze odpowiednią osobę, z którą możliwy jest przepływ, zaczynamy w ogóle czuć, zaczynamy czuć bliskość, czuć to, czego chcemy. Często jednak strach, że staniemy się bezbronni – paraliżuje. Ten strach bywa tak wielki, że tracimy przytomność myślenia, widzenia rzeczywistości, wyrzekamy się radości z bliskości, podtrzymując iluzję poczucia bezpieczeństwa, zamiast budować autentyczne poczucie bezpieczeństwa.

Poczucie bezpieczeństwa jest trwałe i ugruntowane, kiedy oparte jest na ufności, nie zaś na czynnikach zewnętrznych, a kiedy budowane jest na kontroli, zależne jest od wszystkiego, wszystkich zmiennych, aspektów, osób, które się kontroluje lub wydaje się, że się to robi.
Kontrola daje nam iluzję bezpieczeństwa. Dlaczego iluzję? Bo wyrasta z przekonania, że kontrola może dać bezpieczeństwo i szczęście, że da się kontrolować coś takiego jak przepływ.
Kiedy w końcu zdarza się coś, co demaskuje kontrolę, DDA czuje, że traci grunt pod nogami i ucieka w popłochu, ale czy życie polega na uciekaniu?
Jak być sobą, poznawać siebie, kiedy odmawia się sobie prawa do zaspokajania potrzeb, kiedy się blokuje jedną z pierwotnych i naturalnych potrzeb przepływu i wymiany energii między istotami?
Uczucia, czucie nie są dla nas zagrożeniem, natomiast zagrożeniem jest wypieranie uczuć, odcinanie się od nich, bo zamykamy się w ten sposób na siebie, dezintegrujemy się. A uczucia są, nie znikają, kiedy odgradzamy się od nich murem, zagrożeniem jest to, że nie wiemy, co się dzieje wewnątrz nas. Przecież to, że udajemy, że czegoś nie ma, nie oznacza, że to zniknie, więc nie wiem, czemu w tym przypadku masowo stosowana jest ta metoda.

Tacy jesteśmy wrażliwi, mamy serca, czujemy – to my prawdziwi, nie wyrzekniemy się tego, że uczucia są integralną częścią nas samych. Możemy je za to przyjąć z miłością i akceptacją, otworzyć się na to, co wielokrotnie odpychaliśmy, scalić i pokochać jak wszystkie inne „części” siebie. Przepływ między istotami to naturalny stan istnienia, jak oddech dla ciała fizycznego. Oddech płynie – wdech, wydech – wymiana, przepływ między ludźmi, to się po prostu dzieje instynktownie, bez wysiłku. Ciekawe, co się po drodze stało, że zrezygnowaliśmy z płynięcia w żywym nurcie energii i postanowiliśmy go regulować, zmieniać, dopasowywać do wymyślonych schematów. Kiedy zdarza mi się czuć z kimś przepływ, jest to fascynujące i orzeźwiające, przyjemne, dające lekkość, radość, kontakt nie męczy, nie trzeba wkładać wysiłku energetycznego, bo nie ma blokad i oporu, kiedy natomiast nie ma przepływu, nie ma lekkości, bez obiegu energii trzeba jej więcej wydatkować, trudniej się rozmawia, trudniej o wzajemne zrozumienie. I mówię tu w ogóle o relacjach, interakcjach, nie tylko o tych partnerskich czy małżeńskich. Wszystkie kontakty lepiej się udają, gdy jest przepływ. Kiedy traci się kontrolę, strach odpada na tyle, żeby zauważyć różnicę, zaczynamy widzieć, jaki ciągły opór musimy pokonywać w codziennych relacjach, ile się zmagamy, męczymy, zamiast płynąć i przypominać sobie, kim jesteśmy.


http://integracja-dda.pl

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.