środa, 10 czerwca 2015

Dlaczego psychoanaliza kładzie tak duży nacisk na seksualność

Dlaczego psychoanaliza kładzie tak duży nacisk na seksualność


Autor: Henryk Nowacki


Celem artykułu jest próba podjęcia trudnej dyskusji, która ma prowadzić do wyjaśnienia, dlaczego ujęcie analityczne kładzie tak duży nacisk na seksualność w rozwoju psychicznym


Koncentracja psychoanalizy na tematach związanych z seksualnością, spotykała się z krytyką zarówno świata naukowego, jak i społeczeństwa. Pojęcia kompleksu edypalnego, lęku kastracyjnego, czy zazdrości o penisa, stanowiły kontrowersyjny temat dla publiki i stały się podstawą do zarzutu, iż psychoanaliza skupia się tylko na seksie. Świat nauki krytykował psychoanalizę za to, że pojęcia i wyjaśnienia przez nią stosowane, są nieuzasadnione empirycznie i bezpodstawne. Teorie psychoanalityczne odnoszące się rozwoju tożsamości płciowej, były i są potępiane za to, iż ich założenia mają podłoże seksistowskie i szowinistyczne.

Celem artykułu jest próba podjęcia trudnej dyskusji, która ma prowadzić do wyjaśnienia, dlaczego ujęcie analityczne kładzie tak duży nacisk na seksualność w rozwoju psychicznym. Wierzę, że bardziej kompleksowe odniesienie się do jednego z głównych zarzutów względem psychoanalizy, pozwoli na lepsze zrozumienie tego ujęcia psychoterapii.

Wprowadzenie

Jak pisałem w moim artykule o psychoterapii psychodynamicznej, w którym wspomniałem, człowiek jako organizm, posiada potrzeby, poczynając od podstawowych potrzeb biologicznych, aż po bardziej wysublimowane, takie jak potrzeba miłości, czy samorealizacji. Podstawowe potrzeby świeżo narodzonego człowieka, są zaspokajane przez matkę. Co ciekawe, potrzeby niemowlęcia nie ograniczają się tylko do samego karmienia, ale obejmują także kontakt z matką. Znaczenie potrzeby bezpieczeństwa i kontaktu fizycznego niemowlęcia z matką, w odniesieniu do gatunków świata zwierząt, nabiera coraz większego znaczenia u ssaków, wraz z kolejnymi szczeblami hierarchii ewolucyjnej. Potrzeby kontaktu fizycznego, jako koniecznego czynnika dla prawidłowego rozwoju społeczno-seksualnego, pełnią kluczową rolę już u naczelnych i zostały zaobserwowane w badaniach nad małpami. Pionierskie badania Harlow'a z 1958 roku, dotyczące małych rezusów, udowodniły że kontakt fizyczny z miękkim szmacianym modelem matki z butelką, pełni kluczową rolę dla wytworzenia się wzorców przywiązania, które to wzorce występowały w nieprawidłowej formie u małpek, karmionych przez druciany model matki, która nie była miękka w dotyku. Badania te nasuwają także pewne sugestie, dotyczące istotnego znaczenia kontaktu skórnego z matką w kontekście rozwoju psychicznego (tj., rozwoju wzorców przywiązania i podstawowego poczucia bezpieczeństwa). W innych badaniach Harlow i Harlow (1965), okazało się że brak normalnego kontaktu fizycznego małych rezusów z matką, prowadził do zaburzeń funkcjonowania i przystosowania społecznego w stadzie, a także niszczył zdolność do prawidłowych reakcji seksualnych u dorosłych małp. Małpy doświadczające normalnych kontaktów z matką, potrafiły przystosować się, oraz wykazywały normalne reakcje seksualne, jako dorosłe osobniki. Uderzającym faktem w wynikach tych badań jest to, że opiekuńcza relacja z matką u niemowląt małp, była czynnikiem wpływającym na zdolność do prawidłowej i adekwatnej reakcji seksualnej. Nasuwa to hipotezę, iż wczesny kontakt skórny z matką (druciane modele matek, pomimo iż karmiły, nie zapewniały prawidłowego rozwoju społeczno-seksualnego rezusów), tworzący wzorce podstawowego poczucia bezpieczeństwa i przywiązania, wpływa na późniejszy rozwój seksualności. Dane kliniczne dotyczące pacjentów z zaburzeniem osobowości borderline, zwracają szczególną uwagę na zaburzoną relację opiekuńczą z matką, jako istotny czynnik wpływający na rozwój tej patologii. Istotną cechą tego zaburzenia, jest także nieprzystosowanie w zakresie adaptacji społecznej, oraz nieprawidłowe reakcje seksualne, takie jak parafilie, oraz niezdolność do połączenia więzi emocjonalnej z seksualnością (Kernberg, 2004).

Zważywszy na to, iż więź emocjonalna z matką, oraz doświadczane w relacji z nią poczucie bezpieczeństwa i zaspokojenia, wpływają na rozwój psychoseksualny, psychoanaliza podjęła się rozważań usiłujących odkryć kolejne fazy rozwoju seksualności od momentu urodzenia, aż po adolescencję. Przez długi czas takie podejście spotykało się z krytyką, która ograniczała się do zarzutu, iż wiara w istnienie seksualności u niewoląt i dzieci, jest bezpodstawna. Dzisiaj współczesna nauka podchodzi do tej kwestii inaczej, zgadzając się co do tego, iż u dzieci pojawiają się zachowania seksualne. Założenie o istnieniu seksualności u dzieci, wzbudzało pewne kontrowersje z tego powodu, iż nie było ono właściwie zrozumiane. Możnaby zarzucić psychoanalizie, że ta sugeruje, iż dzieci, podobnie jak dorośli, posiadają seksualność i powinny one zaspokajać swoje potrzeby seksualne. Taki zarzut wynika z pominięcia dwóch istotnych elementów psychoanalitycznej teorii rozwoju psychoseksualnego: założeniu o istnieniu nieświadomości, oraz założeniu o istnieniu seksualności polimorficznej.

Seksualność nieświadoma

Pierwszym, bardziej oczywistym założeniem dotyczącym rozwoju psychoseksualnego, jest działanie mechanizmów obronnych, które spychają nieakceptowane treści do nieświadomości. Według tej teorii, seksualność dziecięca w dużej mierze pozostaje nieświadoma. Jedyne jej przejawy można dostrzec w zachowaniach, które dość jednoznacznie wskazują na ich seksualny charakter, tj., masturbacja, zabawy w doktora, w "mamę i tatę". Jednak nie ma takich dowodów na to, aby dziecko zdawało sobie sprawę z tego, jak wygląda dorosła aktywność seksualna – psychoanaliza zakłada, że dziecko ma na ten temat pewne wyobrażenia, które potem kształtują jego postrzeganie stosunku seksualnego w dorosłości. To wyobrażenie o aktywności seksualnej rodziców, okazuje się mieć dość znaczący wpływ na seksualność dziecka w przyszłości.

Doświadczenia kliniczne wskazują, iż dzieci tworzą wyobrażenie na temat stosunku seksualnego rodziców, na podstawie obserwacji relacji pomiędzy rodzicami, oraz na podstawie własnych fantazji. To wyobrażenie na temat stosunku seksualnego rodziców, psychoanaliza nazywa wyobrażeniem na temat sceny pierwotnej, tj., sceny stosunku seksualnego rodziców. Analiza sceny pierwotnej ma o tyle znaczenie, że wyobrażenie na temat stosunku seksualnego rodziców, odzwierciedla fantazję o tym, jak powinien wyglądać stosunek seksualny. Ta fantazja budowana jest na podstawie obserwacji roli płciowej ojca i matki, oraz interakcji pomiędzy nimi.

Np.: być może pacjentka wychowywana w rodzinie patriarchalnej, gdzie ojciec był "głową rodziny", podejmował wszystkie decyzje, a zadaniem żony było wychowywanie dzieci i zaspokajanie jego potrzeb – prawdopodobnie może mieć wyobrażenie o scenie pierwotnej, jako masochistycznym akcie upokarzającego podporządkowania się mężczyźnie, przed czym w bieżącym momencie, albo w dorosłym życiu, będzie się bronić poprzez niezależną postawę wobec mężczyzn, albo będzie żyć w przekonaniu, że kobieta nie może się realizować zawodowo i nie może zaspokajać swoich potrzeb znajdując się w relacji z mężczyzną. Przy tej pierwszej obronnej postawie, takie wyobrażenie o scenie pierwotnej mogłoby wpłynąć negatywnie na zdolność do odczuwania satysfakcji seksualnej i orgazmu, które były by nieświadomie uznawane za akt upokorzenia. W drugiej wersji, identyfikacji z masochistycznym wzorcem relacji intymnej, takie wyobrażenie o stosunku seksualnym mogłoby wiązać się z lękiem przed odczuwaniem satysfakcji seksualnej, jako czymś zakazanym, zarezerwowanym tylko dla mężczyzny.

Dlaczego seksualność dziecięca zostaje zepchnięta do nieświadomości? Jak wiadomo, najbliższymi osobami dla dziecka są rodzice. W kontekście relacji z matką, karmienia i kontaktu fizycznego, dziecko doświadcza satysfakcji, poczucia zaspokojenia i bezpieczeństwa, które potem stają się składowymi elementami satysfakcji seksualnej – opowiem o tym więcej omawiając seksualność polimorficzną. Razem z tym, gdy bardzo uogólnione reakcje seksualne, coraz bardziej się krystalizują, dziecko zaczyna stopniowo dostrzegać, iż matka nie jest związana tylko z nim, ale także posiada satysfakcjonującą relację seksualną z ojcem. Dostrzeżenie faktu, iż rodzice znajdują się w takiej bliskiej relacji, aktywizuje pewne emocje związane z zazdrością, ponieważ dziecko pragnie posiadać matkę na własność tylko dla siebie. Jednocześnie mały brzdąc zaczyna interesować się relacją rodziców i fascynować się satysfakcją, jaką ci mogą uzyskiwać we wzajemnej relacji. W ten sposób dziecko zaczyna dostrzegać szczególną, niedostępną dla niego sferę życia seksualnego rodziców, a następnie zaczyna tworzyć wyżej wspomniany obraz sceny pierwotnej w oparciu o obserwacje relacji między rodzicami. Wielu rodziców z łatwością zauważy pewne zachowania dziecka, charakteryzujące się szczególną ciekawością, dotyczącą tego, co robią rodzice w nocy. Ta ciekawość realizuje się w zainteresowaniu pokojem lub łóżkiem sypialnym rodziców, albo w lękach nocnych, w wyniku których dziecko domaga się, by spać z rodzicami.

W związku ze świadomością szczególnej relacji pomiędzy rodzicami, dziecko zaczyna tworzyć pragnienie brania udziału w tej relacji, oraz czerpania satysfakcji w taki sposób, w jaki rodzice czerpią satysfakcję ze swojego wspólnego życia. Zbiega się to z reguły z okresem, w którym chłopiec pragnie naśladować ojca, a dziewczyna matkę. Pojawiają się pragnienia naśladowania rodzica tej samej płci, podziwu do niego i życzenia, by stać się tak męskim, albo tak kobiecą, jak rodzic. Razem z tymi pragnieniami pojawiają się fantazje, by zastąpić rodzica tej samej płci, by móc czerpać satysfakcję na takim poziomie, na jakim czerpie ją para rodzicielska. Pragnienie, by uzyskać miłość i satysfakcję na takim samym poziomie, co rodzic tej samej płci, prowadzi do zazdrości o rodzica przeciwnej płci, oraz nieświadomego pragnienia usunięcia rodzica tej samej płci. To pragnienie przepełnione jest ambiwalencją, ponieważ rodzic tej samej płci, chociaż dziecko pragnie go usunąć, jest także podziwianym, kochanym i cennym obiektem. W ten sposób tworzy się tak zwany kompleks edypalny, charakteryzujący się miłością i nieświadomą nienawiścią do rodzica tej samej płci, rywalizującego z dzieckiem o rodzica przeciwnej płci (Dla ułatwienia, odnoszę się tutaj do kompleksu edypalnego kształtującego seksualność heteroseksualną).

Te fantazje, by czerpać satysfakcję na takim samym poziomie co rodzic tej samej płci, by wyeliminować podziwianego i kochanego rodzica tej samej płci, oraz zdobyć miłość rodzica przeciwnej płci, są oczywiście fantazjami zakazanymi. Ten zakaz realizuje się w pierwszym rzędzie poprzez tabu kazirodcze: rodzice nie uprawiają seksu z dzieckiem. Złamanie tego tabu, nawet jeśli działoby się z woli dziecka (takie przypadki pedofilii też istnieją), prowadzi zawsze do poważnych zaburzeń rozwoju psychoseksualnego, prowadzących do niezdolności do stworzenia relacji intymno-seksualnej (dzieje się tak dlatego, ponieważ dziecko wtedy nieświadomie nie rezygnuje z więzi z rodzicem przeciwnej płci, a to jest konieczne, aby dojrzewając mogło skierować pragnienia relacji intymnej na jakąś osobę spoza rodziny). W drugiej kolejności, zakaz dotyczący uczestniczenia w relacji rodziców, objawia się poprzez szereg zasad, które rodzice narzucają dziecku w procesie wychowania. Te zasady uświadamiają dziecku, iż to nie jest dorosłym i nie ma dostępu do dorosłego sposobu funkcjonowania seksualnego. Dodatkowo dziecko, oczywiście uświadamia sobie ten fakt tym, że samo jest dość bezradnym dzieckiem, a rodzice są w jego wyobrażeniu, omnipotentnymi dorosłymi, mogącymi wszystko.

Zatem seksualność dziecka jest przede wszystkim nieświadoma w wyniku przyjęcia zasad narzuconych przez rodziców, oraz dzięki świadomości dziecka, iż to jest tylko dzieckiem znajdującym się w relacji z dorosłymi, a więc jego fantazje nie mogą zostać zrealizowane.

Seksualność polimorficzna

Pojęcie polimorficzności odnosi się do tego, iż dany aspekt jest wielopostaciowy i różnorodny. Polimorficzność seksualności dziecka nie jest wykrystalizowana, dlatego nie koncentruje się na doznaniach genitalnych – to tworzy się później.

Jak już wspomniałem, do przetrwania dziecka potrzebny jest kontakt fizyczny i emocjonalny z matką. Psychoanaliza, jak i współczesna nauka, zakładają iż dziecko czerpie konieczną do życia przyjemność z tych aspektów relacji z matką, mianowicie z kontaktu wzrokowego i skórnego. W pewnych okresach życia, rodzice, oraz dziecko, koncentrują szczególnie uwagę na określonych aspektach relacji matka-dziecko. Jak wiadomo, w pierwszym okresie życia, dziecko czerpie satysfakcję przede wszystkim z karmienia, ponieważ jego główne sygnalizowane płaczem potrzeby, dotyczą jedzenia. Pozostałe sytuacje dotyczące dyskomfortu fizycznego u dziecka, odnoszą się nie tyle do jego potrzeb, ale do pragnienia usunięcia jakiegoś nieprzyjemnego bodźca, np.: gdy dziecko pragnie być ogrzane przez matkę, bo jest mu zimno. Sytuację karmienia wyróżnia też fakt, iż dziecko jedząc, otrzymuje coś materialnego od matki, co przyjmuje, tj., mleko. Ten fakt ma szczególne znaczenie w relacji matka-dziecko, gdzie poprzez karmienie rozwija się stopniowo koncepcja dawania i brania, oraz koncepcja zależności od obiektu, który może coś dać, ale nie musi. Ta koncepcja będzie miała wielkie znaczenie dla treningu czystości, podczas którego to dziecko stanie się aktywnym "dającym" matce.

Okres, w którym główną przyjemność w relacji z matką, dziecko czerpie z jedzenia, został w psychoanalizie nazwany fazą oralną rozwoju. Psychoanaliza zakłada, że w tym okresie popędy, można powiedzieć, "pseudoseksualne", tj., dotyczące seksualności jeszcze nie genitalnej, nie wykrystalizowanej i polimorficznej, były realizowane poprzez jedzenie w relacji z matką.

Drugim kluczowym okresem w rozwoju, jest trening czystości. Jak wiadomo, dziecko koncentruje swoją uwagę, oraz swoje emocje wokół aspektu, który ma znaczenie dla rodziców. Oczywistym zatem będzie fakt, iż gdy rodzice zaczną interesować się treningiem czystości, gdy zaczną wprowadzać pewne zasady i restrykcje dotyczące wydalania i powstrzymywania się od wydalania, to dziecko zacznie zwracać na to szczególną uwagę. Tutaj istotne znaczenie ma właśnie koncepcja dawania i brania. W fazie oralnej, dziecko było pasywnym odbiorcą mleka matki, która dawała mu pokarm. Jedyną rzeczą, jaką dziecko mogło oddać matce, to była wdzięczność i poczucie własnej satysfakcji, jako prezent za to, co otrzymało od kochającego obiektu. W fazie oralnej dziecko nabyło pasywny wzorzec zaspokajania potrzeb. W fazie analnej, dotyczącej treningu czystości, to się zmienia. W tym okresie, to rodzice zwracają się do dziecka z prośbą o coś.

Dziecko szybko odkrywa, że aby zrealizować tę prośbę, musi podporządkować się jakimś określonym zasadom dotyczącym miejsca i czasu, w jakim może wydalać. To oczywiście staje się powodem buntu i ambiwalencji względem rodziców, ale tymi tematami zajmę się przy innej okazji. Mały brzdąc zatem, przy okazji treningu czystości, ma okazję spełnić oczekiwania matki, dać jej coś, czego ona pragnie, tj., spełnić zasadę, jaką ona nakłada na dziecko. Dziecko, mając w pamięci wdzięczność i miłość, jakie odczuwało względem matki przy karmieniu, teraz decyduje, by poświęcić swoje impulsywne potrzeby wydalania, zacząć je kontrolować, aby móc tym sprawić matce radość. Dziecko uczy się przestrzegać zasady nałożonej przez rodziców z miłości do rodziców fantazjując, iż zaspokaja w ten sposób ich potrzeby. Dzieje się tak dlatego, iż dziecko zdaje sobie sprawę, iż rodzice nie mają wpływu na nie i to ono samo może zadecydować o czasie i miejscu oddania stolca. W tym momencie to już nie rodzice są tylko silni, kontrolujący i omnipotentni, ale też dziecko może kontrolować rodziców i czuć się omnipotentne poprzez to, że może spełniać ich oczekiwania, ale nie musi. Ostatecznie w sprzyjających warunkach wygrywa miłość i dziecko podporządkowuje się matce z miłości do niej.

Towarzyszy temu pewna symbolizacja. Trening czystości jest czymś niezmiernie ważnym dla rodziców, czymś czemu matka poświęca wiele uwagi i jest bardzo zaangażowana emocjonalnie w aspekty relacji z dzieckiem, związane z kontrolą wydalania. Dziecko zauważając to, samo angażuje się emocjonalnie w ten obszar i uświadamia sobie wielkie znaczenie, jakie ma dla matki trening czystości. Psychoanaliza zakłada, że dziecko w wyniku uświadomienia sobie tych faktów, zaczyna traktować stolec, jako coś wartościowego, co daje matce. Oczywiście nie w sensie dosłownym, ale daje stolec w kontekście treningu czystości. To w fantazji dziecka tworzy nową formę relacji z matką: relację, w której aktywność stoi po stronie dziecka. Tutaj to dziecko coś daje matce, to dziecko zaspokaja jej potrzeby, a zatem to ono tym razem jest aktywne, a matka pasywna, ponieważ nie może ona zmusić dziecka do przestrzegania zasady, a zatem jest zależna od woli dziecka, tak samo jak wtedy, gdy brzdąc, jako niemowlę był zależny od matki, która w zależności od swojej woli mogła je nakarmić.

Podsumowanie

W oparciu o doświadczenia brania i dawania, bycia zaspokajanym i spełniania oczekiwań, bycia pasywnym i aktywnym, tworzy się wzorzec relacji, odnoszący się do zaspokajania własnych potrzeb popędowych, oraz potrzeb popędowych obiektu miłości. Wszystkie te doświadczenia stają się pewnym mglistym symbolem dojrzałego, genitalnego stosunku seksualnego, gdzie seks jawi się, jako pewna metafora aktywności i pasywności, dawania i brania, zaspokajania i bycia zaspokajanym, spełnienia oczekiwań i doświadczenia spełnionym oczekiwań. Wraz z krystalizacją doznań seksualnych, ich fiksacją na genitaliach, doświadczenia z okresów karmienia, treningu czystości, oraz innych podrzędnych aspektów relacji matka-dziecko, te okresy i doświadczenia, wpływają na postrzeganie stosunku seksualnego, jako zaspokajającego lub nie, opartego na wzajemnym dawaniu i braniu, bądź opartego tylko o branie lub tylko o dawanie; jako wyrażającego pragnienia zarówno aktywności, jak i pasywności, albo wyrażającego tylko aktywność, bądź tylko pasywność. Te poszczególne koncepcje wytworzone z doświadczeń karmienia, kontaktu z matką, obserwacji relacji pomiędzy rodzicami, przebiegu treningu czystości, przyczyniają się do ostatecznego obrazu stosunku seksualnego i relacji intymnej u dziecka. W ten sposób zaspokojenie popędów jedzenia, oraz podporządkowanie popędów wydalania, przyczynia się do kształtu popędu prokreacji.

Zatem aktywność popędowa okresów oralnego i analnego, nazywana jest seksualnością polimorficzną, czyli wyrażającą się poprzez inne popędy niż prokreacja, tj., jedzenie i wydalanie, a także poprzez inne doświadczenia związane z agresją (działającą w służbie uzyskania autonomii i usunięcia frustrujących, oraz nieprzyjemnych bodźców) i potrzebą obecności (pierwotnie wyrażającą się kontaktem skórnym). Tak więc, seksualność dziecka nie jest wykrystalizowana, ani skupiona wokół genitaliów, co też prowadzi do specyficznych konfliktów i lęków w obliczu fantazji związanych z pragnieniem zagarnięcia dla siebie rodzica przeciwnej płci, oraz pragnieniem usunięcia rodzica tej samej płci. Te konflikty miłości i nienawiści, połączone ze specyfiką oczekiwań matki i postaw matki w specyficznych fazach rozwoju psychoseksualnego, kształtują w późniejszych latach rozwoju dojrzałą, genitalną seksualność dziecka.

Zatem seksualność, jako kolejny obszar realizacji popędów, kształtując się, znajduje się pod znaczącym wpływem innych aktywności popędowych, a przede wszystkim interakcji z matką i otoczeniem, jaka powstaje przy okazji zaspokajania potrzeb popędowych. Kluczem do zrozumienia rozwoju psychoseksualnego jest założenie, że realizacja popędów zawsze ma miejsce w kontekście relacji z obiektem. Nawet jeśli mówimy o masturbacji, czy o samotnym jedzeniu, czy wydalaniu, w kontekście zaspokajania tych popędów, w nieświadomej fantazji aktywizuje się konkretna relacja z obiektem, jaka została ukształtowana w relacji z matką, stając się prototypem dla kolejnych, już dorosłych relacji z innymi osobami, jak i staje się prototypem specyficznego wzorca charakteru, struktury osobowości, oraz stylów zachowania.

W ten sposób można zrozumieć, jak duże znaczenie w terapii ma analiza symbolów, fantazji i treści seksualnych w relacji z pacjentem. Seksualność ostatecznie prowadzi do wcześniejszych faz rozwoju, oraz jest wynikiem interakcji dziecka z rodzicami, dzięki czemu pewne zwrócenie się ku materiałowi związanemu z seksualnością, pozwala na rozszyfrowanie przyczyn i przebiegu kształtowania się danych wzorców relacji z matką, a potem z obojgiem rodziców, które to wzorce wytworzyły objaw, albo wzorzec charakteru, bądź stworzyły daną psychopatologię.


Pozdrawiam serdecznie.
Henryk Nowacki
Psychoterapia Kraków
www.psychodynamiczna.org

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

wtorek, 17 lutego 2015

Na czym polega nerwica

Na czym polega nerwica


Autor: Henryk Nowacki


Niniejszy tekst dotyczy pojęcia nerwicy, stworzonego na potrzeby teorii psychoanalitycznej, a więc będzie dotyczył tego, jak to pojęcie jest rozumiane przez psychoanalizę.


Zanim podejmę się opisu dotyczącego pochodzenia nerwicy, należy wyjaśnić pewną istotną kwestię dotyczącą pochodzenia tego pojęcia. Nerwica jest pojęciem stworzonym na potrzeby teorii psychoanalitycznej. Z tego względu omówienie tego pojęcia, wymaga odwołania się do psychoanalizy, która w określony sposób wyjaśniała obecność symptomów nerwicowych.

Nerwica według indeksu zaburzeń DSM-IV, jest nieaktualną już jednostką chorobową. Została ona zastąpiona pojęciem zaburzeń lękowych (jej objawy można też zaliczyć do grupy zaburzeń dysocjacyjnych i somatycznych). Wynika to z tego, że pojęcie nerwicy wywodzi się z teorii psychoanalitycznej, a co za tym idzie, zakłada ono pewne określone przyczyny nerwicy. Dzisiejsza psychiatria amerykańska niekoniecznie zgadza się z teorią psychoanalityczną, dlatego skoncentrowała się na samych objawach nerwicy i z tego powodu stworzyła alternatywną kategorię zaburzeń lękowych, w której skupiła się przede wszystkim na objawach, a nie pochodzeniu tych objawów, jak robi to psychoanaliza. W stosowanym w Polsce i Europie Indeksie zaburzeń ICD-10, pojęcie nerwicy jest wciąż aktualne, jako "Zaburzenia nerwicowe, związane ze stresem i pod postacią somatyczną". W tym artykule, zajmę się omówieniem etiologii nerwicy w rozumieniu psychoanalitycznym, zatem nie będę odwoływał się do indeksu zaburzeń ICD-10. Różnica pomiędzy teorią psychoanalityczną dotyczącą nerwic, oraz psychiatrią koncentrującą się na samym usunięciu objawów, wiąże się z tym, że psychoanaliza sugeruje, iż w nerwicy nie tyle chodzi o objaw, co o jego przyczynę. Wynika tego pogląd, iż w nerwicy objaw niesie ze sobą pewne znaczenie, czyli objaw jest wynikiem pewnej nieświadomej próby poradzenia sobie z materiałem nieakceptowanym. Za pomocą objawu, podmiot zachowuje pewną doraźną równowagę, dzięki której może lepiej lub gorzej funkcjonować. Jednak, jak można się domyśleć, te doraźne sposoby zachowania wewnętrznej równowagi, mimo wszystko ograniczają funkcjonowanie i było by ono znacznie lepsze, gdyby objawów nie było. Zatem objaw wynika z pewnej strukturalnej wady, przez którą podmiot nie potrafi spożytkować całej swojej energii i wyraża ją poprzez objaw.

Ta "strukturalna" wada, która jest przyczyną objawu nerwicowego, według psychoanalizy wynika z konfliktu. Aby móc wyjaśnić na czym polega ten konflikt, należy najpierw odwołać się do modelu topologicznego osobowości. Zgodnie z tą koncepcją osobowość składa się z ego, id, oraz superego. Jak wiadomo, konflikt tutaj jest pomiędzy popędowym id, oraz superego niezdolnym do tolerowania potrzeb id. W osobowości, która nie ma objawów, ego jest w stanie pogodzić ze sobą wymagania superego, przy jednoczesnym zaspokojeniu potrzeb id. Czyni to z pomocą mechanizmów obronnych, których funkcją jest kierowanie, hamowanie i kontrolowanie, oraz zaspokajanie potrzeb id. Niemniej jednak, ego nie zawsze daje sobie radę w godzeniu ze sobą id i superego. W efekcie tego ego musi tłumić duże pokłady popędowości, aby zaspokoić żądania surowego superego. Energia id, która nie ma ujścia, zaczyna produkować objaw.

Biorąc pod uwagę takie rozumienie nerwicy, leczenie psychoanalityczne lub psychodynamiczne, koncentruje się nie na objawach, które mają charakter wtórny względem struktury osobowości, ale na sposobie, w jaki ego pacjenta radzi sobie z popędowością. Tutaj istotna jest pewna kwestia, dotycząca samej analizy. W leczeniu nie chodzi o uświadomienie sobie tego, czego pacjent się boi, ponieważ to nie wniosłoby wiele do leczenia, ale istotne jest uzyskanie kontaktu z emocjami i doświadczeniami, które wywołały ten lęk i doprowadziły do postrzegania jakiegoś uczucia, jakiejś potrzeby, jako zagrażającej. Dopiero kontakt z zapomnianym trudnym materiałem prowadzi do powtórnego przepracowania tych trudnych emocji, co prowadzi do zmiany w strukturze mechanizmów obronnych.

Jak wspomniałem w artykule "O co chodzi z tą psychoterapią psychodynamiczną?", relacja z matką, jak i z obojgiem rodziców, stanowi pewnego rodzaju matrycę dla relacji z innymi ważnymi osobami w dorosłym życiu. Ta teza wynika z tego, iż to właśnie rodzice są pierwszymi osobami, które zaspokajają, albo też frustrują pewne potrzeby dziecka, tworząc specyficzny obraz obiektu, oraz self. To wyobrażenie na temat siebie i obiektu, jak i wyobrażenie o relacji z obiektem, sprawiają że nabywamy nieświadome przekonania na temat tego, jakie potrzeby mogą być zaspokojone, jakie nie, oraz jak możemy zaspokajać swoje potrzeby. Ten wzorzec wchodzenia w relacje wynika z obrazu siebie, który implikuje pewne postawy zgodne z tym obrazem, jak i wynika z obrazu obiektu, który implikuje to, czego możemy po obiekcie się spodziewać. W związku z tym w oparciu o obraz siebie, jak i obraz obiektu, mamy wyobrażenie o konstelacji wzorców zaspokojenia własnych potrzeb. Ten wzorzec może być skonstruowany tak, że faktycznie odpowiada na nasze wszystkie potrzeby, uwzględnia wachlarz wszystkich emocji, albo może też zakładać tłumienie jakichś konkretnych postaw, emocji, czy potrzeb. Jeśli wzorzec zostanie skonstruowany w sposób patologiczny, tj., będzie opierał się na założeniu, iż pewne potrzeby, emocje, czy zachowania, nie mogą zostać zaakceptowane, chociaż te istnieją i są aktywne, najprawdopodobniej, na podstawie takiego wzorca, na poziomie nieświadomym, konieczne będzie skonstruowanie obron przeciwko tym nieakceptowanym emocjom, potrzebom i zachowaniom.

W ten sposób, przykładowo ktoś może rozwinąć wzorzec nieśmiałości w sytuacjach społecznych, ponieważ w repertuarze swojego obrazu obiektu nie ma takiego wyobrażenia, aby móc być dumnym z siebie i pewnym siebie w obliczu innych osób, które mogłyby to docenić. Obraz obiektu takiej osoby, zapewne będzie zawierał postawy raczej mało życzliwego rodzica, który nie akceptuje pewnych potrzeb dumy, zadowolenia i ekspresji własnej wartości, a nawet być może patrzy na to krytycznym okiem. Prawdopodobnie udział w takim układzie obrazów self i obiektu, brali rodzice, potępiając, albo obojętnie reagując na wszelkie potrzeby podmiotu, dotyczące pragnienia dumy z ich strony, dotyczące pragnienia uzyskania aprobaty z ich strony i pochwały dla przekonania, iż jest się wartościowym człowiekiem. Prawdopodobnie pod tym wzorcem zachowania, polegającym na nieśmiałości, czerwienieniu się, tkwi blokada dla emocji złości na krytyczny obiekt rodziców, którzy nie doceniali i krytykowali obiekt, gdy ten był dzieckiem. Nie wykluczone, że pod tą złością kryje się także zablokowana depresja i bezradność w obliczu obojętności rodziców względem dziecka, które pragnęło być ich dumą i chciało uzyskać ich podziw, czego nie otrzymało.
Osoby cierpiące na nerwicę, z reguły doświadczają jakiegoś dosyć konkretnego zespołu objawów, które są świadome dla cierpiącego i bardzo dla niego uciążliwe, bo zakłócającego jego codzienne funkcjonowanie. Najbardziej znanymi nerwicami, są nerwice obsesyjno-kompulsywne i nerwice lękowe. Ich objawy są wyraźne i znacznie utrudniają jakieś konkretne aktywności jednostki.

Jak już wspominałem, innym rodzajem nerwicy, jest nerwica charakteru, tj., charakteropatia. O tej dużo szerzej napisałem w artykule "Czy można zmienić charakter?". Dotyczą one repertuaru wzorców zachowania, albo pewnych cech, które uniemożliwiają jakąś aktywność już na poziomie ogólnym, np.: wejście w związek, albo osiągnięcie sukcesu zawodowego. Cechą charakterystyczną w tego typu nerwicy jest to, że patologiczny wzorzec zachowania nie jest świadomy i działają pewne obrony skierowane na to, aby nie został uświadomiony. Przykładem tego są osoby masochistyczne, które obawiają się odrzucenia innych, a ostatecznie nieświadomie sami to odrzucenie prowokują, potem złoszcząc się na innych i zrzucając na nich winę za to, że ich odrzucają. Tymczasem ich odrzucenie w głównej mierze wynika z tego, że to oni sami je sprowokowali, nie wiedząc nawet o tym.
Zatem celem rozwiązania takiego objawu, czy wzorca zachowania będzie dotarcie najpierw do tego, przed czym ten objaw, czy wzorzec zachowania, ma chronić. Po tym, kolejnym celem będzie dotarcie do wspomnień, które prowadziły do wytworzenia danego objawu i wzorca zachowania. W terapii analitycznej dzieje się też tak, że właśnie te tłumione emocje, zachowania i potrzeby, pojawiają się w relacji terapeutycznej i zadaniem terapeuty jest dostrzec je i uświadomić pacjenta, iż ten ich nie akceptuje. Stopniowa akceptacja tych emocji, zachowań, czy potrzeb, pozwala pacjentowi z reguły na dotarcie do wspomnień, które stały się przyczyną wytworzenia danego wzorca zachowania, czy objawu. Dotarcie to tych wspomnień, czy potrzeb, kontakt z nimi, oraz uświadomienie sobie, iż ostatecznie te nie były, a mogą być akceptowane, prowadzi do ich realizacji. Taki zabieg sprawia, że objaw, czy wzorzec zachowania, przestają już pełnić swoje funkcje obronne – gdyż nieakceptowana potrzeba zostaje wyrażona – co prowadzi do ich zaniku.


Pozdrawiam serdecznie
Henryk Nowacki
Psychoterapeuta Kraków
www.psychodynamiczna.org

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Rodzaje psychoterapii. Która najskuteczniejsza?

Rodzaje psychoterapii. Która najskuteczniejsza?


Autor: dafudo


Psychoterapia jest jedną z wielu młodych dziedzin medyczno-społecznych (leczącą i wspomagającą leczenie).


Psychoterapia (od stgr. ψυχή psyche = dusza i therapein = leczyć) – zbiór technik leczących lub pomagających leczyć rozmaite schorzenia i problemy natury psychologicznej. Wspólną cechą wszystkich tych technik jest kontakt międzyludzki, w odróżnieniu od leczenia czysto medycznego.

Warto udać się do psychoterapeuty w celu określenia danego problemu. Dobry psychoterapeuta rozpozna przypadek i skieruje do odpowiedniego specjalisty jeśli jest taka potrzeba.

Psychoterapeuta

Aby uzupełnić powyższą treść muszę jeszcze dodać, że psychoterapeuta przyjmuje pacjentów i klientów. Z pacjentami chorymi na choroby psychiczne współpracuje z psychiatrą, neurologiem oraz lekarzem rodzinnym. Terapia polega na wspomaganiu w leczeniu choroby a nie jej samym leczeniu.

Natomiast jeśli chodzi o klientów, to przyjmuje osoby cierpiące na problemy psychiczne. Wtedy terapia leczy a nie wspomaga.

Kiedy możemy powiedzieć, że jesteśmy pacjentem?

Wtedy, gdy cierpimy na zdiagnozowaną nerwicę, depresję, psychozę, chorobę psychiczną (niepełnosprawność umysłowa).

Kiedy możemy powiedzieć, że jesteśmy klientem?

Wtedy, gdy mamy problem życiowy (sytuacyjny – problem w domu, pracy, szkole, z chłopakiem, dziewczyną itp.), problem osobowościowy (kim jestem? po co żyję? co czego dążę?), stany depresyjne (wyjaśnienie w osobnym artykule).

Problemy z nas ma każdy. Nie należy się ich wstydzić. Psychoterapeuta pomaga je rozwiązać lub nastawia nas tak abyśmy mogli się z nimi uporać. Warto więc o tym mówić. Warto mieć wiedzę na powyższy temat, gdyż błędnie panujący stereotyp „psychoterapeuta jest od wariatów” uniemożliwia pomoc i wsparcie.

Gabinet psychoterapeutyczny

Wśród wiodących nurtów psychoterapii wyróżniamy.

  • Psychoterapia poznawczo – behawioralna - rodzaj terapii, który polega na ukazani przez terapeutę niewłaściwych zachowań i zaproponowaniu nowych, które poprawią nasze samopoczucie lub sytuację. W tym nurcie terapeuta nie skupia się na analizie przeżyć wewnętrznych i odczuć – terapia krótkoterminowa.
  • Psychoterapia psychoanalityczna – jeden z najstarszych nurtów stworzonych przez słynnego Zygmunta Freuda. Ten rodzaj terapii skupia się na analizie podświadomości i eliminowaniu w niej niepożądanych przyczyn – terapia długoterminowa, trudna i wymagająca.
  • Psychoterapia psychodynamicza – również jak psychoanaliza skupia się na podświadomości. Różnica polega na odtwarzaniu zachowań z dzieciństwa a nie przeżyć teraźniejszych – terapia długoterminowa.
  • Psychoterapia humanistyczna (egzystencjalna) - skupia się na zaspokojeniu konkretnych potrzeb klienta/pacjenta (lub pomocy w ich zaspokojeniu). Długość terapii różna.
  • Psychoterapia Gestalt – psychoterapia oparta na dialogu (rozmowie psychoterapeuty z klientem / pacjentem). Terapeuta skupia się na odkrywaniu potrzeb, emocji i pragnień swojego rozmówcy. Pomaga budować system wartości skupiając się na „TU I TERAZ” – teraźniejszości. Długość trwania (różna).
  • Psychoterapia systemowa – terapia, która zakłada, że klient jest częścią jakiegoś systemu (grupy, rodziny, społeczności, zakładu pracy itp.). Polega na przystosowaniu tej osoby do prawidłowego funkcjonowania w tej grupie. Terapia grupowa (rodzinna) lub indywidualna. Czas trwania różny.
  • Psychoterapia ericksonowska – psychoterapia pozytywnego nastawienia. Psychoterapeuta przede wszystkim próbuje pomóc pacjentowi wydobyć siły, potrzebne mu do wywołania, krok po kroku, pozytywnych zmian w swoim życiu rożnymi metodami, które uważa za skuteczne. Czas trwania różny.
  • Psychoterapia zorientowana na proces - w tej psychoterapii analizuje się sny, symptomy fizyczne, uzależnienia, kłopoty rodzinne, czy konflikty grupowe, jako czynniki prowadzące do przemiany.
  • Psychoterapia neurolingwistyczna – podaje się różne definicje. Ogólnie polega na monologu lub dialogu terapeuty, który wpływa na zmiany w psychice klienta/pacjenta.
  • Psychoterapia ruchem i tańcem – psychoterapia polegająca na aktywności fizycznej. Zakłada, że nasza aktywność fizyczna ma ogromny wpływ na nasza psychikę (wydzielanie hormonów i związków chemicznych w organizmie). Terapia często stosowana jako uzupełnienie pozostałych.
  • Terapia psychopedagogiczna – najmłodszy rodzaj terapii, który skupia się na rozwoju, wychowaniu i zachowaniu. Jest to mieszanka terapii behawioralnej, systemowej oraz Gestalt.
  • Socjoterapia, terapia społeczna lub psychoterapia socjoterapeutyczna – nurt terapeutyczny, który wykorzystuje naturę społeczną człowieka. Socjoterapia może skupiać się bezpośrednio na osobie chorej lub jej społeczności. Dąży do poprawy samopoczucia i prawidłowego funkcjonowania w środowisku.

Co do odpowiedzi na pytanie – Która najskuteczniejsza? - Każda z nich jest skuteczna, kwestia tyko która dla Ciebie?


Psychopedagog, terapeuta, resocjalizator, trener/coach, mentor, szkoleniowiec
Dawid Karol Kołodziej

http://psychopedagog.eu

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Relaksująca medytacja jako wsparcie w psychoterapii

Relaksująca medytacja jako wsparcie w psychoterapii


Autor: Tomasz Zieracki


Chcesz wiedzieć więcej o medytacji? Jesteś ciekawy, czy przynosi ona korzyści w terapii. Przeczytaj artykuł, a znajdziesz odpowiedzi na postawione pytania.


Gabinety psychoterapii stosują najróżniejsze metody w celu pomocy swoim pacjentom. Wspólną ich cechą jest kontakt międzyludzki w celu zmiany postawy i zachowań oraz rozwoju kompetencji emocjonalnych – rozmowa z psychoterapeutą naprawdę ma dużą moc. Jednak nie tylko ona jest rekomendowana wtedy, gdy chce się uzyskać optymalne rezultaty. Coraz większym powodzeniem cieszy się także medytacja jako relaksujące wsparcie dla psychoterapii.

Czym tak naprawdę jest medytacja?

Medytacja oznacza w języku łacińskim zagłębianie się w myślach czy rozważanie. Tego rodzaju praktyki są ukierunkowane na samodoskonalenie i jednocześnie na wyciszenie i uspokojenie. Medytacja kojarzona jest w szczególności z religiami i duchowością Wschodu, między innymi w buddyzmie, taoizmie, konfucjanizmie, w których służy także osiągnięciu oświecenia, zespoleniu z bóstwem czy komunikacji z nim, jednak w ostatnim czasie coraz częściej wykorzystywana jest także przez różne szkoły psychoterapeutyczne.

Medytacja a psychoterapia

Głównym i niezwiązanym z religią celem medytacji wymienia się poprawę samopoczucia psychicznego i zdrowia fizycznego. Pozwala ona na uwolnienie umysłu od natłoku codziennych myśl, na osiągnięcie wewnętrznej harmonii, wyciszenie, które po traumatycznych przeżyciach często jest trudne do uzyskania. Z medytacją można osiągnąć taki stan łatwiej i nauczyć się stosować ją zawsze wtedy, gdy potrzebuje się odprężenia.

Dzięki medytacji osoba poddająca się psychoterapii jest w stanie uzyskać lepsze wyniki – jej fizjologia, duchowość i psychika współpracują ze sobą lepiej, zmienia się spojrzenie na świat i jego odbiór – staje się on bardziej klarowny i prostszy. Również pozytywnymi efektami medytacji są mniejszy stres oaz lepsza samokontrola. Badania wykazały ponadto, że regularne medytowanie reguluje ciśnienie krwi, zmniejsza arytmie serca, pomaga w bezsenności oraz przy migrenach.

Gdzie nauczyć się medytacji?

Coraz więcej gabinetów psychoterapeutycznych oferuje możliwość nauki medytacji pod okiem doświadczonych w tym specjalistów. Warto w związku z tym zainteresować się medytacją jako skutecznym wsparciem w psychoterapii, ponieważ dzięki prostym technikom medytacji można osiągnąć naprawdę dobre wyniki zarówno dotyczące zdrowia psychicznego, jak i fizycznego.


Artykuł powstał, dzięki współracy z właścicielką strony www.danutadlugosz.pl.

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

poniedziałek, 24 listopada 2014

Psychoterapia. Moje zdanie.

Psychoterapia. Moje zdanie


Autor: Wojciech Imielski


W ostatnich latach dość często otrzymywałem od Czytelników listy z pytaniami o psychoterapię. Problem zazwyczaj dotyczył wyboru właściwego psychoterapeuty, ale niekoniecznie. Czasami ludzie pytają po prostu, co sądzę o psychoterapii i czy uważam...


...że w konkretnym przypadku psychoterapia ma sens i może pomóc. W latach mojej obecności w Sieci był to chyba najczęstszy temat kierowanych listów.

Nie jestem psychoterapeutą i nie zajmuję się terapią, dlatego zawarte w tym artykule rozważania będą miały charakter raczej amatorski, co w każdym przypadku ma swoje zalety i wady. Jako psycholog pracujący z ludźmi dysponuję, rzecz jasna, ogólną orientacją w zakresie związanych z psychoterapią problemów, tym bardziej, że w ramach studiów psychologicznych specjalizowałem się w psychologii klinicznej człowieka dorosłego i tematy związane z tym obszarem psychologii leżą w ścisłym centrum moich zainteresowań zawodowych. Wiele lat poświęciłem także na pracę z ludzkimi problemami o charakterze emocjonalnym, a pracując w szpitalach, poradni zdrowia psychicznego, w sądzie czy wreszcie w ramach praktyki prywatnej miałem okazję tego typu problemom przyglądać się na co dzień. Wreszcie – jako normalny zjadacz chleba sam, jak każdy, miewam swoje problemy, mogę więc spojrzeć na psychoterapię również z perspektywy ewentualnego klienta.

Nigdy nie specjalizowałem się jednak w psychoterapii i nie ukończyłem żadnego szkolenia psychoterapeutycznego, siłą rzeczy nie pracowałem więc nigdy jako psychoterapeuta, zaś moja styczność z profesjonalną i „żywą” psychoterapią ograniczyła się do kilku zrealizowanych w ramach studiów psychologicznych kursów („kurs” to w tym przypadku jednostka organizacyjna studiów, oznacza mniej więcej tyle, co „zajęcia” albo „przedmiot” itd.).

Z jednej więc strony – nie jestem specjalistą od psychoterapii i tej formy pomagania nie znam „od wewnątrz”. Z drugiej – wypowiadam się jako osoba w zasadzie bezstronna i bezinteresowna, nie mam bowiem żadnych szczególnych powodów, by psychoterapię atakować lub jej ewentualnie bronić.

Pewien znany psycholog, usiłujący z psychologii uczynić jakąś dziedzinę inżynieryjną, na histerycznym atakowaniu psychoterapii zrobił dość błyskotliwą karierę i w pewnych kręgach uchodzi dziś za psychologiczny autorytet naukowy o wybitnym umyśle ścisłym. O ile dobrze rozumiem, punktem wyjścia wszelkich jego poczynań było między innymi założenie, że psychoterapia to przede wszystkim sprytny sposób na niezwykle lukratywny i przy okazji niesłychanie szkodliwy interes, samych zaś psychoterapeutów cechuje niezwykła pazerność na bezlitośnie wyciskane z klientów pieniądze.

Wszelkie próby opisania ludzkiej natury w kategoriach statystycznie opracowanych liczb i tabelek są moim zdaniem dokładnie tak samo niepoważne, jak zdarzające się pod szyldem psychologii uprawianie najzwyklejszych czarów, tyle, że matematyzacja jest przykładem przesady w odwrotną stronę. O ile mi wiadomo, psychoterapia to też dość kiepski i niewdzięczny biznes – nie znam osoby, która byłaby w stanie żyć z samego prowadzenia tego typu działalności, a wszyscy znani mi psychoterapeuci pracują jednocześnie w kilku miejscach. Nieciekawa finansowa kondycja psychoterapeuty może, rzecz jasna, wynikać z wielu zjawisk, jednym z nich jest jednak na pewno trudna do subiektywnego oszacowania skuteczność psychoterapii, a także fakt, że oczekiwana, terapeutyczna zmiana w życiu wewnętrznym wymaga od pacjenta wielkiej cierpliwości, ogromnego nakładu pracy i czasu. Tymczasem wielu, jeśli nie większość klientów psychologa (psycholog niekoniecznie musi być psychoterapeutą, a nie każdy psychoterapeuta jest psychologiem) tak naprawdę nie pożąda faktycznych, pozytywnych wartości we własnym życiu, a podejmowane działania ukierunkowane są bardziej na uzyskanie doraźnych, bardzo przyziemnych i prozaicznych korzyści. Niejeden pacjent woli więc po prostu wpaść do psychiatry – po co męczyć się żmudnym, proponowanym przez terapeutę treningiem relaksacji, skoro lekarz przepisze tabletkę, mogącą w ciągu kilku minut całkowicie wytłumić lęk i sprowadzić na organizm błogi spokój? Ewentualne nieciekawe skutki, w postaci na przykład przedawkowania lub uzależnienia od używanych środków, są odroczone w czasie, a ich wizja, zwłaszcza z początku, raczej rzadko bywa wyraźna. Lekarz wystawi też zwolnienie z pracy, przepisze receptę na dowolny lek, a czasem wystawi zaświadczenie na potrzeby sprawy sądowej czy pomoże załatwić odszkodowanie lub rentę. Tego wszystkiego nie zrobi psychoterapeuta (chyba, że akurat przy okazji jest również lekarzem). Wszelkie te, często opłakane w skutkach korzyści, dla wielu osób niosą ze sobą prostą odpowiedź na pytanie, komu ewentualnie bardziej warto płacić.

Nie oznacza to bynajmniej, że interwencję medyczną uważam za bezwartościową, bo jest akurat przeciwnie – w przypadkach poważnych zaburzeń psychicznych i emocjonalnych pomoc lekarska jest nieoceniona, a wielu psychiatrów zajmuje się również pozabiologicznymi metodami leczenia, ale to już zupełnie inny temat.

Zamiast psychiatry można też odwiedzić bar – to dla wielu osób znacznie przyjemniejsze, niż stosowanie jakichś podejrzanych technik terapeutycznych, tym bardziej, że przesiadywanie w lokalu rozrywkowym, w przeciwieństwie do psychoterapii, nie wiąże się z żadnym wielkim wysiłkiem i nie wymaga podejmowania przykrych konfrontacji z niekoniecznie przyjemną prawdą o samym sobie.

(O różnicy pomiędzy zawodami i zakresem kompetencji psychologa i psychiatry przeczytasz w artykule Psycholog a psychiatra).

Sytuację dodatkowo komplikuje fakt, że usługi świadczone przez psychoterapeutę mają charakter całkowicie niematerialny. Chodzi mi o to, że po odbyciu takiej wizyty pacjent nie otrzymuje żadnego namacalnego ekwiwalentu pieniędzy, które u specjalisty zostawił. W przypadku lekarza jest to przynajmniej recepta czy zwolnienie chorobowe, a czasami coś trwałego, na przykład plomba w leczonym zębie. Innymi słowy, w przypadku wielu usług klient dokładnie wie, za co zapłacił i może to zmierzyć, zważyć lub przynajmniej poczuć. Z psychoterapią jest inaczej. W mojej ocenie, jeśli klient nie może zobaczyć czy dotknąć przedmiotu zakupu, jest mniej skłonny doceniać wartość otrzymanej usługi.

Spotkanie z psychologiem czy psychoterapeutą bardzo często skutkuje uczuciem pewnej ulgi, wynikającej po prostu z satysfakcjonującego kontaktu międzyludzkiego, pacjent zawsze jednak może zadać sobie pytanie – czy naprawdę muszę komuś za to płacić? Usługi psychoterapeutyczne kosztują, a praca psychoterapeuty naprawdę nie jest lekką. Specjalista z tej dziedziny, jak każdy inny, inwestuje swój czas, wysiłek i wiedzę specjalistyczną (uzyskaną zresztą po latach czasochłonnych i kosztownych szkoleń), a w tym konkretnym zawodzie – również duże, emocjonalne i intelektualne zaangażowanie. Tymczasem w naszym kraju (być może w innych również…?) powszechnym jest niezrozumiałe dla mnie oczekiwanie, że psycholog czy psychoterapeuta udziela świadczeń nieodpłatnie i wielu potencjalnych klientów nie chce płacić za usługi tego rodzaju, tym bardziej, że z psychologiem można się właściwie w wielu miejscach spotkać w ramach podstawowej opieki zdrowotnej (np. w poradni zdrowia psychicznego).

Nie bez znaczenia jest również fakt, że o ile nie sposób żyć bez chleba, wody, benzyny i paru innych rzeczy, o tyle psychoterapia, zwłaszcza w trudnych ekonomicznie czasach, stanowi naprawdę zbędny luksus. Ludzie muszą więc płacić rzeźnikom, piekarzom i dentystom, ale psychoterapeutom - niekoniecznie.

Definicja psychoterapii

W moim rozumieniu psychoterapia to profesjonalna pomoc udzielana człowiekowi na drodze do uzyskania pozytywnych i pożądanych zmian w życiu psychicznym, głównie zaś emocjonalnym. Z tej roboczej i uproszczonej definicji wynika przede wszystkim najbardziej podstawowy wyznacznik sensu i istoty psychoterapii – chodzi mi o to, że głównym czynnikiem sprawczym jest w procesie terapeutycznym praca samego pacjenta. Psychoterapeuta nie interweniuje niczym chirurg i nie naprawi życia psychicznego na zasadzie złożenia złamanej kończyny – raczej pod jego kierunkiem złamaną kończynę pacjent składa sam, co nie jest łatwe, ale ma swoje trudne do przecenienia walory. W odniesieniu do życia psychicznego sensowne i trwałe są bowiem, moim zdaniem, jedynie zmiany wypracowane przez własny wysiłek osoby zainteresowanej. Kojarzy mi się to ze znaną przypowieścią o wędce i rybie - lepiej dać komuś jedną rybę, czy podarować wędkę i nauczyć łowić...?

Zmiana „pozytywna” i „pożądana” to zmiana w kierunku poprawienia poziomu funkcjonowania w określonej dziedzinie życia.

Profesjonalnym psychoterapeutą zostaje osoba, która po ukończeniu studiów wyższych odbyła odrębne, specjalistyczne kursy w ramach wybranej szkoły psychoterapeutycznej. Ja sam polecam wyłącznie odpowiednio przeszkolonych i doświadczonych psychologów i lekarzy psychiatrów. Tylko przedstawiciele tych dwóch profesji dysponują, według mnie, odpowiednim przygotowaniem i – po pewnym czasie – doświadczeniem zawodowym. Każdy, kto zna i rozumie specyfikę psychologicznego myślenia i wnioskowania wie doskonale, co mam na myśli. Psychologia to bardzo szczególny zawód i wielu lat trzeba, by przyswoić sobie chociażby podstawowe zasady diagnostyki psychopatologicznej. Jest dla mnie nieporozumieniem, gdy psychoterapeutą zostaje polonista, pedagog czy filozof, choć rynek wszelkich usług staje się coraz bardziej nieprzewidywalny, a w dobie możliwości kupowania nieograniczonej liczby dowolnych dyplomów nie należy oczekiwać, by specjalizacje zawodowe w zadowalający sposób spełniały przypisaną im rolę.

Podejmowane w ramach psychoterapii działania i stosowane techniki mają, rzecz jasna, swoje uzasadnienie w określonej teorii psychoterapeutycznej, w której powinny być ukorzenione. Oznacza to, że w procesie psychoterapii terapeuta proponuje konkretne rozwiązania konkretnych problemów, a charakter i istota sugerowanych sposobów postępowania wynika ze specyfiki nurtu terapeutycznego, jaki reprezentuje ten akurat specjalista. Na temat wyboru nurtu terapeutycznego wypowiem się przy innej okazji, w tym miejscu wspomnę tylko, że każdy klient powinien próbować znaleźć odpowiedni dla siebie sposób teoretycznego i terapeutycznego ujęcia przeżywanych problemów.

Idąc dalej powiedzieć można, że psychoterapia to dość szczególny przypadek działań podejmowanych w kierunku rozwoju osobistego. Uważam, że wszelkie rodzaje psychoterapii powinny spełniać ten warunek. Jeśli w procesie terapii pacjent odnotowuje osobisty rozwój, to sama psychoterapia staje się siłą rzeczy sensowną, choć oczywiście głównym celem jest zawsze rozwiązanie określonego problemu, z którym klient przychodzi do terapeuty.

Czy psychoterapia naprawdę działa?

Jako człowiek pragmatyczny to pytanie uważam za najważniejsze. Szczerze powiem, że problem ten od lat budzi moje największe wątpliwości, sam bowiem często zastanawiam się, czy psychoterapia działa, albo inaczej – czy działa bardziej lub lepiej, niż jakiekolwiek inne, nie będące akurat psychoterapią formy wsparcia. Problem ten jest oczywiście na bieżąco weryfikowany badawczo, albo raczej podejmowane są w tym kierunku mniej lub bardziej udane wysiłki. Jak to w psychologii – ilu badaczy, tyle różnych wyników, zaś interpretacja uzyskiwanych rezultatów czasami tendencyjnie zmierza w kierunku pożądanych przez konkretnego autora wniosków. Zwolennicy psychoterapii uzyskują więc wyniki zgoła odmienne, niż jej przeciwnicy.

Miałem okazję poznać relacje wielu osób, które po odbyciu psychoterapii odczuły wielką ulgę, odnotowały pozytywne zmiany we własnym życiu, a nawet stwierdziły znaczącą poprawę własnego stanu psychicznego. I nie mam najmniejszych podstaw, by wątpić w autentyczność tego rodzaju deklaracji. Słyszałem też mnóstwo pochlebnych opinii na temat konkretnych specjalistów, co oznacza, że psychoterapię można uprawiać w sposób naprawdę odpowiedzialny, celowy, pozytywny i owocny.

Wielką wartość ma z pewnością psychoterapia odwykowa. Znam masę osób, które wyszły z nałogu głównie dzięki udziałowi w profesjonalnie prowadzonym leczeniu, bo uzależniony pacjent nie jest w stanie sam, w drodze nagłej iluminacji pojąć wszystkich związanych z nałogiem zjawisk i problemów.

W ostatnich czasach moją uwagę zwraca coaching (idiotycznie brzmiące słowo, ale do tej pory nikt nie znalazł chyba sensownego, polskiego odpowiednika) i bardzo ciekawe, stosowane na jego gruncie techniki. Coaching, rozumiany jako forma specjalistycznego poradnictwa, jest moim zdaniem szczególnie wartościowym pomysłem na osobisty rozwój pod okiem profesjonalnie przygotowanego przewodnika, ale w oparciu głównie o własne zasoby, wiedzę, samoświadomość i potencjał wzrostowy. Tego typu współpraca nie jest, rzecz jasna, psychoterapią ale głównie ze względu na postulat rozwoju osobistego, któremu coaching służy, ta forma wsparcia wydaje mi się w tym miejscu szczególnie wartą wspomnienia. Problemem, podobnie jak w psychoterapii może być to, że coachem, pod odbyciu stosownego szkolenia zostaje często osoba zupełnie przypadkowa, nie dysponująca żadnym sensownym, kierunkowym wykształceniem ani doświadczeniem zawodowym. Towarzyszy mi jednak uzasadniona (jak sądzę) nadzieja, że rynek usług sam bardzo skutecznie odsiewa patałachów od profesjonalistów, bo ci ostatni promowani są po prostu przez wysoką jakość świadczonych usług.

Z mojego punktu widzenia coaching ma jeszcze jeden, duży i ważny walor. Stosowane na jego gruncie techniki pracy mają bardzo racjonalny i przejrzysty charakter, nie przywodzą na myśl czarów, z którymi kojarzy mi się wiele technik psychoterapeutycznych.

Wielkie zalety mają według mnie wszelkie poradniki radzenia sobie z problemami znanymi przez autorów z własnego doświadczenia. W ostatnich czasach spotkałem takich pozycji dużo i wiele z nich napisanych jest bardzo rozsądnie, przystępnie a przede wszystkim z wykorzystaniem wiedzy sensownej i wartościowej, bo nabytej przez piszącego w drodze trudnej życiowej praktyki. Poradniki tego typu są często dostępne w formie amatorsko przygotowanych, sprzedawanych w Sieci e-booków, i jest to jeszcze jedno silne potwierdzenie wielkiej wartości Internetu jako medium. Gdyby nie ten sposób promocji i dystrybucji, autor zestarzałby się lub zdążył umrzeć, zanim przekonałby jakiekolwiek zgrzybiałe, niepostępowe i gnuśne, tradycyjne wydawnictwo do własnego, wartościowego pomysłu.

W trakcie końcowych lat studiów miałem okazję realizować rozmaite, związane z psychoterapią i poradnictwem kursy. Zajęcia miały dość różnorodny charakter, zazwyczaj jednak prowadzone były przez osoby mogące się w danym zakresie pochwalić bogatym doświadczeniem praktycznym. To chyba wtedy nabrałem towarzyszącego mi do dzisiaj, a trudnego do wykorzenienia przekonania, że psychoterapeuci to bardzo często ludzie sami permanentnie potrzebujący psychoterapii. Prowadzący zajęcia czasem zachowywali się co najmniej dziwnie, a przede wszystkim dość irytująco, głównie ze względu na demonstrowane postawy przenikliwej wszechwiedzy, skłonność do dzielenia włosa na czworo, doszukiwania się dziwnych symboli i znaczeń w każdym mrugnięciu, ziewnięciu i kiwnięciu palca. Czasami ze zgrozą słuchałem o najbardziej udziwnionych i zawiłych teoriach, mających jakoby wyjaśniać zaistniałe u pacjentów objawy. Co ważne – duża część słuchaczy (zapewne byli to gorąco zaangażowani kandydaci na przyszłych psychoterapeutów) doskonale wpasowała się w ten klimat, intelektualnie podążając za pijanym krokiem tego czy innego wykładowcy. Pamiętam też, że do wszelkich związanych z psychoterapią zajęć wyjątkowo chętnie garnęli się studenci słabi (w sensie osiągnięć edukacyjnych), zagubieni i nieporadni, czasami nawet całkiem otwarcie przyznający się do poważnych problemów natury emocjonalnej. Miewam wrażenie, że świadczenie usług psychoterapeutycznych dla wielu osób jest sposobem na podniesienie własnej samooceny i samopoczucia, co znajduje odzwierciedlenie w naszych zawodowych żartach, w myśl których jeśli psychoterapia komukolwiek pomaga, to zapewne wyłącznie samemu psychoterapeucie. Sądzę, że odbywa się to na zasadzie: „skoro pomagam innym, to pewnie sam doskonale sobie radzę” i wynika z prostego, łatwego do zaobserwowania faktu, że udzielanie porad innym osobom znakomicie wpływa na samopoczucie samego doradcy.

Wyjątkowo dobrze pamiętam zajęcia z zakresu systemowej terapii rodzin. Ćwiczenia prowadził wielki w tym temacie autorytet, znany w Polsce i poza jej granicami psychiatra. Choć klimat samych zajęć był pozytywny, a wykłady dość ciekawe, część praktyczna całego kursu do dzisiaj wzbudza moje jak najdalej idące wątpliwości. Podczas warsztatów oglądaliśmy między innymi nagrania sesji z uczestniczącymi w terapii rodzinami. Pamiętam kilka (albo kilkanaście) obejrzanych spotkań z jedną z krakowskich rodzin. Miałem wielką ochotę zapytać prowadzącego, co właściwie wydarzyło się od pierwszej, do ostatniej sesji, poza pustym gadaniem właściwie o niczym. Takie po prostu były moje odczucia – członkowie trzyosobowej rodziny wzajemnie wymieniali pewne zarzuty, narzekali na istniejący stan rzeczy, psychoterapeuta zaś właściwie nie zabierał głosu, ograniczając się głównie do dystyngowanego kiwania głową, wydawania znaczących chrząknięć i, od czasu do czasu, rysowania dość oryginalnych wykresów na ustawionej w pokoju, papierowej tablicy. Czasami, bez wielkiego powodzenia, usiłowałem ukrywać narastające rozbawienie, a w końcu zniechęcenie i rozczarowanie praktyczną stroną psychoterapii. Przyznam szczerze, że gdybym sam miał płacić za tego typu spotkania, szybko zażądałbym zwrotu poniesionych kosztów. Nie chodzi o to, że nie był widoczny jakiś spektakularny, akrobatyczny efekt. Chodzi o czczą, pustą gadaninę o przysłowiowej dupie Maryni i o postawę prowadzącego, który w tym wszystkim wydawał się być człowiekiem kompletnie bezradnym, bez pomysłu na ewentualną pomoc, po którą przecież przyszła obserwowana przez nas rodzina.

Psychoterapeutom i kandydatom na psychoterapeutów zarzucam także skłonność do komplikowania świata i dodawania kosmicznej ideologii do najbardziej prozaicznych, codziennych spraw. Czytając artykuły na temat przemysłu porno albo wywiady z gwiazdami tej branży nie mogłem czasem uwierzyć, że z filmowania seksu uczynić można tak zawiłą filozofię, a pracę aktora erotycznego podnieść do rangi dyscypliny specjalistycznej. Jednak… można! Słuchając niektórych psychoterapeutycznych wywodów bywam pod wielkim wrażeniem, że do najdrobniejszej bzdury dorobić można tak zagmatwaną interpretację. Myślę, że jest to zjawisko występujące w każdym zawodzie: „uczyńmy z naszego fachu wielką filozofię, by nasi klienci wiedzieli, za co nam płacą i by mieli świadomość, dlaczego jesteśmy tak wybitnymi specjalistami”. Psychoterapeuci, zwłaszcza pewnych szczególnych nurtów, wyróżniają dziesiątki niewiarygodnie zaawansowanych, czasem cudacznych metod i technik psychoterapii. Ja, jako zwykły śmiertelnik podejrzewam, że często są to efektownie wyglądające, dziwaczne wymysły, nie mające żadnego praktycznego zastosowania. Wydaje mi się, że techniki takie to po prostu różne wariacje wspierającej rozmowy i że właśnie do tego w istocie sprowadza się psychoterapia.

Wielu klientów psychoterapeuty opowiadało mi również o pewnych nadużyciach, polegających na przykład na nadmiernej, niechcianej i nieakceptowanej przez pacjenta ingerencji w sprawy prywatne. Terapeuci miewają też nieco dziwne, nawet z punktu widzenia kultury osobistej zwyczaje, jak choćby ustawianie tykającego zegarka tuż przed nosem zdezorientowanego pacjenta celem przypomnienia mu, że płaci za godziny, a czas mija. Słyszałem o przynajmniej kilku, niezależnych od siebie takich przypadkach. Wielkim utrapieniem wielu osób bywają także terapeuci z powołania, z psychoterapią nie rozstający się w żadnym momencie swojego mesjanistycznego życia, ani na pogrzebie, ani na weselu, ani pod prysznicem. Tacy pomagacze usiłują natrętnie pomagać wszystkim, na każdym kroku i w każdej sytuacji, niezależnie od tego, czy napotkana akurat osoba potrzebuje/oczekuje/chce/wymaga/życzy sobie (...) wsparcia i psychoterapii. Zjawisko to bywa (i słusznie!) tematem wielu anegdot, kpin i żartów (choćby popularne, ironiczne chcesz o tym porozmawiać...?). Czasami jednak miewa również bardzo negatywny wpływ na wizerunek zawodu psychologa czy psychoterapeuty w ogólnym odbiorze społecznym. Wydaje mi się, że tacy nawiedzeni, całodobowi ratownicy to właśnie osoby, o których wspomniałem powyżej - psychoterapeuci permanentnie potrzebujący własnej psychoterapii.

W każdym zawodzie działają artyści, rzemieślnicy i partacze, przy czym ocena wartości dostarczanej usługi jest zawsze rzeczą bardzo względną i subiektywną. Zdarza się często, że ten sam specjalista jest zupełnie inaczej odbierany przez różne, korzystające z poradnictwa czy psychoterapii osoby. Według mnie niezwykle ważne jest, by dobrać psychoterapeutę dopasowanego nie tylko z punktu widzenia reprezentowanej orientacji zawodowej czy teoretycznej, ale także odpowiadającego pacjentowi charakterologicznie czy nawet światopoglądowo. A takie dopasowanie jest często po prostu kwestią dłuższych poszukiwań.

Wydaje mi się, że jak zwykle najwięcej zależy od istniejącego po obu stronach relacji nastawienia. Jeśli profesjonalny, rzetelny i rzeczowy psychoterapeuta ma okazję współpracować ze zdyscyplinowanym i zmotywowanym do zmiany pacjentem, cała rzecz z pewnością staje się wartą zainwestowanych sił i środków. Znam wiele osób, którym psychoterapia pomogła i jeśli pomogła, to chyba najważniejszy jej cel został osiągnięty.

Cieszy mnie także, że z upływem lat studia psychologiczne kończy wielu ludzi zdolnych i dobrze wykształconych, a przy tym konkretnych, rozsądnych i mocno stojących na ziemi, patrzących na życie z realnej i trzeźwej perspektywy. Jako obserwator z zewnątrz za największe nieszczęście środowiska zawodowego psychoterapeutów uważam znaczny odsetek nawiedzonych szamanów i wróżek, czyli błądzących w oparach absurdu, zagubionych i nieszczęśliwych psychologicznych eksponatów muzealnych, dla których nieudolne próby pomagania innym zdają się być niezawodnym sposobem na wszelkie własne bolączki.

Bliski kontakt dwóch osób

Terapeutyczny kontakt pomiędzy dwiema osobami jest jedną z najbardziej intymnych sytuacji międzyludzkich, jakie jestem sobie w stanie wyobrazić. Profesjonalnie, według wszelkich zasad sztuki i w sprzyjającym klimacie prowadzona psychoterapia jest bardzo szczególnym przypadkiem interpersonalnego przepływu emocji. Wspierająca obecność drugiego człowieka jest zawsze czynnikiem leczącym i czasami nawet osoba nie mająca nic wspólnego z psychoterapią bywa doskonałym wsparciem. Również w sytuacjach skądinąd wymagających interwencji specjalistycznej. Dojrzały emocjonalnie, doświadczony i dobrze wykształcony psychoterapeuta wnosi jednak cenne, profesjonalne rozwiązania, których z natury rzeczy nie może dostarczyć osoba nie dysponująca kierunkowym wykształceniem. Powinien go także cechować dystans i bezstronność, których często brak osobom znanym pacjentowi prywatnie.

Profesjonalna pomoc w rozwiązywaniu określonych problemów

Zawodowy psychoterapeuta ma za sobą wiele lat kształcenia się w kierunkach naukowych z zasady związanych z pomaganiem ludziom. Nauki społeczne dysponują wieloma skutecznymi i sprawdzonymi technikami radzenia sobie, a poszczególne propozycje terapeutyczne są na bieżąco poddawane rozmaitym badaniom. Jest wielce prawdopodobne, że w kontakcie ze specjalistą otrzymasz konkretną propozycję rozwiązania problemu i to jest oczywiście handlowy sens psychoterapii – płacąc, kupujemy usługę określonej wartości.

Wentyl emocjonalny

Często bywa tak, że psychoterapeuta jest dla swojego klienta przyjacielem, któremu można się po prostu wygadać. Nie ma w tym, jak sądzę, nic złego. W tym przypadku psycholog czy lekarz staje się po prostu „profesjonalnym przyjacielem” i spotkałem się z wieloma opiniami osób, które wizytę u psychoterapeuty traktują właśnie w ten sposób - jako okazję do swobodnej pogawędki, w komfortowej atmosferze i z pełną gwarancją dyskrecji. Czasami takie spotkania mogą skutkować także konkretnymi rozwiązaniami, mimo, że ich cel jest w pewnym sensie nawet czysto towarzyski.

Możliwość konfrontacji problemu z osobą bezstronną

Ile osób, tyle opinii, a finalnie jakąś decyzję i tak musisz podjąć sam. Z przyjacielskich porad wynika często więcej kłopotu niż pożytku – zasada ta dotyczy głównie zaangażowanych, amatorskich doradzaczy, a takich nie brak w żadnym środowisku. Są to osoby doradzające zawsze i wszystkim wokół, wyjątkowo łatwo formułujące odkrywcze, złote myśli („powinnaś go dawno rzucić, moja droga, już Arystoteles pisał, że…”, „nie martw się, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło…” itd.), a ich popisowym numerem o zapewne największej wartości terapeutycznej jest bezcenne: „nie martw się, wszystko będzie dobrze!”. Zazwyczaj szybko zauważyć można, że tego rodzaju doradzacze są w stanie nad wyraz skutecznie posprzątać podwórka wszystkie, poza swoim własnym. Zauważyłem, że na wychowaniu dzieci najlepiej znają się bezdzietni, a na małżeństwie – single. Nadmiernie pijących wyjątkowo chętnie pouczają ludzie codziennie pijani do nieprzytomności, a najwybitniejszymi ekspertami w zakresie naprawiania intymnych relacji uczuciowych bywają osoby wielokrotnie rozwiedzione. Domorosłym pomagaczom wyjątkowo trudno jest utrzymać konieczną perspektywę – często są to osoby z tych czy innych względów silnie przeżywające związane ze sprawą (i nie tylko), najrozmaitsze emocje.

Inaczej rzecz ma się z psychologiem czy psychoterapeutą. Jest to osoba profesjonalna, postronna i nie zaangażowana w twoje osobiste sprawy, zazwyczaj również nie znająca cię osobiście. W ocenie twoich problemów towarzyszy jej znaczny, specjalistyczny dystans, a twoje osobiste sprawy prywatnie nie mają (nie powinny mieć!) dla niej żadnego znaczenia.

Z drugiej strony wiadomo, że również psychoterapeuta jest istotą ludzką, wrażliwą, reaktywną, podatną na różne stany uczuciowe. Należy więc pamiętać, że pełna emocjonalna obojętność jest rzeczą nie tylko niemożliwą, ale i niepożądaną. Bez emocji nie istnieje motywacja, nie doświadczając określonych uczuć psychoterapeuta nie byłby więc na przykład zainteresowany niesieniem komukolwiek pomocy.

Warto wspomnieć, że trudno jest liczyć także na neutralność światopoglądową psychoterapeuty. W pobożnej teorii nieraz zakłada się, że terapeuta powinien być osobą całkowicie bezstronną i nie wnoszącą w proces kontaktu psychologicznego żadnych szczególnych przekonań czy uprzedzeń. W toku bliższej i bardziej wnikliwej analizy tego problemu okazuje się jednak, że neutralność światopoglądowa psychoterapeuty jest zjawiskiem nie tylko niemożliwym, ale także niepożądanym (polecam Czytelnikowi doskonały artykuł Bogusława Włodawca pt. Mit neutralności światopoglądowej psychoterapeuty – można nie tylko wiele się dowiedzieć, ale także zdrowo się pośmiać…). Poza wszystkim należy w podsumowaniu stwierdzić, że psychoterapia to bardzo złożony i wieloaspektowy problem. Zagadnienia takie, jak wybór psychoterapeuty czy cechy dobrego specjalisty podejmę w kolejnych artykułach już niebawem.


Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.